piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 15

*Oczami Victorii*
-Rose, mogłabyś nas zostawić samych? - zapytał podenerwowany. Rose nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła mi pocieszające spojrzenie, po czym wyszła zamykając drzwi. W duchu modliłam się, by wróciła jak najszybciej.
-Możesz mi wyjaśnić, co to było?! - wykrzyczał.
-Niby co? - zapytałam.
-Kurwa, jeszcze się pytasz?! Przelizałaś się z tym kolesiem, bez żadnych oporów! Może najchętniej to byś z nim poszła do łóżka?!
-Skoro ty możesz, to ja również! - wydarłam się na niego.
-O co ci chodzi? - zapytał jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-Jeszcze nie wiesz, kretynie?! Chciałeś się przespać z tym plastikiem! - Miałam łzy w oczach, które po chwili spływały po moich policzkach. - Myślałam, że jesteś inny, a nie że zarywasz do każdej laski tylko po to, by się z nią przespać! - wtedy już miałam wodospad łez spływający po mojej twarzy.
-Co? Ja nie mówiłem tego na poważnie! Serio myślisz, że bym ci to zrobił? - zapytał już spokojnym tonem.
-Jak widać jesteś do tego zdolny...
-Chciałem żebyś się poczuła zazdrosna, nawet nie wiesz jakie to trudne, gdy ty udajesz niedostępną dla mnie, kiedy cała masa innych facetów się za tobą ogląda... - powiedział, a mi udało się na chwilę powstrzymać potok łez.
-Ale czemu akurat wybrałeś taki sposób? - powiedziałam łamiącym się głosem, a na twarzy poczułam nowe krople.
-Bo inaczej mi się nie uda. Jesteś nie do zdobycia... - Powiedział, a w oczach widziałam smutek i... łzy? Czy on płacze?
-Harry, jestem do zdobycia, tylko... - nie dokończyłam, bo ktoś wszedł do łazienki. Tą osobą okazał się Zayn.
-Dobra kobitki, koniec wyżaleń i płaczów, czas na śnieżek! - Powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
-Nie, ja już na dzisiaj mam dość. - oznajmił Harry. Zayn popatrzył na niego ze zdziwieniem, a potem przerzucił wzrok na mnie. Pokręciłam przecząco głową, na co Zaza przewrócił teatralnie oczami i dodał:
-To płaczcie sobie dalej... - po czym wyszedł.
-Nie skończyłaś. - popatrzyła na mnie Harry. Zawahałam się, czy mam mu powiedzieć.
-Harry, to nie jest odpowiednie miejsce, ani czas... - powiedziałam ocierając łzy.
-Ale powiesz mi, prawda? - powiedział mając nadzieję w oczach.
-Tak. - odpowiedziałam, po czym wyszłam z łazienki. Wróciłam do salonu, a tam dalej trwała gra w butelkę. Usiadłam na swoim starym miejscu. Jakaś dziewczyna powiedziała:
-Victora! Po twojej ostatniej kolejce nie kręciłaś. - podała mi butelkę. Zakręciłam, po czym wypadło na tą plastikową laleczkę, do której zarywał loczek. Znowu się coś we mnie zagotowało. Harry widział moją reakcję, ponieważ stał na przeciwko mnie, lecz już nie grał. Spytałam tylko pytanie czy wyzwanie. Odpowiedź była jasna... Wyzwanie. Wybrałam pierwsze, lepsze byle by tylko nie dotyczyło Hazzy. Gdy tylko wykonała zadane przeze mnie wyzwanie, rzuciłam w nią butelką, co wywołało niewielkie zaskoczenie. Odeszłam z gry. Poszłam w stronę wyjścia. Poczułam ucisk na nadgarstku. Odwróciłam się przodem by ujrzeć, kto mnie zatrzymał. Byłam pewna, że będzie to Harry, lecz się pomyliłam. Zobaczyłam Rose. Ucieszył mnie ten widok.
-Zamierzasz wrócić do domu, prawda? - zapytała, tak jakby znała odpowiedź. Niestety muszę ją zaskoczyć.
-Nie, idę się przewietrzyć. - lekko się uśmiechnęłam. Nic nie powiedziała, tylko przekręciła głowę uważnie mi się przyglądając. - Nie kłamię, nie ucieknę. - zapewniałam ją.
-Powiedzmy, że ci uwierzę. - zmierzyła mnie wzrokiem i wróciła do reszty. Wyszłam z mieszkania i przechadzałam się alejkami ogrodu, który był rozmieszczony wokół apartamentowca.
*Oczami Rose*
Wróciłam do pokoju. Gra w butelkę na szczęście się już skończyła. Usiadłam na kanapie obok El i Dan. Próbowałam się rozluźnić i skupić na imprezie, ale coś nie dawało mi spokoju... No tak. To, że puściłam Victorię samą. Martwię się, że wymyśli jakieś głupstwo... Niestety moje rozkojarzenie zauważył Niall. Gdy tylko się ocknęłam, zauważyłam, że na kanapie siedzę tylko ja i Niall, a reszta poszła tańczyć.
-Hej, co się dzieje? - zapytał z troską.
-Co? Nie, nic. - odpowiedziałam, lecz skłamałam.
-Nie kłam, nie jestem ślepy.
-Och, no bo puściłam Vicki samą na pole i teraz się o nią martwię... - powiedziałam z zażenowaniem.
-Nic jej nie będzie. Może w domu przynajmniej poczuje się lepiej. - pocieszał mnie.
-Ale obiecała, że wróci.
-Miejmy nadzieję. - puścił mi oczko, na co się zarumieniłam. O dziwo w tym hałasie udało nam się usłyszeć dźwięk dzwonka do drzwi. Nagle wszystko ucichło, włącznie z muzyką. Liam ruszył do drzwi, a ja i Niall za nim. Miałam nadzieję, że to Victoria, lecz to co zobaczyliśmy sprawiło, że wszyscy wytrzeźwieli... Tam stała policja!
-O kurwa... - wyszeptał Niall. Nagle wszyscy zaczęli wychodzić, także zostali tylko chłopcy, ich partnerki i ja. Kiepsko się to zapowiada.
-Chyba wiecie dlaczego tu jesteśmy... - powiedział jeden z funkcjonariuszy.
-Tak... - powiedział zażenowany Louis. Wystawili nam mandat i kazali zakończyć imprezę. Nie było czego kończyć, ponieważ gdy tylko policja ukazała nam się na oczy, wszyscy wyszli. Popatrzyliśmy na siebie zmieszani i ponownie usłyszeliśmy dzwonek. Tym razem ja otwarłam. To była Victoria.
-Dlaczego spotkałam tłum wychodzący z bloku, a potem jeszcze policje? - zapytała. Wyjaśniliśmy jej wszystko. Postanowiłyśmy wracać do domu, lecz Harry i Niall zaproponowali żebyśmy pojechały do nich. Popatrzyłam na Victorię oczekując odpowiedzi. Niestety jej odpowiedź brzmiała typowo jak dla niej. Czyli stanowcze "Nie"... Poprosiłam ją na bok.
-Vicki, proszę. Zrób to dla mnie... - błagałam ją. Zastanawiała się chwilę, po czym wywróciła oczami i powiedziała:
-Dobra, w sumie muszę jeszcze porozmawiać z Harry'm... - powiedziała niechętnie. Ja pisknęłam z radości i ją przytuliłam. Gdy już się oderwałam od niej, poszłyśmy powiedzieć chłopakom, że jedziemy z nimi. Pożegnałyśmy się z resztą. Zeszliśmy na dół, a tam czekała na nas już taksówka. Wsiedliśmy i odjechaliśmy.

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 14

Louis zwinął kawałek papieru w mały rulonik. Podał go Hazzie, a on pochylił się nad stołem i wciągnął go. Popatrzyłam na Rose, a ta na mnie. Miałam przerażenie w oczach, zauważyła to.
-Nie bój się. Nie będzie źle. - pocieszyła mnie.
-Skąd wiesz?
-Tak po prostu. - uśmiechnęła się lekko. Teraz na nią wypadła kolej. Wciągnęła to jak gdyby nigdy nic. Podała mi rulonik. Wahałam się, ale przemogłam swój lęk. Nie było źle. Po jakimś czasie przyszła reszta gości. Co jakiś czas chodziłyśmy razem z chłopakami do kuchni po większą dawkę narkotyków. Nie były one mocne, dlatego wiedziałyśmy co się dzieje i co robimy. W pewnym momencie poczułam, że z nosa leci mi krew. Szukałam po całym mieszkaniu mojej przyjaciółki, ale nigdzie jej nie było... Podobnie jak całej reszty. W końcu w tłumie dostrzegłam Harry'ego. Zaczęłam zmierzać w jego kierunku. Rozmawiał z jakąś tapeciarą... Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, iż on najzwyklej w świecie z nią flirtował.
-Harry, krwawię... - powiedziałam zakrywając sobie twarz dłonią by nikt tego nie zobaczył.
-Myślałem, że u dziewczyn to normalne. - powiedział z sarkazmem.
-Debilu, nie chodzi o okres, tylko o to, że krwawi mi z nosa! - powiedziałam odsłaniając rękę. Gdy to ujrzał nic nie powiedział, tylko pociągnął mnie do łazienki. Podszedł do apteczki i wyciągnął z niej potrzebne rzeczy.
-Dlaczego akurat mnie poprosiłaś o pomoc? - zapytał.
-Nie mogłam nikogo innego znaleźć... Rose gdzieś wcięło. - odpowiedziałam.
-Myślałem, że byłaś zazdrosna.
-Co? Niby o kogo?
-O tą dziewczynę... - powiedział i odwrócił się by wyrzucić zakrwawione waciki do śmietnika.
-Pff... Co mnie ona obchodzi, flirtuj z kim chcesz, twoje życie... - powiedziałam, ale w sercu poczułam ukłucie.
-W sumie, po co ja cię o to pytam? I tak bym z nią wylądował w łóżku. - powiedział bez żadnego uczucia. Już miałam wybuchnąć płaczem, ale jakoś się powstrzymałam. Miałam mu jeszcze zadać pytanie, ale mi przerwał.
-Gotowe.
-Dzięki. - odpowiedziałam i jak najszybciej wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do salonu i zauważyłam, że nie ma połowy gości, trochę mnie to zdziwiło, ale nie ważne. Na środku pokoju byli wszyscy. Niall, Louis, Liam, Zayn i ich dziewczyny, nawet znalazła się tam Rose. Było jeszcze pare ludzi.
-Victoria, Harry! Chodźcie zagrać w butelkę! - wykrzyczał Liam. Usiadłam obok Rose, Harry na szczęście po drugiej stronie. 
-Gdzie ty byłaś kiedy cię potrzebowałam?! - wyszeptałam jej do ucha.
-A co, żeby ujarzmić Harry'ego to potrzeba aż dwie dziewczyny? - powiedziała i się uśmiechnęła.
-Nie, ale miałam krwotok z nosa i musiałam go poprosić o pomoc... - powiedziałam z wyrzutem.
-Byłam z chłopakami na polu, by odetchnąć trochę. - powiedziała.
-Po prostu super...
*Oczami Rose*
Zaczęła się gra w butelkę. Przez dłuższy czas na szczęście nie wypadało na mnie. Nie lubię tej gry. Jak pomyślałam, tak też mam... Wypadło na mnie. Wylosował mnie Liam. Wybrałam wyzwanie, bo to jest chyba lepsze jak pytanie.
-Więc... - zastanawiał się chwilę, a gdy już wpadł na pomysł wiedziałam, że średnio będzie mi się to podobało. - Rose, podejdź do Niall'a i bardzo, ale to bardzo namiętnie pocałuj go... - zaciął się, co mnie trochę zestresowało - ... w policzek! - Uśmiechnął się słodko. Na szczęście to w końcu nasz kochany Liam, który nie zrobi komuś na złość. Bez zawahania wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do blondyna. Gdy wykonałam swoje wyzwanie, wszyscy zaczęli bić brawa i wiwatować. Nie wiem czemu, przecież to tylko całus w policzek... Ludzie są dziwni. Wróciłam na swoje miejsce i gdy spojrzałam na Niallera widziałam mega zdziwienie, ale też satysfakcję. No cóż, mi to tam odpowiadało. Zadania były typowe jak na taką grę. Czyli obściskiwanie się z jakąś osobą. Praktycznie cały czas wypadało na Harry'ego. Gdy tylko butelka wskazywała jego osobę, czułam jak Victorii podnosi się tętno... Zaczyna się. Wypadło na nią... Wylosowała ją Danielle, może nie będzie aż tak źle, ale ona również pomaga nam w złączeniu Hazzy z Victorią.
-Victoria, podejdź to Alex'a i go pocałuj. - powiedziała, a ja popatrzyłam w jej stronę. Zadałam jej pytające spojrzenie, a ona posłała mi oczko. Chciała sprawić, żeby Harry poczuł się zazdrosny. Victoria również załapała o co chodzi i gdy tylko znalazła się obok nieznanego mi dotąd chłopaka pocałowała go bardzo namiętnie. Trochę to trwało, co mi i reszcie przyjaciół się nie podobało. Eleanor na szczęście siedziała obok i odciągnęła blond dziewczynę. Wszyscy patrzyliśmy na nią ze zdziwieniem, a Harry ze złością oraz miną mordercy. Będzie źle. Gdy tylko wróciła na miejsce, wyciągnęłam ją z gry pod pretekstem pójścia do toalety. Niechętnie, ale się zgodziła.
-Co ty dziewczyno do cholery robisz?! - wydarłam się po niej, ale tak by nikt nas nie usłyszał...

-No jak to co? Całowałam się z chłopakiem. Nie wolno mi? - zapytała.
-Wolno, ale gdyby nie El to co? Wylądowałabyś z nim w łóżku?! Bo z tego co widziałam to nie miałaś zamiaru się od niego odklejać! - powiedziałam zdenerwowana. Już miała odpowiedzieć, ale do łazienki wszedł Harry.

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 13

Obudził mnie mój tata, dla tak błahego powodu... Chciał oglądać telewizję. Niechętnie ruszyłam się z sofy i poszłam do sypialni. Rose jeszcze spała, a ja się na nią rzuciłam. Nawet nie drgnęła. Spałyśmy dalej. Minęła może godzina. Nie mogłam spać. Zgłodniałam, więc poszłam zrobić śniadanie. Weszłam do kuchni, a tam moja uwagę przykuła karteczka zaadresowana do mnie i Rose.

Victoria, Rose...
Wróciliśmy do swoich domów. Nie będziemy wam już przeszkadzać.
Rodzice.

Zdenerwowałam się i potargałam ze złości liścik. Już nawet nie byłam głodna, więc zrobiłam sobie tylko kawę i poszłam do salonu. Po jakiś 30 minutach Rose się obudziła.
-Co ty taka wkurzona? - zapytała.
-Rodzice jak zwykle nas wystawili... Tak po prostu sobie pojechali i nawet się nie pożegnali! - powiedziałam, prawie wykrzyczałam.
*Oczami Rose*
Coś się we mnie zagotowało. Znowu nas wystawili! Mam już ich serdecznie dość... Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki. Gdy skończyłam jeść dostałam sms'a od Louisa.

"Hej. Wpadniecie dziś na moje przyjęcie urodzinowe?"

Długo się nie zastanawiałam i odpisałam:

"Pewnie, że wpadniemy. Kiedy i gdzie?"

Louis odpisał, abyśmy były przed 18, u nich w mieszkaniu. Wstałam z krzesła i poszłam do salonu. Stanęłam w progu i oznajmiłam Victorii, że jedziemy szukać prezentu dla naszego przyjaciela. Nic nie opowiedziała, tylko poszła się przebrać. Ja również poczyniłam to samo, ponieważ dalej byłam w piżamie. Gdy już byłyśmy gotowe, zjechałyśmy windą na podziemny parking. Wsiadłyśmy do samochodu i przez całą drogę rozmawiałyśmy co mu kupić. Chciałam się też wypytać o wczorajszy incydent z Harrym, ale na ten temat nie była zbyt rozmowna. W końcu dojechałyśmy do centrum. Znalezienie prezentu nie zajęło nam dużo czasu. Szybko wróciłyśmy do domu i jadłyśmy obiad, a tak właściwie pozostałości po wczorajszej wigilii.
*Oczami Victorii*
Zaczęłyśmy się przygotowywać z Rose. Pomogłyśmy sobie przy makijażu oraz włosach. Wyruszyłyśmy na poszukiwania w naszej garderobie. W końcu ja wybrałam 


 a Rosalie to.


 Usłyszałyśmy dzwonek, poszłam otworzyć. Ukazali mi się osoby Niall'a i Harry'ego.
-Hej, co wy tutaj robicie? - zapytałam.
-Zabieramy was do Louisa, mamy nadzieję że jesteście gotowe. - powiedział niebieskooki. W tym samym momencie podeszła do nas Rose. Przywitała się z chłopakami i stanęła koło mnie.
-Mamy jeszcze trochę czasu, wiec może czegoś się napijecie? - zapytała z grzeczności.
-Nie, dziękujemy, ale specjalnie przyjechaliśmy wcześniej, bo Lou prosił, żebyśmy byli przed wszystkimi gośćmi. - tłumaczył Harry. Czułam, że jest mi przy nim trochę niezręcznie, ale nie chciałam tego pokazywać.
-Ok. - odpowiedziała moja przyjaciółka. Ubrałyśmy buty, kurtki i byłyśmy gotowe do wyjścia. Na parkingu czekał na nas samochód chłopaków. 


 Niall i Rose wepchnęli się na tylne miejsca pasażerskie, a ja nie miałam wyjścia i musiałam usiąść koło prowadzącego Harry'ego. W czasie jazdy trochę między mną i loczkiem rozluźniła się atmosfera i wszyscy razem śpiewaliśmy każdą piosenkę, która leciała w radiu. Muszę przyznać, że chłopcy mają wspaniałe głosy. W końcu dojechaliśmy do mieszkania naszych przyjaciół. Gdy weszliśmy do mieszkania od razu przywitali nas Louis, Liam, Zayn i ich partnerki. Podałam prezent Lou, a on go nie odpakowując, odłożył na jakiś stolik, a nas zabrał do kuchni. 
-Harry załatwiłeś to? - zapytał Zayn.
-Oczywiście, że tak. - loczek się zaśmiał i wyciągnął z kieszeni mały woreczek wypełniony białym proszkiem.

Rozdział 12

Gdy wszystko było już przygotowane, poszłam pod prysznic, bo we włosach wciąż miałam mąkę. Po 20 minutach spędzonych pod ciepłym strumieniem wody, wyszłam w samym ręczniku. Od razu weszłam do garderoby. Mój ręcznik opadł na podłogę. Ubrałam swoją bieliznę i podniosłam ręcznik. Musiałam wrócić do pokoju, bo tam została moja sukienka na dzisiejszy wieczór.


Weszłam z powrotem do pokoju.
-Masz cudowne ciało. - usłyszałam głos za swoimi plecami. Szybko się odwróciłam, a na łóżku siedział Harry.
-Co ty tutaj robisz?! - ja na niego krzyczałam, a on wstał z łóżka i kierował się w moją stronę.
-Chciałem cię dziś zobaczyć. - stałam przed nim wciąż w samej bieliźnie, a on był centymetry ode mnie. - Jesteś taka śliczna. - kontynuował odgarniając moje mokre włosy. Zsuną swoje duże dłonie na moje biodra. Stałam wciąż nieruchomo, nie mogłam wydać z siebie, żadnego odgłosu. Harry nachylił się nad mną i zaczął mnie delikatnie całować. Umieściłam swoje ręce na jego torsie, a jego błądziły po moich plecach. 
-Harry... Przestań... - wydusiłam między pocałunkami. 
-Dlaczego? Przecież wiem, że tego chcesz, pragniesz. 
-Nie. By najmniej, nie teraz. - przysunął się jeszcze bliżej i ponowił pocałunki. Na szczęście po chwili do pokoju weszła Rose. 
-Em... A co tutaj się dzieje? - zapytała rumieniąc się, a ja w duchu jej dziękowałam. 
-W sumie to nic, Harry już wychodzi. 
-Ale przecież przed chwilą przyszedł. - powiedziała lekko zdziwiona. 
-Tak, ale chciałem tylko coś powiedzieć, więc już się zmywam. - ostatni raz pocałował mnie w policzek i wyszedł.
*Oczami Rose* 
Patrzyłam na Victorię ze zdziwieniem. Nie mogłam nic powiedzieć. 
-No co się tak patrzysz? - zapytała wkurzona. 
-Ale, no... Jak, co, gdzie...? Ciebie nie można na chwilę zostawić samą. - zaśmiałam się. 
-Oj tam, oj tam... - założyła sukienkę i wyszła. Ja stałam oniemiała przez jeszcze parę minut, zanim poszłam do garderoby. Wybrałam


 i poszłam zrobić makijaż. Po około 20 minutach byłam gotowa, a moja przyjaciółka jak zwykle potrafi siedzieć w łazience najdłużej... w końcu wyszła. Wyglądała bardzo elegancko. 
-Hmm... To jednak ci wasi chłopcy dobrze trafili. - powiedział pan Robert do nas, gdy robiłyśmy sobie fotkę. 
-Tato, ile razy można powtarzać, że to nie nasi chłopcy?! - Victorię chyba denerwował już ten temat. Mi tam w sumie odpowiadał. Potem razem z Victorią usiadłyśmy na parapecie i czekałyśmy aż zaświeci pierwsza gwiazda. Nasze mamy wszystko przygotowały w jadalni, a ojcowie poszli się przebrać. Po około godzinie wyczekiwań na upragnioną gwiazdkę, mogłyśmy symbolicznie na czubku naszej choinki ustawić gwiazdę betlejemską. Następnie zaczęliśmy składać sobie życzenia, a potem usiedliśmy do stołu. Po kolacji przyszedł czas na odpakowywanie prezentów! Wszyscy byli zadowoleni, a wigilia okazała się zaliczyć do udanych. Pomogłyśmy rodzicom posprzątać i razem z Victorią udałyśmy się do salonu. Po pewnym czasie dołączyła do nas reszta rodziny i wspólnie oglądaliśmy " Kevin sam w domu". Było dużo śmiechu, ale w sumie jak zawsze. Około 1:00 poczułam zmęczenie, pożegnałam się że wszystkimi i poszłam spać. 
*Oczami Victorii* 
Rose poszła, a ja zostałam sama z rodzicami. Rozmawiałam z nimi o wszystkim i o niczym, aż w końcu oni także poszli. Siedziałam tak chyba do 5. Myślałam o tym co Harry dziś robił, jego pocałunki, dotyk... To było coś nie do opisania... Byłam tak tym wszystkim zmęczona że zasnęłam na kanapie.

Rozdział 11

Był od Louisa.

"Jeśli kotek jest taki jak Victoria, to ja współczuję Harry'emu."

Zaczęłam się na głos śmiać, a starsze pokolenie się na mnie popatrzyło, jak na idiotkę. Rose zaczęła odpisywać:

 "Haha, to współczuj, bo czasami jest jeszcze gorsza."

Uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Rodzice wciąż się na nas patrzyli jak na idiotki, ale w sumie nowość to nie była... Po chwili dostała sms'a zwrotnego:

"Mrr... Będzie gorąco. Aż pójdę zaraz do Elenour."

Odpisała mu:

"To pozdrów ją"

Chyba na prawdę poszedł, bo Rose już nic nie pisała. Po paru minutach oglądania jakiegoś serialu, wstałam z kanapy i poszłam w kierunku kuchni. Po pewnym czasie moja przyjaciółka dołączyła do mnie.
-Po co tu przyszłaś? - zapytała się mnie.
-No wiesz jutro Wigilia, a my nie mamy niczego zrobionego.
-Myślałam że będziemy robić to później.
-I myślisz że byśmy się wyrobiły? Nie sądzę.
-Ok, to od czego zaczynamy? - powiedziałam jej co ma robić, a ja zabrałam się za robienie ciasta.
Byłyśmy w kuchni chyba już ponad godzinę, a żadna z naszych mam nie przyszła. Przynajmniej miałyśmy spokój.
Około 21:00 skończyłyśmy wszystkie potrawy. Mam nadzieję, że nikt się tym nie zatruje. Byłyśmy bardzo zmęczone, więc tylko posprzątałyśmy w kuchni poszłyśmy spać. Nasi rodzice nam nie pomagali, bo przez cały czas, kiedy my się męczyłyśmy, oni sobie słodko spali. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i poszłam spać. Rose dołączyła do mnie trochę później.
*Rano, Oczami Rose*
-Dajcie nam jeszcze 5 minut. - powiedziałam bardzo zaspana, gdy moja mama próbowała nas obudzić.
-Rose, masz natychmiast wstać, bo jak nie to już nigdy nie dostaniesz od mnie i ojca, ani grosza. - po słowach mojej mamy, wstałam z łóżka. Niby słaby szantaż, ale wolałam jej nie denerwować.
-Dobra, dobra budzę już Victorię. A tak w ogóle to która godzina?
-Jest 12:00, a wy dalej śpicie.
-Mamo, wczoraj musiałyśmy wszystko przygotować, jesteśmy zmęczone.
-Ok. Ogarnijcie się i przyjdźcie do salonu.
-Dobrze, jak tylko dobudzę Victorie, zaraz tak przyjdziemy.
- moja mama wyszła z pokoju, a ja rzuciłam się na moją przyjaciółkę i zaczęłam bić ją poduszką.
-Co ty debilu robisz? - zapytała zdenerwowana.
-Wstawaj! Jest 12:00. - powiedziałam i zeszłam z niej. Poszłam do garderoby i wzięłam luźne dresy, ponieważ i tak będę musiała się przebrać. Victorii nawet nie chciało się przebierać, więc poszłyśmy od razu do salonu. Tam jak zwykle siedzieli nasi rodzice.
-Jest Wigilia, a wy śpicie do 12:00?! - zapytał tata Victorii.
-Nie, tak jakoś wyszło... - odpowiedziałam.
-Yhym... - mruknął mój ojciec.
-Rose, Victoria! Chodźcie nam pomóc! - usłyszałyśmy krzyk mojej mamy dobiegający z kuchni. Leniwie ruszyłyśmy się z kanapy i po chwili znalazłyśmy się w kuchni. Nasze mamy nawet za bardzo nie potrzebowały pomocy, no ale cóż... Zaczęłyśmy robić drugie ciasto. Tak jakby nas trochę poniosło, bo zaczęłyśmy rzucać w siebie mąką, kakaem i wszystkim co sypkie.
*Oczami Victorii*
Bitwa trwała w najlepsze, gdy do akcji wkroczyły nasze mamy.
-Co wy tu... - Anna nie dokończyła, ponieważ dostała od Rosalie jajkiem. Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
-Przepraszam - Rose podbiegła szybko do swojej matki z jakąś chusteczką w ręce.

Rozdział 10

*Oczami Niall'a*
Wróciliśmy do domu, Harry poszedł do swojego pokoju zająć się kotkiem, a ja do lodówki. Matko! Ale zgłodniałem.
-To może ty teraz rozpakujesz swój prezent od ukochanej? - spytał. Zawstydziłem się troszkę na określenie Rose, ale taka była prawda. Skierowałem się do salonu, ponieważ tam zostawiłem podarunek.
-Czy ty nie masz nic innego do roboty, tylko śledzić mnie po własnym mieszaniu? - spytałem.
-Mam wiele ciekawszych rzeczy do roboty, ale chcę zobaczyć co dostałeś. - odpowiedział.
Rozpakowałem prezent. Na szczęście nie było to trudne. W oczy rzucił mi się biały materiał z czarnym nadrukiem. Gdy wziąłem go do ręki, zobaczyłem że jest to koszulka z napisem "Crazy Mofos". Niby nic wielkiego, a tak cieszy. Mój uśmiech momentalnie się powiększył, a Harry to zauważył.
-Pff... Koszulka? Ja dostałem kociaka! - droczył się ze mną.
-Tak, tyle że gdy koszulkę zamknę w pokoju to mam pewność, że nie zdechnie. - zaśmiałem się. Harry jak oparzony zerwał się z kanapy i pobiegł w stronę swojego pokoju, a ja za nim. To co ujrzałem po otwarciu drzwi, zaszokowało mnie. Zostawił małego kotka na mniej niż 5 minut, a pokój wygląda, jakby przeszedł przez niego huragan. Wybuchłem śmiechem.
-No i co się śmiejesz, idioto?! - zapytał zdenerwowany Harold.
-Właśnie udowodniłem, że mój prezent był trafniejszy. - powiedziałem nadal się śmiejąc. Harry tylko popatrzył się na to wszystko z zażenowaniem.
-Jak ja cię nazwę? - zapytał się samego siebie, biorąc zwierzę do rąk.
-Myślę, że Vicki. - wtedy już nie mogłem wytrzymać sam ze sobą. Śmiałem się w niebogłosy. Nawet udało mi się tym poprawić humor Harry'emu, ponieważ sam zaczął się z tego śmiać.
*Oczami Rose*
Szłam spokojnie korytarzem w stronę salonu, gdy ktoś nagle chwycił mnie za rękę i zaciągnął do sypialni.
-Co? - zapytałam zdezorientowana.
-Odpakujemy te prezenty od chłopaków? - zapytała uśmiechnięta Victoria.
-Ok. - odpowiedziałam krótko i podeszłam do biurka, gdzie leżał mój prezent. Usiadłyśmy na łóżku i zaczęłyśmy rozpakowywać podarunki. Gdy wzięłyśmy materiały do rąk, ukazały się nam dwie, piękne sukienki. Na dnie pudełka zobaczyłam liścik:

"Ubierzcie je na sylwestra :) xx"

Uśmiechnęłam się sama do siebie i podałam go przyjaciółce. Nic nie powiedziała tylko się zarumieniła. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i zaczęłam zmierzać do garderoby.
*Oczami Victorii*
Oniemiałam. Sukienka była cudowna. Rose wyszła z pokoju, zapewne do garderoby. Trzeba przyznać, że chłopcy mają gust. Westchnęłam cicho i podobnie jak moja przyjaciółka poszłam odłożyć sukienkę. Nie było jej tam, ale z salonu dochodziły mnie pytania na temat chłopaków. Odwiesiłam sukienkę na wieszak i poszłam do kuchni się napić. Na moje nieszczęście była tam mama...
-Hej córciu! - powiedziała radośnie, siadając na krześle ze szklanką wody.
-Cześć. - odpowiedziałam wyciągając sok.
-Jak tam prezenty? - zapytała zaciekawiona, lecz próbowała to ukryć. Nie wychodziło jej...
-Dobrze. Bardzo się z nich cieszymy.
-A co... - nie skończyła, ponieważ wyszłam z kuchni. W salonie byli praktycznie wszyscy, prócz mojej matki. Oglądali jakiś serial. Dołączyłam do nich. Po dłuższej chwili, Rose pokazała mi sms'a. Był od...

Rozdział 9

W końcu dojechaliśmy. Niby było to parę minut zwykłej jazdy z rodzicami, ale przez to, przypomniałyśmy sobie, dla czego się wyprowadziłyśmy. Pomogłyśmy im wszystko wnieść. Jak na zaledwie parę dni to mają sporo rzeczy.
-Czy wy tu w ogóle sprzątacie?! - skomentowała moja mama.
-Tak mamusiu, na przykład dziś do 4:00 nad ranem, a to dla tego żebyście się nie doczepili.
-No właśnie nie widać tych efektów. - powiedziała mama Victorii. 
-Skończcie już... Ważne, że w ogóle da się przejść. - zaśmiałam się, a cała reszta ze mną.
-Ok. Więc moja ty kochana córciu, powiedz gdzie możemy się rozpakować. - powiedział mój tata.
-To jest ten pokój na wprost. - odpowiedziałam, a on i tata Victorii zabrali bagaże i poszli w wskazane miejsce.
-Niestety w starym pokoju Rose jest tylko miejsce na jedną parę, więc musicie ustalić kto będzie spał w sypialni, a kto w salonie na rozkładanej kanapie. - powiedziała Victoria za nim nasze mamy dołączyły do naszych ojców.
-Co ty powiedziałaś? W starym pokoju Rose? Córeczko, nie mów nam tylko, że jesteście razem. - moja mama patrzyła na mnie i prawie ze łzami w oczach czekała na odpowiedz.
-Nie, oczywiście, że nie. Oszalałaś, żeby wpaść na taki pomysł?
-Oj no, bo jak nam to wyjaśnicie, że mieszkacie ze sobą i śpicie w jednym łóżku, a do tego pewnie nie macie chłopaków. - Victora chciała zacząć coś mówić, ale w ostatniej chwili ktoś zapukał do drzwi. Poszłam je otworzyć, a Victoria pobiegła za mną. Pewnie nie chciała się tłumaczyć. Gdy otwarłam drzwi okazało się, że to Niall i Harry.
*Oczami Victorii*
Byłam zdziwiona, że przyszli, ale miło z ich strony, pomimo mojego zachowania.
-Hej, a co wy tutaj robicie? - spytałam.
-Za parę dni wigilia, a składanie życzeń przez telefon nie należy do moich ulubionych czynności. - powiedział Harry.
-I mamy prezenty! - wykrzyczał Niall. Rose nic nie odpowiedziała, tylko znikła w naszym pokoju, lecz po chwili wróciła. Na rękach trzymała prezenty. Jeden podała mi. Był to mały, puszysty kotek. Mina Harry'ego była bezcenna. Uśmiechnęłam się i wręczyłam mu kotka.
-Wesołych Świąt. - powiedziałam z uśmiechem od ucha do ucha. 
-Jeju... Dziękuję! Jest śliczny. - powiedział to po czym mnie przytulił i pocałował w policzek. Byłam zaskoczona, lecz zadowolona. Mi również wręczył prezent. Na razie go nie odpakuję. Poczekam aż pójdą.
-Z tego co pamiętam, to przyszliśmy tylko złożyć życzenia, a nie gadać o jedzeniu... - zwrócił się Harry do Niall'a i Rose.
-No my już złożyliśmy sobie życzenia, więc postanowiliśmy się nie nudzić podczas waszych czułości. - zaśmiał się Niall, a Rose uśmiechnęła. Chwilę potem chłopcy wyszli, a my w progu salonu zastałyśmy rozpromienionych rodziców.
-Więc jednak jesteście normalne i macie chłopaków! - powiedział mój uradowany tata.
-Zawsze byłyśmy normalne... - powiedziała Rose - Pod tym względem, oczywiście! - dodała po chwili, a wszyscy razem z nami wybuchli śmiechem.
-No właśnie! Tylko pod TYM względem!  - powtórzyła moja mama, ciągle się śmiejąc. Pomimo że nie zawsze się z nimi dogadujemy i tak ich kochamy i czasami nam ich brakuje.

Rozdział 8

*Oczami Victorii*
Jak zwykle nasze wstawanie na pierwszą zmianę, szło nam opornie. W Nando's jak zwykle była masa ludzi. Miałyśmy ciężki dzień w pracy, mam nadzieję, że ten tydzień minie nam szybko. W sumie to też nie ma się z czego cieszyć, ponieważ dzień przed świętami przyjeżdżają nasi rodzice, więc znowu będziemy skazane na wysłuchiwanie jakie my to jesteśmy bałaganiary, i że mamy pusto w lodówce, a święta idą...
*3 godziny później*
Matko! Obsłużyłam chyba ze sto, jak nie więcej ludzi. Szczerze mam już dość tej pracy, ale trzeba przyznać, że pensja jest świetna.
Reszta dnia minęła nam na sprzątaniu mieszkania przed przyjazdem rodziców. Byłyśmy padnięte, oglądałyśmy wieczorem jeszcze jakiś horror, ale był taki kiepski, że bardziej się z niego śmiałyśmy. Zasnęłyśmy na kanapie, rano ledwo co zdążyłyśmy, bo telefon Rose nie zadzwonił.
Praca z dnia na dzień mijała coraz szybciej, a ludzi było strasznie mało. Nie ma co się dziwić, bo zaraz święta.
*Piątek*
Szybko wstałyśmy i się ogarnęłyśmy. Kolejny dzień pracy... Na szczęście nie było ludzi w Nando's, ponieważ był piątek, a we wtorek jest wigilia. Za 15 minut skończy się nasza zmiana.
-Kochani! Dostajecie dzisiaj premię świąteczną! - oznajmił nam szef, po czym wręczył koperty. Cieszyłyśmy się bardzo. Udałyśmy się do szatni, by się przebrać i potem poszłyśmy w kierunku samochodu.
-Victoria, nie jedź do domu, tylko do galerii. Muszę coś kupić. - oznajmiła Rose.
-Chyba wiem w jakiej sprawie. Mam podobną. - uśmiechnęłam się i zobaczyłam, że moja przyjaciółka również.
*W galerii*
Szukałyśmy prezentów dla chłopaków. Kompletnie nie wiedziałyśmy czego, ponieważ za dobrze ich nie znałyśmy. Po co najmniej trzech godzinach chodzenia po różnych sklepach Rose wybrała:


Jak zwykle nie obyło się bez kupowania sobie jakiś rzeczy.
Wróciłyśmy po 21:00 do domu i od razu padłyśmy na łóżko. Musimy jeszcze posprzątać pokój Rose na przyjazd rodziców, ponieważ na co dzień śpimy na ogromnym łóżku w moim pokoju.

Pokój Victorii:



Pokój Rose:


*Oczami Rose*
Ogarnięcie mojego pokoju i doprowadzenie go do stanu używalności zajęło tyle czasu, że skończyłyśmy około 4:00 nad ranem. Padłyśmy na łóżko i zasnęłyśmy, nawet się nie przebierając. O 9:00 obudził nas mój telefon.
-Co się stało? - wymamrotałam zaspana. - MAMA?! KURWA! - krzyknęłam i o mało nie spadłam z łóżka. - Halo? - odezwałam się niepewnie.
-Gdzie wy jesteście?! - zapytała moja mama.
-Stoimy w korku, będziemy za jakieś 15 minut. - odpowiedziałam idąc do garderoby. Victoria, jak nigdy się jej to nie udawało, wstała i ogarnęła się szybciej, niż wtedy kiedy szłyśmy na dyskotekę z chłopakami. Właśnie, chłopakami. Dawno ich nie widziałyśmy, ale teraz to jest mało ważne. Jak najszybciej wsiadłyśmy do samochodu i pędziłyśmy ulicami Londynu. Po 10 minutach byłyśmy na miejscu, a nasi rodzice już tam czekali. Nawet nie zdążyłyśmy się przywitać, bo już zaczęła się kłótnia.
-Gdzie wy się do cholery podziewałyście?! Miałyście tu być 40 minut temu! - wykrzyczała mama Victorii, pani Madeline.
-Mamo, stałyśmy w ogromnym korku. Przecież to Londyn! - powiedziała zakłopotana Victoria.
-To mogłyście wcześniej wyjechać... - wtrącił mój tata.
-Ale skąd miałyśmy wiedzieć? Zresztą, nie ważne. Pakujcie się do auta. - powiedziałam. Już nic się nie odezwali, tylko wzięli swoje torby i wpakowali je do naszego BMW. Przez całą drogę wypytywali nas o różne rzeczy. Jak to rodzice...

Rozdział 7

Szybko wyrwałam się z uścisku Hazzy. Żeby nie prowokować kłótni, na którą z resztą nie mam ochoty, postanowiłam nie krzyczeć na Harry'ego.
-A co wy tu robicie? - spytała Rose.
-Szukamy prezentów dla chłopaków. - odpowiedział jak zwykle, uśmiechnięty Niall.
-Może dacie się zaprosić na obiadokolację? - zapytał Harry.
-Z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się ciepło. Nagle zauważyłam, że moi znajomi patrzą na mnie ze zdziwieniem.
-No co się tak na mnie patrzycie? 
-Serio? TY się zgodziłaś bez żadnych sprzeciwów?! - zapytała, chyba najbardziej zdziwiona Rose.
-Człowiek głodny podejmuje pochopne i nie zawsze dobre decyzje, więc korzystajcie póki nie zmienię zdania.
-Ok! - odpowiedzieli chórem, a potem wybuchnęliśmy śmiechem.
*20 min później, KFC*
Jest tyle ludzi w KFC, że jeszcze nie dostaliśmy naszych zamówień... W Nando's mają lepszą obsługę... Haha!
-Jak spędzacie święta? - spytał blondyn.
-I sylwestra? - dodał Harry.
-Święta w domu z rodzicami. - odpowiedziała Rose.
-A na sylwestra nie mamy planów. - powiedziałam. Harry popatrzył na nas ze zdziwieniem i powiedział:
-Jak takie dziewczyny jak wy, nie mają planów na sylwestra
-Po prostu, z resztą żadna nowość. - odpowiedziałam.
-To może chcecie z nami świętować? - spytał nas Niall. Już widziałam ten błysk w oku Hazzy...
-Ja jestem za! - bo kim by była Rose, gdyba się nie zgodziła? Niall uśmiechnął się jeszcze bardziej. Stwierdziłam, że skoro będzie tam moja przyjaciółka, to nie będzie tak źle.
-Dzięki za zaproszenie, skorzystam. - uśmiechnęłam się do nich. Harry chyba za bardzo się ucieszył, bo aż zaczął krzyczeć. Wszyscy ludzie zaczęli się na niego gapić, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało.
-Harry, idioto! Zamknij się! - Niall zatkał mu buzię ręką, by ten przestał krzyczeć. Najchętniej to bym go teraz zabiła... Było już dość późno, więc powiedziałam Rose żebyśmy się zbierały. Zgodziła się, na szczęście. Pożegnałyśmy się z chłopakami i poszłyśmy w stronę wyjścia z galerii.
-Co tak cicho? Nie odzywasz się, obraziłaś się na mnie za tego sylwestra, czy co? - spytała się moja przyjaciółka.
-Nie. Po prostu nie mam już na nic siły, jestem zmęczona tym dniem.
-To daj kluczyki od samochodu ja poprowadzę.
*Oczami Rose*
Nie wiem jak te całe zakupy zmieściłyśmy w samochodzie. Tego jest chyba z milion toreb różnych rozmiarów. Po 10 minutach jazdy, stałyśmy już pod naszym blokiem. Jakimś kolejnym cudem udało nam się wziąć zakupy "naraz" i się przy tym nie zabić. Gdy tylko weszłyśmy do mieszkania, rzuciłyśmy wszystko na podłogę. Ja poszłam do łazienki, a Victoria do garderoby. Po 5 minutach byłam gotowa do spania. Stwierdziłam, że wypiję jeszcze kakao. Gdy weszłam do kuchni, usłyszałam trzask drzwi do łazienki. Parę minut później znalazłam się w łóżku, a obok mnie Victoria. Po mimo tego, że jeszcze 15 minut temu byłyśmy padnięte, odechciało nam się spać. Przez ten cały czas rozmawiałyśmy.
-Przyznam szczerze, że zdziwiło mnie twoje zachowanie w stosunku do Harry'ego i jego propozycji... - powiedziałam.
-Mnie też, ale muszę ci coś powiedzieć... Podoba mi się Harry... - powiedziała niepewnie, a ja zaczęłam się cieszyć jak małe dziecko. Gdy już przestałam, odpowiedziałam:
-Hmm... Skoro już taki czas wyznań, to muszę ci powiedzieć, ale ty już chyba to wiesz, że podoba mi się Niall... - powiedziałam, lecz bałam się jej reakcji. Chyba jednak na marne, ponieważ zaczęła piszczeć i skakać po łóżku. Nie miałam nic lepszego do roboty, więc dołączyłam do niej. Po chwili zapytałam:
-Co my robimy?
-Cieszymy się z tego, że w końcu się zakochałyśmy.

Rozdział 6

*Oczami Victorii*
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Nie była to nowość, ale co mnie najbardziej zdziwiło, to to, że Rose jeszcze spała. Super! Jak ją obudzę to będzie ósmy cud świata... 
-Wstawaj leniu! - wykrzyczałam, bo wiedziałam, że tylko tak usłyszy. Nawet to ją nie obudziło. Próbowałam ją zrzucić z łóżka. Te próby również poszły na marne. Po chwili wpadłam na genialny pomysł.
-Rose, Niall przyszedł! - Jak oparzona spadła z łóżka.
-Bardzo, kurde śmieszne. -powiedziała wkurzona.
-No cóż, nie chciałaś wstać, więc zastosowałam inne środki.
-Eh... Idę do garderoby, a ty za karę robisz nam śniadanie.
-Dlaczego ja?
-Bo to trudna sprawa?
-Ukrywasz prawdę?
-Nie. - I wyszła. Ja wstałam i poszłam robić śniadanie. Po 15 minutach jadła już śniadanie. Rose przyszła po chwili zabierając się za jedzenie kanapek. 30 minut później wysiadłyśmy pod naszą pracą.
-Dzień Dobry szefie! - powiedziałyśmy razem.
-Dzień Dobry. Od dzisiaj ostatni tydzień pracy w tym roku, cieszycie się? - zapytał nasz pracodawca.
-Bardzo, przynajmniej odpoczniemy. - uśmiechnęłam się.
-Aż tak bardzo nie lubisz swojej pracy? - posmutniał.
-Rzeczywiście, nie lubię jej. Ja ją uwielbiam! - skłamałam.
-Cieszę się bardzo, a teraz wracajcie już do pracy. - powiedział, po czym udał się do swojego biura. Udałyśmy się na zaplecze, aby się przebrać. Potem musiałyśmy obsłużyć masę ludzi. Ciężko było, lecz dzień przeleciał nam szybko.
*Oczami Rose*
-Victora! Rusz się, bo chcę zamknąć tą cholerną knajpę! - wykrzyczałam, ponieważ czekałam już jakieś 10 minut na moją przyjaciółkę.
-To jak? Jedziemy na te zakupy? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Wiesz, za ten czas jaki ty spędziłaś w toalecie, ta ja bym już dawno była w galerii...
-Oj tam, oj tam. Nie marudź. - wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy w stronę centrum handlowego.
-To co kupujesz dla swoich rodziców? Bo ja dalej nie wiem... - powiedziała Victoria parkując samochód.
-Nie wiem, ale nie będę się wysilać. - obie wybuchłyśmy śmiechem.
-Ja tym bardziej! Muszę znaleźć jakąś sukienkę na święta i na sylwestra. - powiedziała wchodząc przez ogromne drzwi galerii.
*Oczami Harry'ego*
-To co zamierzasz kupić Rose? - spytałem Niall'a przeglądając półki z potencjalnymi prezentami. 
-Nie wiem, ale to raczej nie będzie zwykły prezent. - zaśmialiśmy się i wróciliśmy do poprzedniej czynności.
-A ty czego szukasz dla Victorii? - zapytał zmierzając mnie wzrokiem, ponieważ trzymałem w rękach świąteczną damską bieliznę. Nie ukrywam, że trochę się zawstydziłem, ale szybko odłożyłem owe ubranie na swoje poprzednie miejsce.
-Więc?
-Yyy... Coś wyjątkowego! - wydukałem po chwili udając dumnego. 
-No nie wiem, czy tym ją zadowolisz. - uśmiechnął się i wskazał na bieliznę mikołajki, którą jeszcze parę sekund temu trzymałem w rękach.
-Jej może nie, ale mnie... - zaśmiałem się szyderczo. Po chwili dojrzałem prezent idealny.
*Oczami Victorii*
Spędziłyśmy już z Rose chyba 4 godziny w galerii, ale nie zapowiada się na powrót do domu.
-(...) no i wtedy dlat... - nie skończyłam, ponieważ poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu.
-Harry... - wyszeptałam lekko zdenerwowana.
-Jestem aż tak przewidywalny? - zapytał pokazując szereg swoich śnieżnobiałych zębów.
-Nie. Po prostu, tylko ty tak robisz... - westchnęłam i zobaczyłam, że Harry nadal mnie obejmuje, a Niall i Rose jak zwykle mają z nas bekę.

Rozdział 5

-Widzę że szykuje się przeprowadzka. - powiedziałam próbując przejść jakoś pomiędzy pudłami.
-A nie, tylko urządzamy sobie tor przeszkód. - zaśmiał się blondyn.
-A tak na serio? - zapytałam.
-Ja i Niall się wyprowadzamy. - odpowiedział Harry.
-Z jakiej okazji?
-Mieszkanie jest trochę małe jak dla pięciu facetów, więc ja i Niall będziemy mieszkać razem.
-Super, ale mogę w końcu odzyskać swój telefon? - wtrąciła się Victoria.
-Hmm... Nie wiem, zastanowię się. - Harry się zaśmiał, a Victoria poszła w kierunku jego pokoju.
-Jak nie, to nie. Sama po niego pójdę. - powiedziała bez większego entuzjazmu.
*Oczami Victorii*
-Tego szukasz? - spytał uśmiechając się od ucha do ucha, trzymając w ręce mój telefon.
-Tak. Możesz mi go oddać? 
-To sobie go weź.
Podeszłam do Harry'ego, ale on wyciągnął rękę w górę, tak że nie mogłam go dostać.
-Harry, mi naprawdę nie chcę się w to bawić.
-No to jak dasz mi buzi, to ci może oddam.
-Ha ha ha, no chyba śnisz.
-Nie, mówię serio. - powiedział to, a ja nie wytrzymałam. Kopnęłam go w stopę, ale on chyba nawet nic nie poczuł.
-Harry, ja nie mam całego dnia na staranie się, by odzyskać swój telefon.
-Mówiłem już, dasz mi całusa to oddam ci komórkę.
-Ok, ale w policzek.
-Dobra.
Nastawił policzek i lekko się zgiął, ponieważ jest o wiele ode mnie wyższy. Chciałam zrobić to szybko, ale Harry w ostatniej chwili odwrócił głowę i cmoknęłam go w usta.
-Harry, debilu! Nienawidzę cię! - krzyczałam, a Rose i Niall wybuchli śmiechem. W tym momencie chciałam ich wszystkich pozabijać. 
-I z czego się głupki śmiejecie?! - wysyczałam.
-No z ciebie, a z kogo?
-Rose! Myślałam, że jesteś po mojej stronie!
-Zazwyczaj jestem, ale nie dzisiaj. - potem wszyscy zaczęli się śmiać, nawet ja.
-Harry, oddasz mi ten cholerny telefon? - dodałam.
-Eh... No dobra. - podał mi telefon ze smutną miną. Rose i Niall cały czas rozmawiali i się śmiali. Tym się buzia nie zamyka... Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym Rose powiedziała, żebyśmy się zbierały do domu. Zgodziłam się.
Ja prowadziłam, ale to był zły pomysł. Cały czas miałam w głowie pocałunek z Harrym. On był taki delikatny i... Czekaj, co ?! Nie! O mało co nie uderzyłam w jakiś samochód, ale się udało.
-Dziewczyno czy ty chcesz nas zabić?! - wykrzyczała przerażona Rose.
-Nie, po prostu się zamyśliłam... - Reszta jazdy minęła w ciszy, lecz nie długo, bo po dwóch minutach byłyśmy pod blokiem. Byłyśmy strasznie zmęczone tymi wszystkimi wydarzeniami. Była już 21:00, więc zjadłyśmy lekką kolację. Rozmawiałyśmy o naszej jutrzejszej pracy i wypadzie po jakieś nowe ubrania. Umyłyśmy się, przebrałyśmy i położyłyśmy, ale choć byłyśmy padnięte, żadna z nas nie mogła spać.
*Oczami Rose*
Leżałyśmy, nawet nie rozmawiałyśmy. Nudziło mi się więc wzięłam telefon z pod poduszki. 
-Niall?
-Nie, nudzi mi się.
-Aha, no wiesz, to takie w jego stylu pisać o 2 w nocy. - zaśmiała się Victoria.
-Pewnie już śpi, albo jest zajęty pożeraniem kebaba.
-Coś czuje, że raczej robi wycieczkę do McDonald's.
-Może, napiszę do niego to się dowiemy.
-Ok.

"Pobudka! Co robisz? xx"

Po około 2 minutach dostałam sms'a zwrotnego:

"Siedzę z Harrym w jego pokoju i jemy zakupione 20 minut temu jedzenie z McDonald's. A wy co robicie? xx"

Gdy przeczytałam wiadomość, zaczęłam się śmiać. 
-Co się tak śmiejesz?
-Bo miałaś rację. Niall i Harry jedzą teraz żarcie z McDonald'a.
-Dobra, pora już spać, bo jutro mamy pierwszą zmianę i za pewne będziemy wyglądać jak chodzące trupy.
-Ok, to dobranoc. - Victoria się odwróciła, a ja nawet nie miałam siły odpisać Niall'owi bo od razu zasnęłam.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 4

*Oczami Victorii*
Przyszłam do mieszkania, umyłam się, przebrałam w piżamę i około 5 nad ranem zasnęłam. O 7 obudziłam się, ponieważ moja kochana przyjaciółeczka próbowała dostać się do mieszkania. Weszła do sypialni, kiedy ja udawałam, że śpię. Próbowała mnie "obudzić", za co ja odpowiedziałam jej uderzeniem poduszki.
-Victoria! Pobudka! Pora wstać!
-Daj mi spokój, ja się nie wyspałam jak ty.
-No wiesz, mogłaś zostać, nikt nie kazał ci iść.
-Pewnie. Zostałabym, a Harry miałby z tego uciechę.
-Zapomniałam, sorry. - powiedziała to, ale wiedziałam, że coś kombinuje.
-To zrób mi śniadanie do łóżka, a twoje grzechy będą odpuszczone. - ona się głośno zaśmiała i na chwiejnych nogach wyszła do kuchni. Poszłam do garderoby się przebrać, a potem do łazienki, żeby się ogarnąć. Chciałam sprawdzić na telefonie, która godzina, ale nie mogłam go znaleźć.
-Rose widziałaś mój telefon?
-Nie. - powiedziała podając mi tackę ze śniadaniem. - Może zostawiłaś u chłopaków?
-Oby nie, bo nie zamierzam tam wracać.
-To czekaj, może spróbuję do ciebie zadzwonić? - wzięła swój telefon do ręki i wybrała mój numer.
-Nie słyszę go nigdzie w mieszkaniu.
-Czekaj, ktoś odebrał...
*Oczami Rose*
-H... Halo?
-Cześć Victoria, chyba coś u nas zostawiłaś, prawda? - odezwał się męski głos, zapewne Harry'ego, bo był lekko zachrypnięty.
-To nie Victoria tylko Rosalie, debilu. Nie patrzysz na wyświetlacz?
-Nie. To przyjedziecie po ten telefon? Czekamy. - powiedział to, a ja wiedziałam, że się uśmiecha.
-Ja pewnie przyjadę, ale wątpię, że będzie ze mną Victoria.
-Dlaczego nie przyjedzie?
-Może dlatego, że jak obudziła się nad ranem, leżałeś koło niej?
-Ale przecież ty tak nie zareagowałaś.
-No tak, ale ona to ona.
-To proszę postaraj się ją jakoś tu sprowadzić.
-Będzie ciężko, ale może mi się uda.
-Dobra, to do zobaczenia.
-Pa. - w oddali usłyszałam jak Niall się wydziera na Louisa. Uśmiechnęłam się tylko i rozłączyłam. Victoria weszła do kuchni i usiadła na blacie.
-I jak dogadałaś się z nimi w sprawie telefonu?
-Tak, powiedzieli żebyśmy przyjechały po niego.
-To więc o której jedziesz?
-Chciałaś powiedzieć jedziemy.
-Nie, dobrze powiedziałam. Ja nie zamierzam tam już nigdy wracać.
-To w takim razie będziesz musiała kupić sobie nową komórkę.
-Rose, proszę. Zrobię dla ciebie wszystko.
-Nie, a teraz się ubieraj, bo jedziemy.
-No dobra, ale ja prowadzę.
-Ok. - zaśmiałam się i zaczęłyśmy się powoli ubierać.
Tak jak powiedziała Victoria, ona prowadziła. Oczywiście jak to w południe w mieście są korki, nawet w niedzielę. Jak stałyśmy na zakorkowanej ulicy, ludzie dziwnie się na nas patrzyli, bo żeby się nie nudzić zaczęłyśmy się wygłupiać w samochodzie. Po jakiś 30 minutach dojechaliśmy pod apartament chłopaków. Victoria stawiała opory, ale jakimś cudem udało mi się ją wepchnąć do windy. Gdy stałyśmy pod mieszkaniem chłopaków odważnie zapukałam. Otworzył nam ubrany w dresy i luźną koszulkę Harry. Weszłyśmy do środka, a tam zobaczyłyśmy pełno walizek i różnych pudeł. Horan o mało się nie przewrócił, gdy chciał podejść i się przywitać.