wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 24

Podszedłem do recepcji. Obsługi to nie mają tutaj miłej... Wiedziałem, że nie wpuści mnie do Rose, więc powiedziałem, że chcę się widzieć z doktorem Payne. Gdy przyszedł, gestem ręki pokazał mi, że mam z nim iść.
-Nocka? - zapytałem.
-Tak, a ty co? Spać nie możesz? - uśmiechnął się rozbawiony. Pewnie dlatego, że wyglądam gorzej jak trup i jest po trzeciej w nocy.
-Tak. W sumie wiesz czemu... - powiedziałem. Dalej już nic nie mówiliśmy. Gdy byliśmy pod salą Rose, uśmiechnął się i wpuścił mnie do środka. To co zobaczyłem trochę mnie zdziwiło. Była tylko poowijana w bandaże, twarz była cała. Leżała spokojnie nie ruszając się. Usiadłem obok niej. Czułem jak do oczu napływają mi łzy.
-Dlaczego?... - zapytałem sam siebie, prawie bezgłośnie. Chwyciłem jej drobną dłoń. Gładziłem zewnętrzną stronę. Spoglądałem na nią. Ani drgnie. Na prześcieradło kapały słone łzy rozpaczy. A co jeżeli ona się nie obudzi? Co wtedy? Nie przeżyję bez niej. Do sali wszedł Liam.
-Nie płacz. Jeszcze w tym tygodniu się obudzi.
-Ale jest dopiero poniedziałek! Ja nie wytrzymam! - krzyczałem.
Spokojnie. Jak coś, to wiesz gdzie jest oddział psychiatryczny. - zaśmiał się.
-Nie śmieszne.
-Oj tam. Nie martw się o nią. Jest w dobrych rękach, jej stan też się polepszył. Nawet blizn już nie ma. 
-Nie ma, bo leży w śpiączce od trzech tygodni...
-Posłuchaj. Idź do domu, wyśpij się, zjedz coś, ogarnij, a jutro, znaczy po południu, porozmawiamy o tym.
-Nie, ja tu zostaję.
-Wyglądasz gorzej jak Rose, więc... - nie skończył, bo mu przerwałem.
-Powiedziałem, że nigdzie nie idę!
-Dobrze... - westchnął i wyszedł z sali. Wróciłem wzrokiem do Rosalie. Ciekawe czy wie co się dookoła niej dzieje... Bicie serca było unormowane, spokojnie. Oddech również. Wszystkie papiery i maszyny medyczne pokazywały, że jest z nią dobrze. To dlaczego ona do cholery dalej jest w śpiączce?!
***
O nie, nie, nie! Serce zwalnia, maszyny piszczą. Wybiegłem na korytarz i zacząłem krzyczeć o pomoc. Kilku lekarzy, w tym Liam, zaczęli ją ratować. Reanimacje, wstrząsy. Nie mogłem znieść krzyków dochodzących z sali. Wbiegłem tam, przepchałem przez tłum ludzi i uklęknąłem przy łóżku Rose. Chwyciłem jej dłoń.
-Błagam cię Rose, nie możesz mnie zostawić! - błagałem. - Kocham Cię, nie możesz mi tego zrobić, proszę cię! - wykrzyczałem na cały głos. Moja głowa opadła na jej rękę. Poczułem jak ucisk na mojej dłoni jest coraz większy, nie z mojej inicjatywy. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że Rose się obudziła! To było nie do opisania. 
-Nie zostawię cię, nigdy. - Usiadłem na skraju łóżka. Rose ledwo co otwierała oczy.
-Bałem się, że cię stracę. - pomogłem jej się podnieść i ją przytuliłem. - Nigdy więcej, nie rób mi czegoś takiego.
-Przepraszam. - pocałowała mnie w policzek i jeszcze mocniej wtuliła we mnie. Drzwi do sali znowu się otworzyły, stał w nich nikt inny, jak doktor Payne.
-Udało ci się. - słowa były skierowane do mnie.
-Musiało, bo inaczej tej nocy umarłyby dwie osoby.
-Rose, jak się czujesz?
-Dobrze, trochę obolała, ale dobrze. - uśmiechnęła się. Brakowało mi tego. - A co z Victorią?
-O 18:00 wyszła ze szpitala, Harry ją zabrał. Poczekajcie chwilę, przyniosę twoje rzeczy, które udało się odzyskać. - zostaliśmy sami.
-Serio? Jazda po pijanemu? - zapytałem lekko zdenerwowany.
-Do Victorii przystawiał się jakiś koleś, ta się wkurzyła i kazała nam wracać do domu. Byłyśmy samochodem Nicole, ona prowadziła i...
-Nie kończ... - jej wzrok powędrował na płytki podłogowe, czyli tam gdzie mój znajdował się podczas tej "historyjki". Znowu ją przytuliłem. Oddała uścisk i mocno się wtuliła w moje ramiona. Liam, ty to masz wyczucie czasu. Po raz kolejny w tym pomieszczeniu... Podał Rose torbę. Znalazła tam klucze, telefon, portfel.
-Sukienki nie ma, przykro mi. - powiedział.
-Daj mi klucze, pojadę po twoje ciuchy i ci je przywiozę. - podała mi je i dostałem kolejnego buziaka. Uśmiech nie schodził z naszych ust.
-Dziękuję. - powiedziała krótko, a ja skierowałem się w stronę wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz