środa, 30 lipca 2014

Rozdział 95

Pomimo tego, że ból głowy nie ustawał i nie miałem ochoty na kłótnie z moją dziewczyną, postanowiłem pójść do jej mieszkania i z nią porozmawiać. Wstałem z murku, na którym dotychczas siedziałem i zmierzyłem do bloku, który był jakieś trzy ulice dalej. Droga zajęła mi jakieś pięć minut. Zatrzymałem się przed dobrze znanymi mi drzwiami i ostatni raz zastanawiałem się, czy mam tam wejść. Przyznam, że poczucie winy mnie zżera. Co prawda, Victoria również przesadziła, ale ja również krzyczałem. Położyłem dłoń na klamce i pociągnąłem nią w dół. Zrobiłem dwa kroki do przodu i rozejrzałem się dookoła. Na polu było jeszcze trochę ciemno, więc trzeba było świecić światła w pomieszczeniach. Vicki już nie spała, ponieważ świecił się światło w kuchni. Nie ściągając z siebie żadnych ubrań, poszedłem tam. Gdy przekroczyłem próg kuchni, ujrzałem odwróconą do mnie tyłem blondynkę, która nalewa sobie soku do szklanki. Też postanowiłem się napić, bo strasznie mnie suszyło. Podszedłem i stanąłem za jej plecami tak, że dzieliły nas milimetry.
-Jak było wrócić do "dawnego życia"? - zapytała i wyminęła mnie, nawet nie patrząc w moją stronę.
-O co ci chodzi? - chwyciłem szklankę z szafki i odkręciłem karton soku pomarańczowego.
-Jak było całą noc zaliczać obce laski? - zapytała spokojnie i usiadła przy stole, przodem do mnie, lecz dalej nie podnosząc wzroku.
-Z nikim się nie pieprzyłem. - odpowiedziałem stanowczo i oparłem się o blat kuchenny, trzymając w ręku w połowie opróżnioną szklankę.
-To co w takim razie robiłeś całą noc? - założyła ręce na klatce piersiowej i oparła się o krzesło. Wbijała we mnie morderczy wzrok, który dalej doskonale pamiętam.
-Kolejny raz upiłem się i spałem w pubie.
-Yhym... Pewnie... - wstała z krzesła i chciała odejść, ale chwyciłem jej ramię. Odwróciła się do mnie i w końcu spojrzała mi w oczy. 
-Czemu mi nie wierzysz? - odwróciła wzrok i odetchnęła ciężko.
-Jeszcze się pytasz?! Znikasz na całą noc, nie odbierasz ode mnie i nawet nie napiszesz głupiego sms'a gdzie jesteś, gdy ja się zamartwiam! - wykrzyknęła te słowa bardzo szybko, ale wszystko do mnie dotarło. Jej twarz skrzywiła się od bólu.
-W porządku, coś nie tak? - zapytałem z troską, ponieważ zmagała się z pokazywaniem, że coś jest nie tak.
-Nic nie jest w porządku. - powiedziała słabym głosem. Z minuty na minutę z jej twarzy odpływał kolor. Nie wyglądało to dobrze. Chciała odejść, ale już po chwili chwyciła się oparcia krzesła i zgięła w pół. Od razu byłem przy niej i pomogłem jej usiąść na krześle. Kucnąłem przed nią, odgarniając jej włosy, aby ją widzieć.
-Podać ci coś, zadzwonić do kogoś, powiedz coś? - panikowałem.
-Podaj mi tylko wody. - podałem jej szklankę z wodą i upadłem na kolana przed nią. Teraz tak bardzo się o nią martwiłem. Czekałem z nadzieją, że jej przejdzie, ale nie było żadnej poprawy. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer na pogotowie. 
-Gdzie dzwonisz? - zapytała się.
-Nie będę patrzył jak się skręcasz z bólu, do tego to może być coś poważnego z dzieckiem. - podałem do słuchawki nasz adres, co się dzieje. 
***
Czekałem przed salą, gdzie zabrali moją Vicki. W czasie gdy ją przewozili, cierpiała bardziej, a mi kroiło się serce, bo nic nie mogłem zrobić. Siedziałem na cholernym krześle, opierając łokcie na udach i głowę na dłoniach. Victoria kazała zadzwonić mi do Rose, więc oczywiście to zrobiłem. Zobaczyłem, że roztrzęsiona wychodzi z windy, a za nią był Niall, również przejęty. 
-Co się z nią stało? - usiadła koło mnie moja przyjaciółka. 
-Nie wiem... Pokłóciliśmy się i ona nagle źle się poczuła i... I zadzwoniłem po karetkę... Ona tak strasznie cierpiała... - zerwałem się z krzesła mówiąc. Moje oczy już piekły od łez,
które ciekły po moich policzkach. - To kurwa moja wina! - wydusiłem z siebie przez płacz i kopnąłem w krzesło. Niall mnie chwycił i usadowił z powrotem na siedzeniu.
-Nie obwiniaj się! Wszystko będzie dobrze z nią i z waszym maluszkiem, słyszysz?! Teraz musisz być silny dla was wszystkich, a nie odpieprzać jakiś teatrzyk, za który cię zaraz wyrzucą! - mój brat przemówił mi do rozsądku. Z pomieszczenia, do którego wzięli mój skarb, drzwi się otworzyły, a zza nich wyszedł starszy mężczyzna. Zobaczyłem też, że wyjeżdżają łóżkiem, a na nim Vicki śpiącą i podłączoną do różnych urządzeń i kroplówek. Chciałem pójść za nimi, ale mężczyzna uniemożliwił mi przejście. Miałem ochotę go pobić i pójść za kobietami, które prowadzą łóżko. 
-Pan Styles? - zapytał lekarz. 
-Tak, to ja. Może mi pan powiedzieć co z moją dziewczyną?
-Cóż..

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 94

Była już prawie pierwsza w nocy i jedyne o czym marzyłam, to to, aby znaleźć się w moim łóżku. Dzieciak daje mi w kość, a na Harry'ego czekam już od ponad godziny. Gdy mam już wychodzić sama, zauważam go idącego z Louisem. Oboje byli całkowicie zalani i ledwo co trzymali się na nogach.
-Kurwa. - przeklęłam w duchu, już bardzo wkurzona. Najwyraźniej mnie zauważył, bo z uśmiechem na twarzy, powlókł się do mnie. Chciał mnie pocałować, ale odepchnęłam go.
-I z czego jesteś zadowolony?! - krzyknęłam uderzając pięścią w jego ramię.
-Oj kotku, wypiłem tylko parę kieliszków. - objął mnie w tali i zaczął całować po szyi. Nie miałam nawet siły go odepchnąć, a on zaczął być coraz bardziej nachalny.
-Harry, proszę... Jedźmy już do domu. - odnalazłam jego dłoń i pociągnęłam na parking. Nie miałam czasu pożegnać się z Rose i napisałam jej jedynie sms'a, którego pewnie nie przeczyta, ale trudno. Odnalazłam samochód Hazzy i jedynie wystarczyło dostać kluczyki, co może nie być takie proste.
-Gdzie dałeś kluczyki? - zapytałam.
-Sama znajdź. - uśmiechnął się i podniósł ręce na boki. Zaczęłam przeszukiwać przednie kieszenie spodni, a następnie tylne. - Mmm... kochanie, może poczekamy z tym do momentu przyjścia do mieszkania. - zaśmiał się na to, gdy badałam jego kieszenie.
-Masz mi dać natychmiast te cholerne klucze! - jego uśmiech znikł i podał mi klucze z marynarki. Wsiedliśmy i na szczęście dojechaliśmy w ciszy. W windzie próbował się do mnie przytulić, ale nie, jestem na niego obrażona. Weszliśmy do mieszkania, a przy tym jak zdjęłam drugiego obcasa, poczułam długie palce chwytające za moje biodra. Obrócił mnie dość brutalnie i przywarł do ściany. Patrzyliśmy sobie w oczy. Wpił się mocno w moje wargi, lecz ani jednego pocałunku nie odwzajemniałam. Jego dłonie powędrowały wyżej, na moją talię i zaokrąglony brzuch, a swoimi niedbałymi pocałunkami obdarzał moją szczękę. 
-Nie bądź taka, kochanie... - wyszeptał wprost do mojego ucha. Przygryzł i ssał moją delikatną skórę na szyi. Tym razem udało mi się go odeprzeć.
-Sam powiedziałeś, że nie będziemy uprawiać seksu aż do końca ciąży, ze względu na zdrowie. A teraz jesteś dodatkowo pijany. - powiedziałam utrzymując nerwy na wodzy. 
-Ale od jakiś 5 miesięcy nie spałem z moją dziewczyną i teraz tego chcę! - podniósł głos. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
-A co jeśli ja nie chcę? Myślisz czasami o kimś innym niż sobie?! 
-Tak, ale najprawdopodobniej jesteś za bardzo zajęta sobą!
-Nie byłabym tak zajęta sobą, jakbyś mi dziecka nie zrobił! - zasłoniłam ręką usta. Nie przemyślałam za bardzo tego, co powiedziałam. W jego oczach było widać ból. - Harry, ja przepraszam... - powiedziałam płaczliwym głosem. Poczułam łzy na policzkach.
-Nie. Wiesz, może pójdę. Mam jak na razie dość.
-Ale Harry... - chciałam go zatrzymać, lecz zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Nie płacz, nie płacz - powtarzałam sobie w myślach. Kłóciliśmy się, z resztą jak każdy, ale nigdy aż tak. Myślę, że powiedzieliśmy oboje o parę słów za dużo. Poczucie winy i smutek mnie zżera. Zdjęłam sukienkę, nawet jej nie odwieszając na wieszak i przebrałam się w sweter. Było zimno, a jak zwykle u mnie i Rose w mieszkaniu szwankuje ogrzewanie. Usiadłam na łóżku i zabrałam ze
sobą telefon. Dzwoniłam setki razy do Harry'ego, ale było to na marne. Za każdym razem zostawiałam wiadomość na jego skrzynce pocztowej. Potem wysyłałam sms'y typu: "przepraszam", "proszę cię wróć". Rzuciłam telefon na dywan i zrezygnowana położyłam głowę na poduszkach. Delikatnie głaskałam brzuch.
-Proszę, tylko ty bądź inny. Nie miej zawziętego charakteru po tatusiu, a tym bardziej po mamusi. - mówiłam do brzucha. Przez cały czas nadsłuchiwałam, czy przypadkiem drzwi się nie otwierają, a do pokoju nie wchodzi Harry, lecz nic nie słyszałam. Długo nie mogłam zasnąć przez skurcze. Gdy zaczęło świtać, udało mi się usnąć.
*Oczami Harry'ego*
Wyszedłem z mieszkania totalnie wkurwiony. Jak mogła tak powiedzieć?! Owszem, sprowokowałem ją trochę, ale nie musiała być taka ostra. Zimne powietrze które poczułem na twarzy o wiele mi pomogło. Padał lodowaty deszcz który z minuty na minutę mnie uspokajał. Stałem jak głupi na mrozie przed blokiem myśląc. Myśląc czy wrócić, przytulić ją i powiedzieć, że przepraszam, czy dać jej chodź na chwilę ochłonąć, a przy okazji mi również. Postawiłem na drugą opcję i wybrałem się do pubu, który znajdował się nie całe pięć minut stąd. Poczułem wibracje mojego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłem zdjęcie Vick. Mój palec zawisł nad szybką. Może gorzej się czuje i dlatego dzwoni? A może chce się na mnie bardziej wyżyć? Zanim skończę rozmyślanie mój telefon przestaje dzwonić. Postanawiam go wyciszyć, żeby nie przeszkadzał mi w ponownym opiciu się. Wchodząc do pubu, zauważam parę osób, pomimo tego, że jest już strasznie późno. Siadłem przy barze zamawiając wódkę. Piłem kieliszek za kieliszkiem, a po chyba dziesiątym przestałem liczyć.
***
-Hej! Stary, pobudka! - usłyszałem głos mężczyzny. Podniosłem głowę i rozejrzałem się. Musiałem za dużo wypić i usnąłem. - Zamykamy już, a ty jesteś jedynym, który tu został, więc jakbyś mógł zapłacić i wyjść, byłbym wdzięczny. - mówił spokojnie facet za barem. Znalazłem jakieś
pieniądze w mojej kurtce i zapłaciłem za moje pijaństwo. Mrużyłem oczy, gdy tylko znalazłem się na zewnątrz. Wciąż było ciemno, ale to wynikało z mojego zmęczenia. Sprawdziłem na telefonie, że jest 5 nad ranem. Przy okazji zauważyłem masę nieodebranych połączeń, zapchaną skrzynkę głosową, a do tego ze 37 wiadomości. A to wszystko było od Victorii. Odsłuchując całą skrzynkę głosową i czytając wszystkie sms'y, powlokłem się w stronę bloku dziewcząt. Wszystkie wiadomości brzmiały podobnie. Prosiła mnie abym wrócił i, że przeprasza. W jej głosie było słychać ból, zmartwienie, poczucie winy i jestem pewien, że płakała. Ale jestem zbyt pijany, żeby czymkolwiek się przejąć. Marzyłem tylko o łóżku i o czymś na ból głowy.

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 93

To już dzisiaj. Humor dopisywał mi od samego rana, ale towarzyszył mi pewien strach.
-A co jeśli on powie nie? - zapytałam lekko zestresowana.
-Spodziewałabym się tego po Harry'm, ale nie po Niall'u. - pocieszyła mnie Vicki. Trochę to dziwne, że tak myśli o swoim chłopaku, ale nie na to teraz czas.
-Rosalie! - moja mama wparowała do mieszkania. - Kochanie! Jak ty ślicznie wyglądasz! - przyglądała się mojemu makijażowi, który zawdzięczam Eleanor.
-Dziękuję, mamo. - lekko się uśmiechnęłam.
-Ten Niall to ma szczęście. - pochwalił mój tata. Przytuliłam ich na powitanie i z powrotem usiadłam przed toaletką, kręcąc włosy na lokówce. Dziewczyny krzątały się po całym mieszkaniu, ciągle coś załatwiając. Gdy skończyłam modelować włosy, spojrzałam na telefon, by dowiedzieć się, że do ślubu zostały dwie godziny. Moim ciałem zawładnęło przyjemne ciepło, a w brzuchu poczułam motylki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i usiadłam na sofie, obok Danielle, Perrie, Eleanor i Vicki, które są ubrane w te same sukienki. Dlatego, że są one moimi druhnami. Niedługo potem usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Moja mama poszła je otworzyć. W progu salonu stanęła Pauline, moja najbliższa kuzynka, która dzisiaj będzie pełniła rolę mojego świadka. Uradowana jej obecnością, rzuciłam się jej na szyję. Przeszłyśmy do normalnej rozmowy, zaraz po przedstawieniu jej moich przyjaciółek.
***
-To już za chwilę... - szepnęłam prawie bezgłośnie. Vicki ostatni raz poprawiła moją suknię i welon, ciągnący się za mną. Moje ręce zaczęły niebezpiecznie drżeć. Dani podała mi wiązkę kwitów i uniosła kciuki w geście powodzenia.
-Gotowa? - spytał mój tata, a ja skinęłam głową. Wziął mnie pod pachę, kiedy ostatni raz patrzyłam na kościół mieszczący się w centrum Londynu oraz na ludzi. Rodzinę moją, jak i mojego ukochanego, który czeka na mnie przed ołtarzem. Weszłam razem z tatą przez ogromne drzwi kościelne i rozejrzałam się po budowli. Greg i Pauline stali obok księdza. Harry, Louis, Liam i Zayn stali za plecami blondyna. Zdziwił mnie widok Malika, ponieważ Niall nie chciał go zaprosić, dalej ma do niego uraz. Po drugiej stronie stały wcześniej wymienione druhny, każda na linii ze swoim partnerem. Mój wzrok zatrzymał się na Niall'u, uśmiechającym się na mój widok. Również się
uśmiechnęłam. W naszych uszach rozległa się muzyka grana przez kościelnego organistę, a mój ojciec zaczął powoli iść w stronę ołtarza. Oddał moją rękę blondynowi i podeszliśmy do księdza. Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie i chwyciliśmy za obie ręce. Duchowny zaczął swoją przemowę, na której się za bardzo nie skupiałam. Uwagę poświęcałam niebieskim oczom Horana. Kiedy przyszedł czas na składanie przysięgi, moje dłonie ponownie zaczęły drżeć. Niall zaczął kciukami jeździć po mojej skórze, próbując dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się i zaczęłam słuchać słów wypowiadanych przez mojego narzeczonego.
-Ja, Niall, biorę Ciebie Rosalie, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boży wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. - mówiąc to, głęboko patrzył się w moje oczy, a na końcu założył na mój palec śliczną, srebrną obrączkę. Potem ja złożyłam mu przysięgę, brzmiącą tak samo, lecz w odniesieniu do męża.
-Oficjalnie, ogłaszam was mężem i żoną! Teraz pan młody, może pocałować pannę młodą! - uśmiechnął się do nas pogodnie i odszedł. Niall chwycił mnie w talii tak, jak zawsze to robi i pocałował namiętnie. W tle rozległy się oklaski, lecz skupiałam się na pocałunku oraz na moim mężu. Minutę później odsunęliśmy się od siebie i trzymając się za rękę, przeszliśmy wzdłuż kościoła. Kiedy wyszliśmy przed budynek, zostaliśmy obsypani ryżem. Fotograf robił nam zdjęcia od początku uroczystości. Wsiedliśmy do samochodu i zmierzyliśmy na salę weselną. Gdy wszyscy dotarli na miejsce, konkretniej przed budynek, w którym mieści się wynajęta przez nas sala weselna, mój mąż wziął mnie na ręce i przeszedł przez próg drzwi. Stary zwyczaj, ale jednak dalej króluje na weselach. Z szerokimi uśmiechami, wszyscy wznieśliśmy toast, po czym para młoda miała zatańczyć swój pierwszy taniec.
*Oczami Niall'a*
Wyszliśmy na środek parkietu i gdy usłyszeliśmy powolną muzykę, objąłem Rose w talii, przeciągając ją bliżej siebie. Jedną jej dłoń chwyciłem w swoją i zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki.
-Kocham Cię, pani Horan. - wyszeptałem do jej ucha.
-Ja ciebie również. - złożyła na moich ustach krótki pocałunek. Dalej nic nie mówiliśmy, tylko tańczyliśmy.
***
Tańczyłem chyba z każdym, kto przyszedł na nasz ślub.
Nawet moja babcia odważyła się ponieść emocjom i dała namówić na taniec. Najwięcej czasu przeznaczałem jednak na moją żonę. Tak pięknie to brzmi. Teraz czuję, że jest ona tylko i wyłącznie moja.
*Oczami Rose*
-Roza! - podbiegła do mnie Charlotte, kuzynka. - Jeszcze nie miałam okazji ci pogratulować! - uśmiechnęła się i mnie mocno przytuliła.
-Dziękuję. - odpowiedziałam i spojrzałam na nią pytająco.
-Co? - zapytała.
-Co cię łączy z Zayn'em? - zapytałam, a ona zastanawiała się nad odpowiedzią. Widać było, że wahała się mi to powiedzieć.
-Zayn to mój chłopak... - mruknęła po chwili. Trochę mnie zszokowało i zdziwiło jednocześnie. Miedzy innymi dlatego, że Char ma skończyć w tym roku dopiero szesnaście lat. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. To było ostatnie co zrobiłam, ponieważ wujek Barry chciał zatańczyć ze swoją siostrzenicą.
*Oczami Victorii*
Siedziałam obok jakiejś starszej kobiety i ze wzruszeniem patrzyłam na tańczącą Rose ze swoim mężem. Ten widok jest naprawdę uroczy, tak bardzo się kochają. Sama chciałabym zatańczyć z moją przyjaciółką, ale nie mogę.
Ciąża mi przeszkadza. Szczerze wolałabym już urodzić i mieć święty spokój... Jestem tym już zmęczona. Podszedł do mnie Harry i ukucnął pomiędzy moimi nogami. Pocałował mnie krótko w usta i pogłaskał mój brzuch.
-Jak się czujesz, kochanie? - zapytał z troską w głosie.
-Słabo...
-Za niedługo będzie lepiej. - pocieszał mnie, słodko się przy tym uśmiechając.
-Ja sobie tutaj posiedzę, a ty idź się bawić. - puściłam do niego oczko, a ten stanął na równe nogi. - Tylko nie pij za dużo. - żartobliwie pogroziłam mu palcem. Ten się tylko zaśmiał i poszedł na parkiet.
--------------------------------------------------------------------------------
Aww piękny ślub *.* Jeszcze więcej zdjęć znajdziecie na naszym tumblr'u, na który serdecznie zapraszamy ;)

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 92

-Budź się! - krzyknęła Vicki, szturchając mnie od jakiś pięciu minut. Mruknęłam niezadowolona wczesną pobudką i obróciłam się na drugi bok. - Serio, chcesz zaprzepaścić ten dzień? - zapytała zażenowana.
-Nie, ale daj mi jeszcze chwilę... - ziewnęłam.
-Nie. Masz wstać, ale natychmiast! O 9:00 mamy być u krawcowej, będziesz wybierała swoją wymarzoną suknię na ślub ze swoim księciem z bajki. - wstała i odkryła mnie. Poczułam jak, po moim ciele i odkrytych nogach, przelatuje zimne powietrze z uchylonego okna. Nic dziwnego, jest styczeń. Podniosłam się i znalazłam mój szlafrok, w który się owinęłam.
-Zadowolona? - burknęłam rozzłoszczona.
-Bardzo. Ogarnij się i przyjdź na śniadanie. - powiedziała i wyszła. Znalazłam sobie zimowy zestaw, w którym nie powinnam zmarznąć i załatwiłam poranną toaletę. Przyszłam do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki.
-Jadłaś? - zapytałam blondynkę, biorąc pierwszy kęs mojego posiłku.
-Tak, również kanapki. - odpowiedziała i zatraciła się w swoim telefonie. Chwilę potem skończyłam jeść śniadanie.
-Możemy już iść. - oznajmiłam przyjaciółce. Ubrałyśmy ciepłe płaszcze i szaliki, po czym wyszłyśmy z mieszkania. Windą zjechałyśmy na parking podziemny i wsiadłyśmy do naszego samochodu. Ja prowadziłam, więc Victoria jak zawsze musiała się nudzić i robiła wszystko by się trochę rozerwać. Największą frajdę sprawiało jej denerwowanie mnie. Przez ostatnie parę lat zdążyłam się przyzwyczaić do tego, lecz teraz, kiedy za trzy tygodnie mam wziąć ślub i stresuje mnie wszystko i wszyscy, nie mam ochoty na wygłupy mojej przyjaciółki. Robiłam wszystko co możliwe, by się dostać na wyznaczone miejsce jak najszybciej, ale zatłoczony Londyn mi na to nie pozwolił. Gdy w końcu udało nam się tam dotrzeć, weszłyśmy w lepszych humorach do sklepu z sukniami ślubnymi. Podeszłyśmy do kasy i się przywitałyśmy.
-Witam, w czym mogę pomóc? - przyjaźnie zapytała ekspedientka.
-Poszukuję sukni ślubnej dla siebie. - powiedziałam.
-Ma pani wybrany konkretny fason?
-Princessa.
-W takim razie, proszę za mną. - pomaszerowałyśmy z trochę starszą od nas panią, w głąb salonu. Pokazała nam cztery różne suknie, które przymierzałam, każdą po kolei.
-Jest idealna... - westchnęłam zadowolona, przymierzając ostatnią propozycję.
-Obróć się. - poprosiła Vicki. Zrobiłam to, o co prosiła. - To jest twoja wymarzona suknia ślubna? - zapytała, a ja niepewnie skinęłam głową, nie wiedząc co ma na myśli. - Dobry wybór. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i puściła oczko. Odetchnęłam z ulgą i ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze. Ściągnęłam ją z siebie i założyłam wcześniejsze ubrania.
-Wybrała pani którąś? - zapytała ta sama ekspedientka.
-Tak, tą. - wskazałam na Vicki, ponieważ właśnie oglądała ją z bliska. Zabrała ją od blondynki i poszła gdzieś na zaplecze, a po chwili przyniosła papiery, które musiałam podpisać. Odbiorę moją sukienkę za dwa tygodnie. Przy kasie zapłaciłam za nią i wróciłyśmy do samochodu. Kolejnym
celem było centrum handlowe. Muszę znaleźć odpowiednie buty. Galeria była trzy minuty stąd, więc szybko się tam znalazłyśmy. Weszłyśmy do sklepu z obuwiem ślubnym i aż błysło się nam przed oczami. Wszędzie były diamenciki, koraliki, cekiny i ogółem wszystko co rzuca się w oczy. Po dłuższych poszukiwaniach znalazłam zwykłe, białe szpilki. Takie jakie chciałam. Kupiłam je i wyszłyśmy przed sklep.
-Kupujesz coś na wieczór panieński?
-Nie muszę, mam już sukienkę w domu. - odpowiedziałam Vicki i zmierzyłyśmy do auta, a potem do domu.
*Oczami Niall'a*
-Tak się marnujesz, stary. - westchnął Louis. Popatrzyłem na niego zmieszany. - Żartuję. - wystawił mi język. Prychnąłem śmiechem i wróciłem do przeglądania ofert podróży poślubnej. Nie potrafię wybrać. Nie wiem, o czym marzy, a przynajmniej co mogłoby jej przypaść do gustu. Widziałem chyba kilkadziesiąt ofert, bez żadnego skutku, więc postanowiłem zadzwonić do Victorii, ona zapewne będzie wiedziała. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni i odszukałem w kontaktach dziewczynę mojego brata.
-Halo? - usłyszałem po chwili.
-Cześć Vicki. To ja, Niall.
-Och, hej. Coś się stało?
-Wiesz może, gdzie Rose chciałaby spędzić podróż poślubną? - zapytałem drapiąc się po głowie. Skoro nie wiem tego, to co ja wiem o niej?
-Myślę, że to dla niej nie ma znaczenia. Po prostu chce spędzić ten czas z tobą. - wytłumaczyła.
-Tak, ale na pewno jest miejsce, gdzie zawsze chciała pojechać.
-Rio de Janeiro. - odpowiedziała po chwili zastanowień. - Powinno się jej spodobać, bo zawsze chciała odwiedzić to miasto.
-Ok, dzięki. Do zobaczenia.
-Cześć. - rozłączyliśmy się i od razu wyszukałem w internecie odpowiednią ofertę. Postanowiłem zadzwonić tam jutro, bo jest 23:30, więc wątpię, że ktoś odbierze. Zamknąłem laptopa i poprosiłem Harry'ego o powrót do domu. Pożegnaliśmy się z Louis'em, Eleanor oraz ich malutkim synkiem, Chris'em.
*Oczami Rose, 20 stycznia*
-Gotowa na wieczór panieński swojego życia?! - wykrzyknęła Perrie. Pokiwałam ochoczo głową i wszystkie zaczęłyśmy wiwatować. Jako cel, obrałyśmy najlepszy i najbardziej zatłoczony klub w mieście. Zanim najpierw znalazłyśmy się na parkiecie, poszłyśmy do baru i zamówiłyśmy szampana, a Victoria zamówiła wodę.
-Za przyszłą pannę młodą! - Dani wzniosła toast, a my razem z nią. Po tej czynności pobiegłyśmy na parkiet.
-Korzystaj, bo to twoja ostatnia, wolna noc. - szepnęła mi na ucho Pezz. Spojrzałam na nią z już nie takim szerokim uśmiechem. Wiem, że nic nie sugerowała, bo ona nigdy tego nie robi, ale zabrzmiało to dwuznacznie. Postanowiłam się tym dużej nie martwić, tylko wplątałam się w tłum ludzi i tańczyłam. Victoria poczuła się gorzej i zrezygnowała z naszych tańców, a chwilę potem opuściła klub. Świętowałyśmy z dziewczynami do 2:00 w nocy, ponieważ musiałam się jeszcze wyspać na jutrzejszy, wielki dzień.

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 91

*Oczami Victorii*
Na święta zostałyśmy zaproszone, wraz z chłopakami, do ich rodziców na święta. W dzień wigilii Louis obchodzi swoje 22 urodziny, więc rano zadzwoniłyśmy do niego z życzeniami. Przy okazji świątecznymi. Wysłałyśmy również wiadomości do Liam'a i Danielle, Zayn'a oraz osobno do Perrie. Pezz świętuje w swoim domu rodzinnym, a Liam z Dani oraz Zayn'em są u siebie w mieszkaniach. Trochę szkoda mi Zayn'a, bo sam spędzi święta, a nikt nie lubi nawet w takim okresie być samotnym.
-Wysłałaś już życzenia swoim rodzicom? - zapytałam Rosalie, ponieważ nie widziałam, by pisała do kogoś innego, jak do naszych przyjaciół. Pokręciła przecząco głową i wróciła do przeglądania Facebook'a. - Dlaczego?
-Jak oni mnie mają w dupie, to ja się nie będę wysilać. - powiedziała bez żadnych emocji, nawet nie drgnęła. Westchnęłam cicho i pomaszerowałam do garderoby, poszukać ubrań na kolację.
***
Przed 18:00 byłyśmy gotowe. Gdy chłopcy po nas przyjechali, włożyłam na siebie kurtkę skórzaną, a Rose zarzuciła na swoje ramiona sweterek. Zeszłyśmy na dół i wsiadłyśmy do samochodu chłopaków. Przywitaliśmy się krótko i ruszyliśmy pod dom Horan'ów. Po około 20 minutach drogi, byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Dosłownie parę sekund później otwarła nam uradowana Maura.
-Cześć, mamo. - Harry ucałował jej policzek i poszedł w głąb domu, by rozebrać swój czarny płaszcz.
-Dobry wieczór, pani Horan. - uśmiechnęłam się, a ona mnie przytuliła mnie na powitanie.
-Jaka pani? Słoneczko, mów mi Maura. - poklepała moje ramię i podeszła do Niall'a i Rose. Również ich wyściskała, po czym zniknęła na chwilę w kuchni. W czwórkę udaliśmy się do salonu, gdzie był Bobby, tata chłopców. Z szerokim uśmiechem nas powitał i zaprosił do stołu. Usiadłam obok Harry'ego, Rose i Niall naprzeciwko nas, a państwo Horan na obu końcach stołu. Zjedliśmy posiłek i rozmawialiśmy o różnych rzeczach.
-Wybraliście już datę ślubu? - zapytała Maura z nieukrywaną radością w głosie.
-Tak, mamo. Ślub będzie 21 stycznia. - uśmiechnął się do niej Niall, a potem odwrócił wzrok do swojej narzeczonej.
-To jakaś specjalna data? - podpytywał Bobby.
-Wtedy będzie rocznica naszego związku. - wytłumaczyła Rose.
-A wy, kochani. Kiedy zamierzacie wziąć ślub? - zwróciła się do nas gospodyni domu. Poczułam się wtedy dość niekomfortowo, ponieważ to trochę dziwne. Jestem z nim w ciąży, a nie zamierzamy jak na razie wziąć ślubu.
-Jeszcze nad tym nie myślimy. - Hazz zauważył moje zakłopotanie i odpowiedział na zadane pytanie. Mocniej ścisnął moją dłoń, kciukiem rysował różne kształty na zewnętrznej stronie. Rodzice mojego chłopaka najwyraźniej nie mieli z tym problemu, zaakceptowali to. Cieszyłam się z tego powodu, bo nie chciałam poczuć się w ten sposób jakbym robiła coś nieodpowiedniego, nieodpowiedzialnego. O północy poszliśmy na pasterkę. Godzinę później wróciliśmy wyziębnięci, więc od razu, gdy wróciliśmy pożegnaliśmy się i poszliśmy do łóżek.
*Rano*
Przebudziłam się i automatycznie się rozciągnęłam. Otworzyłam oczy i obróciłam głowę w prawo, by ujrzeć przyglądającego mi się z uśmiechem loczka.
-Dzień dobry. - powiedziałam i pocałowałam jego policzek.
-Dzień dobry, księżniczko. - odpowiedział i przebiegł ręką po moim ramieniu. - Wyspałaś się? - zapytał nie odrywając ode mnie oczu. Pokiwałam szczęśliwie głową, po czym poszłam się ubrać w moje wczorajsze ubrania. Gdy wróciłam do pokoju, w którym spaliśmy, Harry był już gotowy. Zeszliśmy razem na dół i poszliśmy od razu do kuchni. Zastaliśmy tam Maurę oraz Rosalie, próbujące przygotować śniadanie. Przywitaliśmy się na dzień dobry i usiedliśmy do stołu, czekając na posiłek. Chwilę później, gdy podały do stołu, dołączył do nas pan Horan oraz w pół przytomny Niall.
-Ty zawsze miałeś problem z wyspaniem się. - skomentował jego tata, za co syn, skarcił go wzrokiem. Usiadł obok swojej narzeczonej i zjadł z nami śniadanie.
*Oczami Rose, 31 grudnia*
-Jak dobrze znowu spotkać się w całym gronie! - pisnęła uradowana Perrie, gdy tylko weszła do salonu, w mieszkaniu Liam'a i zobaczyła całą naszą paczkę. Sylwester znowu postanowiliśmy świętować razem. Tak jak w zeszłym roku, a tak właściwie 22 stycznia, wszyscy podzieliliśmy się zadaniami, by ogarnąć jedzenie, miejsce, picie oraz muzykę. Postanowiliśmy świętować trochę huczniej, więc gdy tylko wszyscy dotarli na miejsce, zabawa ruszyła. Bawiliśmy się na pseudo-parkiecie, wywijając i tańcząc jak szaleni. Od czasu do czasu robiliśmy sobie małe przerwy, by ochłonąć oraz napić się. Kilka minut przed północą, wyszliśmy na dwór, by odpalić fajerwerki. Chłopcy rozłożyli ładunek, a ja wraz z Eleanor rozdzieliłyśmy pomiędzy wszystkich szampana. Gdy wszystko było gotowe, stanęłam obok Niall'a, a ten objął mnie w talii. Zaczęliśmy odliczać tak, że
było teraz słychać tylko głośne "Trzy!", "Dwa!", "Jeden!". Gdy na niebie rozbłysły się kolorowe kształty, Nialler odwrócił się twarzą do mnie i namiętnie mnie pocałował. Oddałam pocałunek i chwilę potem odsunął się ode mnie na parę milimetrów.
-Tak, jak ostatnim razem. - powiedział w moje usta, a ja uśmiechnęłam się, przypominając sobie ostatniego sylwestra.

wtorek, 22 lipca 2014

Libster Award

Blog Everything Is Possible został nominowany do Libster Award przez http://fanfiction-fire.blogspot.com/2014/07/libster-award.html

"Libster Award

Nominacje do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Pytania:
1. Kto był twoim pierwszym idolem?
2. Jakie masz plany na przyszłość?
3. Gdzie najchętniej pojechał(a) byś na wymarzone wakacje?
4. Jakbyś miał(a) wymyślić nazwę dla innej planety, jaka by była?
5. Jak często używasz wyobraźni?
6. Dlaczego zaczęłaś/zacząłeś pisać?
7. Odważyłabyś/odważyłbyś się kiedyś zmienić płeć?
8. Jaka była twoja ulubiona bajka w dzieciństwie, a jaka jest teraz?
9. Myślałaś(eś) kiedyś o napisaniu piosenki?
10. Ile czasu masz zamiar pisać?
11. Do jakich należysz fandomów?

Odpowiedzi:
1.
Wiktoria: Moim pierwszym idolem była Selena Gomez.
Magda: Moim pierwszym idolem była Miley Cyrus (Hannah Montana).
2. 
Wspólna odpowiedź: Nie myślimy jeszcze nad tym.
3.
Wiktoria: Las Vegas.
Magda: Los Angeles.
4.
Wiktoria: Dajreszolandia.
Magda: One Second Of Little Mix.
5.
Wspólna odpowiedź: Cały czas.
6.
Wspólna odpowiedź: Przez naszą dużą wyobraźnię oraz włącznie snów, powstała historia. Postanowiłyśmy jej nie zmarnować i opublikować w internecie.
7.
Wspólna odpowiedź: Raczej dobrze jest nam być dziewczynami, ale jeżeli mogłybyśmy być chłopakiem przez jeden dzień, to chętnie :D
8.
Wiktoria: Smerfy, które dalej zamieszkują w moim sercu jako ulubiona bajka.
Magda: Szczerze, pierwszej ulubionej bajki nie pamiętam, ale kiedyś była nią "Czarodzieje z Waverly Place". Teraz nie oglądam bajek, więc nie mam ulubionej.
9.
Wiktoria: Tak, ale kompletnie nie wiedziałam o czym miałaby być, albo jakie słowa by się w niej znajdowały.
Magda: Próbowałam, ale zwątpiłam w moją wenę twórczą.
10.
Wspólna odpowiedź: Nieokreślony czas pisania.
11.
Wiktoria: Directioner i Mixer.
Magda: Directioner, 5SOSFamily oraz Mixer.

Blogi nominowane przez nas:

Pytania od nas:
1. Kto jest twoim idolem?
2. Za co go kochasz?
3. Jakie jest Twoje hobby?
4. Jakie jest Twoje największe marzenie?
5. Jeśli miałbyś/miałabyś wybrać kraj, w którym chcesz zamieszkać, jaki byś wybrał(a)?
6. Twoja ulubiona piosenka?
7. Dlaczego zacząłeś/zaczęłaś pisać?
8. Co Cię inspiruje i motywuje do prowadzenia bloga?
9. Ulubiony film?
10. Gdybyś miał(a) możliwość być jakąś osobą przez jeden dzień, kto by to był?
11. Do jakich fandomów należysz?

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 90

-I jak? - zapytała się Rose gdy wyszłam z gabinetu ginekologa.
-Rose, to były tylko podstawowe badania. Wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się do niej. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do naszego mieszkania. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do wiadomości, że jestem w ciąży i coraz mniej mi to przeszkadzało. Minęło tak niewiele dni, aby Harry przekonał mnie, że damy radę i razem wychowamy naszego maluszka. Gdy weszłyśmy do wnętrza mieszkania Harry od razu stał tuż przy mnie.
-Jak było, jak się czujesz i mów wszystko co powiedział ci lekarz. - wziął mnie za rękę i poprowadził do salonu. Usiadł na kanapie i chwytając mnie za biodra usadził mnie na swoich kolanach. Dołączyła do nas Rose, która usiadła na miejscu obok. 
-Powiem ci to samo co Rosalii, doktor powiedział, że na razie jest wszystko w porządku, ale to dopiero 4 tydzień, więc nie ma się co martwić na zapas. I błagam was, przestańcie być tacy nadopiekuńczy, ja nie choruję na śmiertelną i nie uleczalną chorobę, tylko jestem w ciąży. - przytuliłam się do mojego chłopka i dałam mu całusa w policzek. Oboje uśmiechnęli się do mnie. Harry musiał wrócić do firmy, a my z Rose zajęłyśmy się nauką. Jutro już normalnie wracamy na uczelnię. Po mimo tego, że teraz ja jestem w ciąży, a moja przyjaciółka planuje ślub to i tak nie odpuściłyśmy ze szkołą.
***
Moja przyjaciółka wparowała do mieszkania, przerywając mi czytanie książki. Była cała w skowronkach, a uśmiech miała od ucha do ucha.
-Z czego jesteś taka zadowolona? - zapytałam.
-Ustaliliśmy z Niall'em datę naszego ślubu! - powiedziała uradowana. Zrzuciłam z siebie koc, odłożyłam książkę i podbiegłam do Rozy. Przytuliłam ją i pocałowałam w policzek.
-Gratuluję! No i mów kiedy. - usiadłyśmy.
-21 stycznia. - przygryzła dolną wargę, a ja pisnęłam i ponownie na nią skoczyłam. Jest połowa października, więc do ślubu zostało jakieś trzy i pół miesiąca. Nie mogę nacieszyć się ich szczęściem. To wszystko tak szybko się stało. W ogóle cały ten rok minął szybko. Raz to był gorszy czas, a innym razem najlepszy w moim życiu.
*20 grudnia*
-Pomóc ci w czymś? - zapytałam chyba po raz setny dzisiaj moją przyjaciółkę. Rosalie szykowała przekąski oraz sprzątała dom od samego rana, ponieważ o 16:00 mamy małą imprezę świąteczną wraz z Liam'em, Louis'em, Zayn'em, Eleanor i Danielle. Będzie również mały Chris . Tak, El i Lou od końca września mogą poczuć się prawdziwymi rodzicami.
-Nie, masz siedzieć i nic nie robić. - warknęła. Łatwo się denerwuje pod presją. Od jakiegoś czasu nie dopuszcza mnie do żadnych czynności fizycznych. Przecież nie jestem w dziewiątym miesiącu ciąży, mogę jej pomóc. Postanowiłam ją zignorować i pomóc jej w sprzątaniu. Przewróciła oczami, ale była cicho. Po skończonych przygotowaniach
Louis i Chris
mieszkania, poszłyśmy się przebrać.
-Hej! - przywitałyśmy El i Lou. -Chris ! - Rose wzięła na ręce od brunetki małego chłopczyka. Widać, że to dziecko Louis'a, nie dość, że podobny, to cały czas się śmieje. Wróciłyśmy do reszty i zaczęliśmy składać sobie życzenia. Gdy skończyliśmy, zasiedliśmy do stołu. Zjedliśmy posiłek i rozmawialiśmy spokojnie, jak cywilizowani ludzie. Harry siedział obok mnie i cały czas trzymał swoją dłoń na moim kolanie. Delikatnie jeździł opuszkami palców, co wywoływało u mnie przyjemne dreszcze. Wręczyliśmy sobie nawzajem prezenty, z których każdy był zadowolony. Gdy się rozeszli, nasi partnerzy pomogli nam posprzątać stół i cały pokój dzienny. Usiedliśmy w salonie.
-Zmęczona jestem. - powiedziała Rose i oparła głowę o ramię Niall'a.
-Ja też. To był na prawdę świetny dzień, ale i też męczący. - ułożyłam się wygodniej i położyłam dłonie na moim lekko zaokrąglonym brzuchu.
-Idziemy spać? - zapytał Hazz kładąc dłoń na moich splecionych palcach, które oparłam przed chwilą na brzuchu.
-Tak. - ziewnęłam i podniosłam się z kanapy.
*Oczami Rose*
-I zostaliśmy sami. - podsumował Niall.
-Coś proponujesz w ten sposób? - zaśmiałam się, odwracając się w jego stronę. Widziałam w jego oczach mały błysk, a na jego buzi wymalował się ten piękny, szeroki uśmiech. Pokręcił przecząco głową, dalej się uśmiechając. Rozbawiona jego zachowaniem, przełożyłam prawą nogę, przez jego ciało i usiadłam na nim okrakiem. Delikatnie musnęłam jego usta. Oddawał pocałunki coraz mocniej, w pewnym momencie rozszerzył moje usta i wprowadził do nich swój język, tocząc ze mną walkę. Jego dłonie powędrowały na dół moich ud i uniósł mnie do góry. Chwycił mnie stabilniej i zmierzył do naszej sypialni, gasząc wszędzie światła.
--------------------------------------------------------------------------------
Przypominamy, że pojawiła się nowa zakładka, a mianowicie z Tumblr'em naszych bohaterów. Tak jak pisałyśmy w którymś z rozdziałów, będą się pojawiać zdjęcia dotyczące Rose, Vicki oraz Harry'ego i Niall'a. 

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 89

-Chodź tu, szybko! Błagam... - usłyszałam łamiący się głos Victorii. Jak oparzona, zerwałam się z sofy w pokoju dziennym i pobiegłam do łazienki. Zatrzymałam się na chwilę w drzwiach, by zobaczyć płaczącą Victorię na kafelkach podłogowych. Podeszłam do niej i odsłoniłam jej twarz, która była zakryta drżącymi dłońmi. Jedną miała zaciśniętą w pięść. Trzymała test, który kazałam jej zrobić parę minut temu. Pod wpływem mojego dotyku, rozluźniła palce i pozwoliła wziąć kawałek plastiku. Spojrzałam na niego. Wynik był pozytywny, Vicki jest w ciąży.
-Gratulacje. - uśmiechnęłam się do blondynki, lecz ona tego nie odwzajemniła. Zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Nie ma co gratulować! Nie jestem gotowa na dziecko... - jęknęła poprzez płacz i wtuliła głowę w moje ramie. - Usunę je...
-Co? Nie ma mowy. Nie możesz. - odpowiedziałam stanowczo, prostując się.
-Mogę. Ja go nie chcę!
-Victoria, nie zrobisz tego. Zobaczysz, jeszcze je pokochasz. Każdy z nas ci pomoże, nie zostaniesz z tym sama. - głaskałam ją po plecach, próbując dodać jej otuchy. - Masz Harry'ego, mnie, Niall'a i całą resztę.
-Yhym, na pewno. Z Niall'em za niedługo bierzesz ślub, wyprowadzicie się od nas. Liam, Louis, Zayn i dziewczyny. Praktycznie nie mają czasu na co dzień, zwłaszcza, że Elounor w przyszłym tygodniu powita własne dziecko...
-Co z tego? Zawsze jesteśmy do waszej dyspozycji i możesz na nas liczyć.
-Nie rozumiesz tego. Ja nie chcę mieć teraz dziecka. Jestem za młoda na to. - ponownie ukryła twarz za swoimi dłońmi. Westchnęłam zrezygnowana i poszłam do kuchni. Wzięłam ze stołu mój telefon i wybrałam numer Harry'ego.
-Cześć. - przywitał się mile.
-Musisz tu przyjechać. Natychmiast. - nawet się nie przywitałam. Musiałam od razu go o to poprosić, by Victoria nie zrobiła jakiegoś głupstwa.
-Dlaczego? Co się stało? - zaczął się denerwować i stresować.
-Dowiesz się na miejscu. Pośpiesz się. - ponagliłam go i rozłączyłam się. Wróciłam do łazienki i usiadłam obok przyjaciółki.
*Oczami Victorii*
-Kochanie? - do pomieszczenia wszedł Harry. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego załzawionymi oczami. Kucnął przy mnie, ująwszy moją twarz w swoje dłonie. - Co się stało? - zapytał troskliwym głosem, gładząc kciukami moje kości policzkowe. Odwróciłam od niego głowę i odnalazłam na ziemi test, po czym podałam mu go. Chwycił go w dwie ręce i patrzył na niego przez chwilę.
-Będę tatą... - uśmiechnął się pod nosem. - Gratulacje, kochanie. - pocałował mnie prosto w usta.
-Cieszysz się? - zapytałam niepewnie. Inaczej to planowaliśmy.
-No jasne, że tak. - uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomógł mi wstać. - A ty się nie cieszysz? - popatrzył na mnie podejrzliwie. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Nie wiem czy je kocham, nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Posłałam mu tylko rozkojarzone spojrzenie. Od razu rozszyfrował je i mocno mnie przytulił. - Wiem, że to nie miało być w tej kolejności, ale to nasze dziecko. Nasza córeczka, bądź synek. Będziemy wychowywali je razem. - tłumaczył, a jego radość nie opuszczała go na chwilę.
-To i tak za wcześnie. - stawiałam na swoim. - Nie jestem gotowa. - oparłam głowę o jego obojczyk i ciężko oddychałam.
-Nie możesz go zabić, nie pozwolę ci na to. - powiedział twardo, co było do niego nie podobne. - Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj mi również, że pozwolisz stworzyć nam rodzinę. - patrzył się głęboko w moje oczy, kiedy to mówił. Rozmyślałam wszystkie za i przeciw. Co jeśli sobie nie poradzę? Co jeśli go nie pokocham i nie będę potrafiła go wychować? Rozmyślałam nad tym cały wieczór. Harry cały czas przy mnie był, nie opuszczał mnie nawet na minutę. Gdy w końcu położyliśmy się do łóżka, wtuliłam się w mojego chłopaka, podjęłam ostateczną decyzję.
-Obiecuję. - powiedziałam cicho. Loczek przyciągnął mnie  bliżej siebie i pocałował w czoło.
-Dziękuję. - odpowiedział szeptem i usnął niedługo potem.
***
Nie zmrużyłam oka nawet na chwilę tej nocy. Cały czas myślałam o życiu, które rozwija się wewnątrz mnie. Próbuję dopuścić do siebie myśl, że to moje i Hazzy dziecko, lecz ciężko mi to idzie. Teraz siedziałam pół przytomna przy stole czekając na śniadanie.
-Śniadanie. - Rose postawiła przede mną talerz z jajecznicą i sama usiadła naprzeciwko mnie.
-Nie jestem głodna. - mruknęłam.
-Nie obchodzi mnie to, musisz coś zjeść. - nie musiałam z nią dyskutować, bo i tak postawiłaby na swoim. W tym to jest akurat dobra. Zjadłam całą zawartość talerza i położyłam się na sofie w salonie. Nie mam na nic ochoty. Chwilę później przyszedł Hazz i wziął moją głowę na swoje kolana. Bawił się moimi włosami ukradkiem spoglądając na lecący w telewizji reality show.
-Zostajesz tu, prawda? - brunetka spytała mojego chłopaka. Kiwnął twierdząco głową i uśmiechnął się do mnie w dół.
-Gdzie idziesz? - zapytałam.
-Razem z Niall'em jesteśmy umówieni z agentem. Mamy wybrać salę weselną. - ubrała płaszcz i zawiesiła na swoim ramieniu torebkę. Pożegnała się z nami i wyszła.
-Masz na coś ochotę?
-Na lody. Czekoladowe i ogromnej ilości. - zaśmiałam się.
-To zaraz wracam. - ucałował mój policzek i poszedł do przedpokoju się ubrać.
-Z posypką! - krzyknęłam, gdy już miał zamykać drzwi.

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 88

UWAGA!
Rozdział zawiera sceny erotyczne, przeznaczone dla osób pełnoletnich. Czytasz to na własną odpowiedzialność.
(Drogie koleżanki z klasy i kuzynko. Prosimy, nie czytajcie tego xD)

Ja, Vicki i Emily razem wyszłyśmy z uczelni i zmierzyłyśmy na parking obok szkół. Szybko dotarłyśmy do domu i zjadłyśmy obiad. Victoria postanowiła odwiedzić swojego chłopaka, a ja i moja druga przyjaciółka, wzięłyśmy się za referat. Rozłożyłyśmy się z tym w moim pokoju. Usiadłam na łóżku i wciągnęłam na swoje kolana laptopa. Uruchomiłam go i zaczęłam szukać pierwsze informacje potrzebne do projektu. Em zaczęła przygotowywać materiały, na których mają zaistnieć informacje o gospodarce finansowej mojego kraju, jak i kraju, w którym wychowywał się Niall. Szybko ściągnęłam, wcześniej czytając, parę zdań na temat.
***
-I jak myślisz, będzie ok? - zapytała Emily.
-No jasne, że tak! Z resztą jeśli nawet, to jego nie obchodzi zawartość, ale osoba... - westchnęłam cicho. Sama sobie psuję humor.
-Podobno twój chłopak nieźle go zagiął. - uśmiechnęła się ciepło. - Raczej już nie będzie cię tak traktował.
-Skąd wiesz, że Niall z nim rozmawiał? - zapytałam zdziwiona, że o tym wie.
-Cała szkoła o tym plotkowała. Nie doszło do ciebie nic? - popatrzyła na mnie pytająco, lecz uśmiech nie schodził z jej twarzy. Pokręciłam przecząco głową. - Phillip przechodził obok, kiedy wparował wam do klasy. - uniosłam głowę, na znak, że rozumiem i lekko się uśmiechnęłam. Dopracowałyśmy jeszcze parę detali i zrobiłyśmy próbną prezentację.
*Oczami Victorii*
Rose dzisiaj zamierza robić projekt z Emily, więc ja postanowiłam wybrać się do Harry'ego. Z uśmiechem zapukałam do jego drzwi i już po chwili, znalazłam się w jego ramionach. Pocałowałam go dodatkowo na przywitanie i ściągnęłam z nóg buty. Hazz zniknął w międzyczasie. Nie wiedziałam dokąd poszedł, więc od razu pomaszerowałam do jego pokoju. Weszłam do jego królestwa, ale nie widziałam go nigdzie. Usłyszałam jak drzwi się zatrzaskują. Przestraszona odwróciłam się i ujrzałam idącego w moją stronę loczka. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na niego spokojnie. Nic nie powiedział, tylko zmierzył w moim kierunku i pchnął mnie na łóżko. Nie przestawał mnie całować, ale robił małe przerwy na złapanie oddechu. Składał ciepłe pocałunki na mojej szyi, obojczykach.
-Mam straszną ochotę... - wyszeptał wprost do mojego ucha. Po moim ciele przeszedł dobrze mi znany dreszcz, uwielbiam go. Również przyszła mi ochota na seks. Ściągnęłam z niego koszulkę, a on zdarł ze mnie spodnie. Sama ściągnęłam sweter i zostałam w bieliźnie. Hazz składał na moim ciele pocałunki nieprzerwanie. Ścisnął moje pośladki, a potem przejechał dłońmi w górę. Odszukał zapięcie mojego biustonosza i rzucił go na podłogę. Postanowiłam przejąć pałeczkę i ściągnęłam z niego bokserki. Chwyciłam jego długość i zaczęłam pocierać w dół i w górę, coraz szybciej. Słyszałam ciche jęknięcia mojego chłopaka. Po pewnym czasie wzięłam go ust i zassałam czubek. Hazz wtedy odchylił się do tyłu i opadł na łóżko. Kiedy zaczął drżeć i miał dochodzić, odsunęłam się od niego i usiadłam na łóżku. Otworzył jedno oko i spojrzał na mnie.
-Zawsze mi to robisz. - zaśmiał się i podniósł do pozycji siedzącej. Pocałował mnie w usta i ułożył nade mną. Wtargnął we mnie dość brutalnie i mocno, na co zareagowałam głośnym jęknięciem, prawie krzykiem.
Poruszał się ze stałym tempem. Innym niż zawsze. Bardzo szybkim, do którego nie jestem przyzwyczajona. Skończyliśmy dość szybko i opadliśmy zmęczeni na łóżko. Położyłam głowę na jego torsie, próbując unormować swój przyśpieszony oddech. Leżeliśmy długo w ciszy, przez co usnęłam.
***
-Kiedy kończysz? - weszłam do sali, w której uczyła się Rose.
-Właśnie skończyłam. Wracasz do domu? - spakowała swoje rzeczy i podeszła do mnie, w między czasie zawieszając torbę na swoim ramieniu.
-Tak, nie mam jednej lekcji. Pani Brown się rozchorowała. - na korytarzu, wzięłyśmy za swoich szafek kurtki i wyszłyśmy z uniwersytetu.
-Idziemy przez park? - zapytała brunetka, wskazując na park nieopodal naszego bloku. Zgodziłam się i weszłyśmy przez dużą bramę. Wszędzie były złote, brązowe i żółte liście. Można było poczuć chłodny, październikowy wiatr, lecz nie był on mocny. Odłożyłyśmy swoje torby na jedną z ławek i rzuciłyśmy się na stertę liści. Rzucałyśmy w siebie każdym z nich, śmiejąc się przy tym i bawiąc. Chciałam wstać, lecz poczułam mocne ukłucie w moim brzuchu. Uniemożliwiło mi to wstanie, więc znów usiadłam, chwytając się jedną ręką w bolącym miejscu. 
- Co się stało? - podeszła Rosalie i przykucnęła przy mnie.
-Brzuch mnie strasznie boli... - syknęłam dalej czując kłucie. Podała ręce, by pomóc mi wstać, z czego skorzystałam. Wolnym krokiem wróciłyśmy do domu, gdzie od razu położyłam się na kanapie w salonie. Moja przyjaciółka przyniosła mi tabletki przeciwbólowe oraz wodę do popicia. Tabletki w niczym nie pomagały, ból nie ustawał. Próbowałyśmy wszystkiego, lecz nic nie działało.
-Zaraz wrócę. - oznajmiła Rosalie, po czym wyszła z naszego mieszkania. Nie wiem gdzie poszła, ale rzeczywiście, siedem minut później wróciła z małą siatką w ręce. Ściągnęła z siebie ciepłe ubrania i przyszła do mnie. Wyciągnęła do mnie dłoń, a na niej trzymała małe pudełko.
-Co to? - zapytałam biorąc od niej opakowanie.
-Test ciążowy. Idź do łazienki i go zrób. - popatrzyłam na nią pytająco. - No co? Nic ci nie pomaga, zostaje tylko to. - westchnęła. Ściągnęłam z siebie koc i poszłam do łazienki.
*Oczami Rose*
-Chodź tu, szybko! Błagam...

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 87

Obudziłam się w objęciach mojego Irlandczyka. Delikatnie zrzuciłam jego ramię z siebie i podniosłam do pozycji siedzącej. Przetarłam zaspane oczy. Spojrzałam na blondyna i uświadomiłam sobie, że dzisiaj obchodzi swoje dwudzieste urodziny. Tak, zaplanowaliśmy wszystko z chłopakami i ich partnerkami. Po prostu zapomniałam, że to już dzisiaj jest trzynasty września. Wstałam i cicho pomaszerowałam do garderoby. Ubrałam się i poszłam do kuchni, tak jak zawsze.
-Przerwałam coś? - zapytałam zakochańców z zadziornym uśmiechem. Victoria siedziała na blacie, a Harry stał pomiędzy jej nogami, trzymając swoje dłonie na udach dziewczyny.
-Skądże. - odburknął loczek. Za ton dostał od swojej dziewczyny po głowie. Zaśmiałam się i podeszłam do lodówki, by wyciągnąć mleko. Zjadłam płatki z mlekiem.
-Wszystko jest już gotowe. - ogłosiła Vicki patrząc na nas znad telefonu. - Danielle napisała do mnie przed chwilą.
*Oczami Niall'a*
-Stary, pobudka! - Hazz rzucił we mnie poduszką.
-Nie chce mi się... - wymruczałem zaspanym głosem. - Gdzie Roza?
-A ty tylko o jednym. - zaśmiał się. - Jest już czternasta, a o siedemnastej mamy być u chłopaków.
-To jeszcze trzy godziny... - jęknąłem chowając twarz w poduszce.
-Tak, ale musimy wcześniej wrócić do domu. - poklepał moje plecy i wyszedł z pokoju mojej narzeczonej. Jedyne co mi się dzisiaj marzy, to przeleżeć cały dzień. Obróciłem się na plecy i rozejrzałem po pokoju. Zlokalizowałem moje ubrania i włożyłem je na siebie. Zjadłem śniadanie, po czym poszedłem do salonu.
-Dobra, ale teraz tak na poważnie. Gdzie są dziewczyny?
-Musiały coś na mieście załatwić. Możemy już wracać? - skinąłem głową. Wyłączył telewizor i chwilę potem byliśmy w drodze powrotnej do naszego mieszkania.
*Wieczór*
Trochę się spóźniliśmy, ponieważ Harry jak zwykle musiał wyglądać zniewalająco dla swojej dziewczyny. Weszliśmy do holu. Wyjechaliśmy windą na najwyższe piętro apartamentowca i zmierzyliśmy do drzwi mieszkania, w którym dalej mieszkają Zayn, Louis i Liam. Grzecznie zapukaliśmy do drzwi. Otworzył nam uśmiechnięty Zayn, po czym nas wpuścił do środka. Przywitaliśmy się.
-Sto lat, bracie! - uściskał mnie mulat. Dalej mam mieszane uczucia do jego osoby, ale nie będę odstawiał dzisiaj
teatrzyku. Podziękowałem i poszedłem za nim do salonu. Przekroczyłem próg drzwi i ujrzałem wszystkich moich najlepszych przyjaciół, znajomych. W całym tłumie znalazła się również Rose i... Greg? Przyjechał specjalnie na moje urodziny? Ucieszyła mnie ta wiadomość. Wszyscy zgromadzeni zaczęli śpiewać Happy Birthday i składać życzenia. Gdy zaczęli się bawić, podszedłem do mojego brata. Przytuliliśmy się na powitanie i zaczęliśmy rozmawiać.
-Stary koniu. - zaśmiał się Greg.
-I kto to mówi. - uśmiechnąłem się. - Jak tam się wam układa?
-Dobrze. Denise urodzi w przyszłym miesiącu mojego synka. - poinformował mnie. - I będziesz wujkiem chrzestnym.
-Ja?
-Tak, ty. - nie wiedziałem co powiedzieć. Naprawdę cieszyłem się, że mój starszy brat, wybrał właśnie mnie, bym był ojcem chrzestnym jego syna. Podziękowałem i jeszcze chwilę z nim rozmawiałem, po czym odnalazłem Rosalie. Tańczyliśmy do każdej piosenki, z przerwą na tort.
-Teraz pomyśl życzenie. - poradził Louis. Wiadome było co sobie zażyczę. Chcę mieć udane i szczęśliwe życie z moją wybranką. Zdmuchnąłem świeczki z wielkim uśmiechem na twarzy. W mieszkaniu rozległ się aplauz oraz wiwaty. Bawiliśmy się do samego rana, w coraz mniejszej grupie.
***
-Twoja żona... Znaczy narzeczona, odleciała na kaaanapie... - powiedział mi wstawiony Liam. Zwróciłem swój wzrok na brunetkę i podszedłem do niej. Odgarnąłem niesforny kosmyk z jej czoła i uśmiechnąłem się. Zawsze uśmiecham się, gdy na nią patrzę. Uniosłem ją w górę, zaciskając swoje dłonie na zgięciu jej kolan i na plecach. Wszedłem do mojego dawnego pokoju, który pełni teraz rolę pokoju gościnnego i odłożyłem na łóżko Rose. Pocałowałem ją w czoło i wróciłem do reszty, która nie wiele kontaktowała. Sam nie byłem trzeźwy, lecz wiedziałem co się dzieje. Harry wraz z Vicki już dawno się zmyli. Zostałem ja, Danielle i Zayn oraz Perrie. Czułem się dziwnie. Chyba jak każdy w tym gronie. Wiem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale mamy tu dawną parę i osoby o starych urazach. Postanowiłem opuścić salon i poszedłem spać do mojej dziewczyny.
*Oczami Rose*
-Roza, kochanie... Śpiochu... - Niall delikatnie mną szturchał, by mnie obudzić. Uśmiechnęłam się pod nosem, lecz nie miałam siły, ani ochoty na to, by wstać.
-Chwilę... - wymamrotałam i odwróciłam się na drugi bok.
-Jest już południe, wróćmy do domu. - westchnęłam i ostatecznie zgodziłam się. Obudziliśmy również naszych współlokatorów i wróciliśmy do swoich domów. Rzuciłam się na łóżko i odetchnęłam w poduszkę. Mój telefon zaczął dzwonić i wibrować w kieszeni moich spodni. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni, po czym spojrzałam na ekran IPhone'a.
-Hej Emily. - przywitałam się, zaraz po odebraniu połącznia.
-No cześć. Chciałam tylko zapytać, kiedy zabierzemy się za projekt na lekcje pana Scott'a. - mogę przysiąc, że gdy tylko słyszę to nazwisko, to mój żołądek wykręca się o 360 stopni, mając ochotę zwrócić wszystko, co jadłam w ostatnim czasie.

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 86

*Oczami Rose*
Pierwszy tydzień był dla mnie najgorszy. Zapoznanie się z programem nauczania, książkami oraz początki przyswajania nowej wiedzy. Do tego pan Scott... Były dni, w których sobie odpuszczał te teksty. Szkoda, że te dni były tymi, w których nie miałam z nim lekcji. Victoria świetnie sobie radzi na swoim kierunku, polubiła go. Dzisiaj, czyli pod koniec drugiego tygodnia, mamy dostać tematy projektów oraz osoby, z którymi mamy je wykonać.
-Duncan z MacCartney, Jones z Adkins, Collins z... - zatrzymał się przy moim nazwisku, podniósł głowę znad notesu i popatrzył na mnie. Chwilę się zastanawiał, aż powiedział z kim będę w parze. - Rosalie będzie wraz z Emily Walker. - uśmiechnął się do mnie, a potem przerzucił wzrok na siedzącą obok mnie Emily. Ucieszyłam się z tej wieści, ponieważ zaprzyjaźniłam się z nią ostatnio. Posłałyśmy sobie zadowolone spojrzenia i dalej słuchałyśmy, co pan profesor ma do powiedzenia. - Po lekcji, każda z par zgłosi się do mnie i otrzyma temat pracy. - dalej normalnie prowadził wykład. Gdy zadzwonił dzwonek, zwróciłam się do Em.
-Fajnie, że nas razem dobrał. - uśmiechnęłam się, a ona to odwzajemniła.
-Tak, ale to zapewne dlatego, że ciebie bardziej lubi, niż kogokolwiek innego z całej uczelni. - spakowałyśmy się i ustawiłyśmy w kolejce po projekt.
-Dobrze... Więc, Rosalie i Emily. - spojrzał na nas i zilustrował nasze postury, co nie było komfortowe. - Wylosowałem dla was chyba najlepszy projekt z tego kierunku. - uśmiechnął się i spojrzał do swoich papierów. Popatrzyłam ukradkiem na moją koleżankę, lecz jej twarz była kamienna. Chyba zdążyła się już przyzwyczaić do naszego profesora i jego zachowania. - Gospodarka finansowa Wielkiej Brytanii i Irlandii. - podał nam kryteria jakie ma zawierać referat. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że nie będzie to coś wstydliwego, lub coś w tym rodzaju. Zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia, żegnając się cicho. - Rose, zostań jeszcze chwilę, proszę. - usłyszałam za sobą głos pana Scott'a. Odwróciłam się na pięcie i z miną mordercy podeszłam z powrotem do jego biurka. - Poczekaj chwilę, rozdam ostatnie referaty. - nawet na mnie nie spojrzał, co mi odpowiadało. Czekałam chwilę, aż skończy. Po tym, jak wszyscy wyszli, zostałam z nim sama w sali. Nie odpowiadał mi ten stan rzeczy, ale nic z tym nie zrobię.
-Liczę na to, że twój referat będzie najlepszy. - położył rękę na moim ramieniu.
-On nie jest tylko mój. - spojrzałam zmieszana na jego gest, lecz nie zabrał swojej dłoni.
-Tak, wiem. Ale liczę na to, że twój wkład...
-Zabieraj łapy... - usłyszałam warknięcie za moimi plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam idącego w naszą stronę Niall'a. W duchu dziękowałam mu za to, że się pojawił. Szorstka dłoń zjechała z mojego ramienia, zahaczając opuszkami palców o moją rękę. Nozdrza blondyna rozszerzały się, nie równo oddychając. Schował mnie za swoimi plecami i zabijającym wzrokiem wpatrywał się w mojego nauczyciela.
-Kim pan jest? - zapytał ze spokojem pan Scott.
-Narzeczonym panny Collins. - warknął z coraz większą złością. Starszy od nas mężczyzna spojrzał na nas z niedowierzaniem, po czym otworzył usta by coś powiedzieć. - Od kiedy wolno dotykać swoje uczennice? - zapytał, przerywając mu.
-Pan źle kojarzy fakty. Ja tylko rozmawiałem z pańską narzeczoną na temat referatu... - tłumaczył się, a ja czułam, jak ciśnienie mojego chłopaka podnosi się jeszcze bardziej. Podszedł do niego na niebezpieczną odległość, zmierzając się z nim wzrokiem.
-Jeszcze raz ją dotkniesz, powiesz coś, co nie jest odpowiednie... Pożałujesz tego. - nawrzucał mu prosto w twarz, po czym chwycił moją dłoń i zaciągnął przed szkołę. Gdy na naszym horyzoncie ukazał się Range Rover Irlandczyka, poluzował swój uścisk i zwolnił trochę. - Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że coś jest z nim nie tak? - zapytał oschle, nie patrząc na mnie.
-Myślałam, że sam odpuści... - odpowiedziałam cicho, spuszczając głowę. Zatrzymaliśmy się tuż przed samochodem. Odwrócił się do mnie przodem, a ja spojrzałam na niego do góry. Zamknął mnie z swoich ramionach, mocno tuląc do siebie. Objęłam go w pasie najmocniej jak potrafiłam i wtedy poczułam, że cały koszmar, jakiego doznałam już na początku roku szkolnego, minął. Puścił mnie i otworzył drzwi obok kierowcy. Obiegł swój samochód i po chwili znaleźliśmy się na drodze. - Skąd wiedziałeś? - zapytałam, ponieważ nie wspominałam mu o nim wcześniej.
-Victoria się martwiła, powiedziała mi o całym zajściu. - położył rękę na moim kolanie, lecz zabrał ją, by zmienić bieg.
***
Weszliśmy do mieszkania i od razu zostaliśmy powitani przez Vicki.
-I jak? Odczepił się? - wypytywała zmartwionym głosem.
-Tak. Chyba. - jąkałam się.
-Na pewno. - pocałował mnie w czubek głowy. Poszliśmy do kuchni, gdzie czekał na nas gotowy obiad. Zjedliśmy razem i rozmawialiśmy o referatach, które dostałyśmy. Moja przyjaciółka dostała temat dotyczący zdrowego odżywiania.
***
Całkiem nie dawno wpadł do nas Harry i w czwórkę oglądamy komedię romantyczną.
-Miłość w realu jest lepsza. A przynajmniej normalniejsza. - skomentował Hazz scenę z filmu, która niezbyt odzwierciedlała prawdziwe zawody miłosne.
-Zostaniesz? - szepnęłam uśmiechnięta na ucho mojemu narzeczonemu.
-Może kiedy indziej. - popatrzył na mnie, a z mojej twarzy zniknął uśmiech. - Żartuję. Jasne, że zostanę. - pocałował mnie krótko. No tak, ostatnio, ja mu
odmówiłam, więc teraz mnie cytował. Uśmiechnęłam się pod nosem i z powrotem oparłam głowę o jego ramię. Gdy film się skończył, poszłam z blondynem do mojej sypialni. Ściągnęłam z siebie ubrania i założyłam piżamę, po czym weszłam do łóżka. Zrobił to samo. Gdy tylko się położył, ułożyłam swoją głowę na jego torsie i wsłuchałam w bicie serca.
-Następnym razem, wszystko mi mów, dobrze?
-Oczywiście. - pocałował moje czoło i przysunął jeszcze bliżej, po czym zasnęliśmy wtuleni w siebie.