wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 59

*Oczami Rose*
Zaparkowałam samochód pod jednym z największych budynków w całym Londynie. Wysiadłam i zamknęłam auto. Spojrzałam ostatni raz w górę.
-Moja nowa praca... - powiedziałam pod nosem. Odwróciłam wzrok i poszłam w stronę wejścia. Drzwi otworzył mi ochroniarz. Cicho mu podziękowałam i podeszłam do recepcji.
-Dzień dobry, panno Collins. - powitała mnie ciepło, trochę starsza ode mnie recepcjonistka.
-Dzień dobry.
-Miejsce pani pracy znajduje się zaraz przed gabinetem pana Horana i pana Stylesa. Zaprowadzić panią? - kobieta wydawała się naprawdę miła.
-Nie, dziękuję. Trafię.
-Dobrze. W razie potrzeby, jestem do pani dyspozycji. - uśmiechnęłam się do niej w podzięce. Odeszłam i chwilę potem stałam czekając na windę. Po paru minutach zjawiła się. Weszłam do niej i wcisnęłam guzik z numerem 9. Tam znajdowało się biuro chłopaków. Szybko wyjechałam na piętro. Szłam korytarzem mijając różnych ludzi. Wszyscy mile mnie witali. Weszłam do tak jakby przedsionka biura Niall'a i Harry'ego. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu i zobaczyłam wygodnie siedzącego na fotelu Nialler'a. Siedział przy biurku, na którym była tabliczka z napisem Rosalie Collins, tak więc wygląda na to, że to moje nowe miejsce pracy. Podeszłam bliżej.
-Dzień dobry, panno Collins.
-Teraz tak oficjalnie? - zapytałam opierając się o krawędź biurka.
-Nie. Cześć, kochanie. - chwycił moją dłoń i usadowił na swoich kolanach. Pocałował długo i namiętnie.
-Co mam robić? - zapytałam odrywając się od niego.
-Pomagać mi, odbierać telefony, umawiać na spotkania.
-Ok, to od czego mam zacząć?
-Zapoznaj się ze swoim miejscem pracy. - okręcił nas na fotelu tak, że twarzą byłam skierowana do białego biurka, na którym stał komputer, karteczki samoprzylepne i kubeczek z długopisami. Telefon stał obok teczki. - Pomagasz tym, którzy mają jakieś sprawy do mnie. - praca wydaje się prosta. No chyba, że będzie kilka telefonów naraz i ludzi masa.
-Rozumiem. - uśmiechnęłam się od chłopaka.
-Super. Teraz oprowadzę cię po firmie. - wstałam z jego kolan. Splótł nasze dłonie razem i prowadził po całym budynku.
*Oczami Victorii*
Siedziałam u Liam'a ponad godzinę. Omówiliśmy cały dotychczasowy przebieg mojej choroby. Dał mi namiary na dietetyka oraz psychologa. Nie wiem po co mam odwiedzić gabinet psychologiczny. Cały czas zastanawiając się nad tym, wyszłam z ośrodka i usiadłam na ławce. Zadzwoniłam do dietetyka i umówiłam się na wtorek w przyszłym tygodniu. Od razu zadzwoniłam do tego psychologa umówiłam moją wizytę na poniedziałek. Wstałam zmierzając w stronę domu. Założyłam słuchawki na uszy. Włączyłam najpierw moją ulubioną piosenkę, ona zawsze poprawiała mi humor. Powoli przemierzałam ulice Londynu. Nawet nie ma połowy lutego, a do nas już zawitała wiosna. Znaczy w połowie. Słońce ogrzewało moje policzki. Po drodze wstąpiłam do cukierni i kupiłam świeże ciastka. Wracając do domu była 14.00. Za godzinę wróci Rosalie, więc poczekam na nią.
***
Już prawie 16.00, a Rose dalej nie ma. Wysłałam jej sms'a.
*Oczami Rose*
Nic już nie odpisałam. Na moje kolana wskoczyła biała, dobrze mi znana, kotka. Łasiła się do mnie, cicho mrucząc. Przerzedziłam jej jedwabiście miękkie futerko. Zdążyła już urosnąć od ostatniego spotkania. Szczerze mówiąc wolę psy, ale Vicki jest wyjątkowa, inna.
-Jak się sprawuje? - zapytałam mojego chłopaka, gdy wrócił do salonu z dwoma kubkami herbaty. 
-Piekło. - zaśmiał się. - Lubi strącać różne rzeczy z półek i drapać nas.
-Nie macie instynktu... macierzyńskiego? - zaczęliśmy się śmiać. Jaki można mieć sposób wychowania kotów?
-Dlaczego? - zapytał przez śmiech.
-Bo jak była u nas przez tydzień, to była aniołkiem. - drapałam ją za uszkiem. Sięgnęłam po gorący napój i upiłam łyk. Przegadałam z Horanem całe popołudnie, kiedy przypomniała sobie o Victorii. Dopiłam szybko zimną już herbatę i pożegnałam się czule z ukochanym, po czym pojechałam do domu.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 58

***
Rose jest wobec mnie bardzo opiekuńcza. Chyba zaczyna po mnie widać, że jestem coraz słabsza, a wymioty nie ustają. Moja przyjaciółka skontaktowała się z Liam'em, który zarezerwował dla mnie czas. Wiem, że on sam mi nie pomoże, ponieważ specjalizuje się w innej dziedzinie medycyny, ale mam nadzieję, że zna kogoś, kto mi pomoże. Siedziałam w łóżku pijąc okropną herbatę, którą przygotowała mi Rosalie, a ona sama przeszukiwała garderobę w celu znalezienia idealnego stroju do pracy.
-I co myślisz o tym zestawie? - pokazałam mi się ubrana w czarną spódnicę sięgającą nad kolano i w białej koszuli z długimi rękawami, a do tego miała czarne wysokie szpilki.
-Szukasz ubrania na randkę, czy do pracy?
-Oczywiście, że do pracy, ale chcę zarówno podobać się Niall'owi. - odpowiedziała spoglądając w lustro.
-Mam ci odpowiedzieć szczerze? - zmarszczyła dziwnie czoło i pokiwała twierdząco głową.
-Gdybym była mężczyzną, poleciałabym na ciebie. Całe ubranie idealne, podkreśla twoje atuty, ale ty w tym nie wytrzymasz ani godziny. Wyszłam z łóżka i stanęłam za nią przed lustrem. - Te szpilki są piękne, ale nadają się na jakieś okazje. Spódnica fajna, ale wiem, że nie lubisz jej, więc się nie zmuszaj. A koszula... Koszula całkowicie pasuje, ale też wiem, że lepiej byś się czuła w spodniach.
-Fakt, nie znoszę tej spódnicy, ale wydaje mi się, że w spodniach nie będę wyglądać tak seksi. - posmutniała. Wyciągnęłam z szafy moje obcisłe rurki. Rose często je pożyczała. Kazałam jej je włożyć, a w międzyczasie poszłam poszukać jakiś butów. Szperałam chwilę w półce z butami, aż znalazłam idealne. Wzięłam je do ręki i wróciłam do pokoju. Moja przyjaciółka czekała już na mnie przebrana w czarne spodnie. Postawiłam przed nią parę czarnych balerin na niewysokiej koturnie. Również je założyła. Rozpięłam jeszcze tylko dwa guziki od jej koszuli i odwróciłam ją z powrotem w stronę lustra.
-Widzisz. Masz spodnie, a nadal wyglądasz zniewalająco. - uśmiechnęłam się do niej. - A do tego twój tyłek wygląda lepiej niż w spódnicy.
-Myślisz, że tak ubrana spodobam się Niall'owi? - odwróciła się do mnie twarzą.
-Wiesz, że ciuchy nie mają tutaj żadnego znaczenia?
-Wiem, ale...
-Nie, nie ma żadnego ale. A po za tym, on i tak woli cię w jego koszulkach, albo w bieliźnie. - lekko się zaczerwieniła.
-Dzięki, że mi to uświadomiłaś... - przytuliła się do mnie.
-Dobrze, a teraz leć do spania, bo jutro nie wstaniesz.
-Dobranoc. - ucałowała mnie w policzek i wyszła z pokoju. Również postanowiłam pójść spać. Przez większość czasu nie mogłam znaleźć pozycji do spania. W końcu znalazłam miejsce na poduszce, gdzie wciąż nie wywietrzały perfumy Harry'ego. Wtuliłam głowę w odpowiednie miejsce i szybko odpłynęłam.
*Rano*
Rosalie już od 7:30 krząta się po kuchni i w ten oto okrutny sposób mnie obudziła. Gdy weszłam do kuchni, ona siedziała przy stole jedząc śniadanie.
-Nienawidzę cię... - powiedziałam z sarkazmem siadając przy stole.
-Co? Czemu?
-Obudziłaś mnie! A miałam taki piękny sen... - rozmarzyłam się.
-W biurze mam być dopiero o 9:00, więc opowiadaj ze szczegółami. - rozsiadła się wygodnie pijąc poranną kawę.
-Ok... W tym śnie byłam ja, Harry, ty i Niall.
-Zapowiada się ciekawie.
-Ej nie przerywaj mi, bo ci nie opowiem!
-Ok, ok. Już będę cicho.
-Dobra, więc... Zacznę od tego, że mieszkaliśmy wszyscy razem w ogromnym domu. Ty i Niall byliście małżeństwem. Mieliście dziecko. Było słodziutkie, ale nie pamiętam czy chłopczyk, czy dziewczynka. Ja z Hazzą też byliśmy po ślubie. I ten sen był taką moją wymarzoną przyszłością.
-Wow... - tylko tyle potrafiła wymówić. - Wiesz, też sobie nieraz tak nas wszystkich wyobrażałam.
-Ale tak czy inaczej, to jest daleka przyszłość. Nie chcę się z niczym śpieszyć.
-Nom, może.
-Tak w ogóle to, o której mam być u Liam'a?
-Powiedział, żebyś była raczej w porannych godzinach.
-Bierzesz auto? - Rose pokiwała twierdząco głową. - A podwieziesz mnie do niego?
-Ok, ale w takim wypadku musisz zacząć się szykować.
-Dobrze, więc idę pod prysznic.
-A śniadanie?
-Nie mam najmniejszej ochoty.
-Mam nadzieję, że Liaś zna kogoś, kto nauczy cię znowu jeść. - uśmiechnęłam się do niej i wyszłam do łazienki.
*Przed gabinetem Liam'a*
Rose podwiozła mnie pod budynek szpitalny, a sama pojechała do pracy. Musiałam jeszcze chwilę poczekać, ponieważ Liam właśnie przyjmował innego pacjenta. Gdy skończył, zaprosił mnie do gabinetu.
-Cześć Vicki, dawno cię nie widziałem. Jak się czujesz? - był przesadnie miły, ale to najwyraźniej dlatego, że Rose trochę mu opowiedziała o mnie.
-Cześć. U mnie ciężko, ale coraz lepiej. - uśmiechnęłam się.
-Rose mówiła, żebym pomógł ci znaleźć dietetyka, bo miewasz częste wymioty. Czyli początki bulimii.
-Tak. Zaczynam się sama niepokoić o moje zdrowie.
-Opowiedz mi podstawowe rzeczy, czyli czy zaczęłaś się zmuszać do wymiotów, głodówek?
-Tak. Zmuszałam się do głodówek, przez co gdy jadłam, musiałam zmuszać się do wymiotów. - w jego oczach było widać współczucie. Liam był człowiekiem o wielkim sercu i każdemu zawsze pomagał, więc wierzyłam, że mi również pomoże.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 57

*Oczami Victorii*
Obudziłam się wtulona w czyjeś ciało. Wiedziałam, że to nie jest Harry, ponieważ powierzchnia jego torsu jest trochę większa. Otwarłam leniwie oczy i przetarłam je jedną ręką. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam na leżącą obok mnie Rosalie. Spała w najlepsze, więc postanowiłam, że nie będę jej budzić. Po cichu wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w lustro. Jeszcze nigdy nie byłam tak niezadowolona ze swojego ciała jak teraz. Jestem cała blada, kości widać, do tego blizny na rękach. A to wszystko z mojej głupoty. Muszę się za siebie wziąć i to porządnie. Moim pierwszym celem będzie pożywne śniadanie. Zanim wyszłam z łazienki, przemyłam twarz wodą i osuszyłam miękkim ręcznikiem. Powędrowałam do kuchni i stanęłam na środku zastanawiając się, co mogę zjeść. Postanowiłam, że zrobię placki z odrobiną banana. Wyciągnęłam z lodówki jajka, mleko i z miski, która jest na blacie zaraz obok, banany. Do miski wbiłam jajka, wsadziłam ubitego banana, dolałam trochę mleka i wszystko wymieszałam. Gdy uzyskałam gładką masę, zaczęłam smażyć na rozgrzanej patelni. Łącznie wyszły mi tylko trzy naleśniki. Tak się napracowałam, a tu tylko trzy... No cóż, i tak pewnie wszystko zwrócę zanim zdążę to zjeść. Nałożyłam sobie jeden na talerz i położyłam na nim jeszcze pokrojone truskawki. Usiadłam przy stole i zaczęłam pałaszować posiłek. Jadłam w spokoju, kiedy do kuchni weszła zaspana Rose.
-Cześć. - przywitałam się.
-Głośniej się nie dało? - zapytała z sarkazmem, na co zareagowałam głośnym śmiechem. No tak, moje kucharzenie było dość głośne, bo ja inaczej nie umiem. Nałożyła sobie naleśnika na talerz i przyozdobiła dość dużą ilością bitej śmietany i jagodami.
Przysiadła się do mnie i razem jadłyśmy śniadanie.
-Gdzie jest Harry? - zapytałam po dłuższej chwili.
-Musiał wrócić do Brukseli. Wróci 14-ego lutego. - uśmiechnęła się do mnie. Trochę szkoda, bo myślałam, że spędzi teraz ze mną trochę więcej czasu. I tak dobrze, że przyjechał wczoraj, bo nie wiem co mogło by się stać, gdyby nie wtargnął do łazienki... Skończyłam moje przemyślenia i wzięłam swój pusty już talerz. Umyłam go i poszłam do garderoby. Wybrałam luźne dresy, włosy upięłam w koka i udałam się do salonu. Rose cały czas krzątała się po mieszkaniu, co było do niej niepodobne. Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki ubrana i uczesana.
-Gdzie się wybierasz? - zapytałam przyglądając się mojej przyjaciółce.
-Do Liam'a. - odpowiedziała krótko brunetka.
-Po co?
-Żeby zniósł mi już zwolnienie. - zmarszczyłam brwi i wróciłam wzrokiem na telewizor.
-Kiedy wrócisz? - zadawałam kolejne pytania, które ją już irytowały. Nienawidzi takiego czegoś, to jej słaby punkt.
-Nie wiem, może wyjdę gdzieś z Danielle. - westchnęła. - Coś ci kupić jak będę wracać? - zapytała ubierając czarny płaszcz.
-Nie, dzięki. - przejrzała się ostatni raz w lustrze i wyszła z mieszkania. Wyjątkowo mi się dzisiaj nudziło, nie wiedziałam co ze sobą mogę zrobić, gdzieś wyjść, z kimś się spotkać. Mój wzrok spotkał na swojej drodze mój telefon. Wzięłam go do ręki i zaczęłam przeglądać całą zawartość urządzenia. Zdjęcia, potem muzyka, notatki, wiadomości. Nic ciekawego. Przeglądałam kontakty i zatrzymałam się na numerze Harry'ego. Postanowiłam do niego zadzwonić. Przyłożyłam telefon do ucha i czekała aż odbierze. Nawet nie musiałam czekać na drugi sygnał by odebrał połączenie ode mnie.
-Hej kotku. - powitał mnie.
-No cześć, co słychać? - zaśmiałam się, bo co mogło się zmienić przez ten czas.
-Nic ciekawego, właśnie wróciłem z mega nudnej konferencji.
-Cały czas pracujesz?
-Tak, ale jak wrócę jestem cały twój. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy momentalnie. Wiedziałam, że Harold również się uśmiecha. Rozmowa toczyła się tak kilka minut, kiedy musiał wracać do pracy. Pożegnaliśmy się i rozłączyliśmy. Odłożyłam telefon i wstałam z kanapy. Przeciągnęłam się i podeszłam do szafki, na której znajduje się kilka książek. W moje ręce wpadła książka Stephenie Meyer - Zmierzch. Zanim zaczęłam czytać lekturę, zrobiłam sobie kakao. Wzięłam kocyk oraz książkę i zaczęłam czytać.
***
Rosalie wróciła do domu, a ja skończyłam czytać. Dojechałam do 226 strony, resztę przeczytam kiedy indziej.
-I jak? - zapytałam, gdy usiadła obok mnie.
-Jutro idę do pracy. - powiedziała zadowolona. Popatrzyłam na nią pytająco. - No co?
-Jak można się cieszyć z tego, że idzie się do pracy?! - zapytałam kiwając głową z niedowierzaniem. Po chwili zrozumiałam dlaczego się tak cieszy. Będzie blisko Niall'a. - Aaa... Rozumiem. - zaczęłyśmy się śmiać.
-Brawo. Czyli zostajesz sama w domu. - już nie było jej tak do śmiechu, jak przed chwilą.
-Nie martw się, nie zrobię sobie krzywdy, mamo... - zaakcentowałam ostatnie słowo.
-No ja to nie byłabym taka pewna. - przeszywała mnie swoim wzrokiem. Wywróciłam na nią oczami. Chciałam sięgnąć po koc, ponieważ spadł z moich kolan na podłogę. Schyliłam się i poczułam mocny ból brzucha. Wyprostowałam się i pobiegłam do łazienki.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 56

Podbiegłem do niej i chwyciłem jej dłoń. Zobaczyłem na nadgarstku zrobione przed chwilą kreski. Na całej ręce, nie tylko lewej, miała blizny. Okręciłem zimną wodę i opłukałem jej ręce. Rose podała mi bandaż i gaziki. Opatrzyłem jej ręce i pocałowałem. Przytuliłem ją mocno.
-Przepraszam... - powiedziała cicho łkając. Wtuliła się we mnie i cały czas przepraszała. Poszliśmy do sypialni, Rose zostawiła nas samych. Usiadłem na łóżku, usadowiłem Victorię na moich kolanach i objąłem w pasie.
-Nie chcę sprawiać ci jeszcze większego bólu, ale proszę, opowiedz mi o wszystkim. - poprosiłem, a wręcz błagałem. Jeżeli się nie dowiem o co chodzi, to nie będę w stanie jej pomóc. Spuściła głowę i zaczęła się bawić swoimi placami. Robiła tak chwilę, aż zaczęła.
-Dostałam list od rodziców... - no ok, ale co w nim było, że tak się to skończyło? - Napisali w nim, że chcą uciąć kontakt.
-I to aż tak bardzo cię zabolało?
-Nie. Napisali w nim jeszcze, że... - zająknęła się i zaczęła płakać. - Że jestem adoptowana... Nie jestem ich prawdziwym dzieckiem. - wtuliła się we mnie mocno, a ja próbowałem zrozumieć to co właśnie mi powiedziała. Dlaczego okłamywali ją całe życie, a na dodatek powiedzieli jej o tym w liście? Ludzie są naprawdę dziwni. Przytulałem cały czas Vicki i próbowałem ją uspokoić. Nie wiem co zrobić, to ciężka i trudna sprawa. Moje przemyślenia przerwała wchodząca do pokoju Rose z dwoma kubkami herbaty. Położyła je na stoliku nocnym i wyszła bez słowa. Podałem jeden z nich Victorii. Trzęsącymi się rękami, zabrała go ode mnie i wzięła kilka gorących łyków, zanim kubek znów wylądował na stoliku. Bałem się odezwać, nawet nie wiem czemu. Cały czas była we mnie wtulona, jakby bała się najmniejszego pyłka. Odchyliłem ją od siebie. Popatrzyła na mnie pytająco, lecz nic nie mówiła. Ułożyłem ją obok na wolnym miejscu. Zdjąłem marynarkę, rzucając ją na krzesło przy biurku. Ułożyłem się na plecach tak jak Vicki.
Wpatrywaliśmy się w sufit bez wydawania z siebie ani jednego słowa, anie bez jakiegokolwiek ruchu. Sięgnąłem po jej dłoń i splotłem nasze palce. Odwróciłem twarz w jej stronę, ona także po chwili odwróciła swoją. Jej oczy lśniły, a parę niesfornych kosmyków opadało na jej czoło. Pomimo podkrążonych oczu, lekko spuchniętych policzków od płaczu, wciąż była piękna. Patrzyliśmy się tak na siebie chwilę, gdy ona uchyliła usta by coś powiedzieć.
-Dam ci tą drugą szansę. - powiedziała lekko się uśmiechając. W moim umyśle i ciele zaszło właśnie coś niesamowitego. Ogarnęło mnie szczęście jakiego jeszcze nigdy dotąd nie miałem okazji zaznać. Na mojej twarzy wymalował się szeroki uśmiech.
-Kocham Cię najbardziej na świecie... - powiedziałem i obróciłem się na bok. Pocałowałem ją w czoło i mocno przytuliłem.
-Ja... Ja ciebie też. - popatrzyła mi głęboko w oczy. W końcu przyszedł mój upragniony moment, kiedy mogłem ją pocałować. Zrobiłem to niezbyt zachłannie, delikatnie. Oddawała każdy mój pocałunek, każdy był inny, idealny jak cała ona.
-Czyli...
-Tak. - przerwała mi, bo wiedziała o co chcę ją zapytać. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Moje największe marzenie właśnie się spełniło. Odbudowałem chodź trochę, bo wiem, że na pewno nie w pełni, jej zaufanie do mnie. W końcu mogę mieć ją tylko dla siebie. Wtuliła się w mój tors i powoli zasypiała. Najlepszy, a za razem najgorszy dzień w moim życiu. Muszę jej pomóc wyjść z tego w co się w ostatnim czasie wpakowała. Nie pozwolę na to by siebie krzywdziła.
*Oczami Victorii*
Leżałam w objęciach Harry'ego, którego mogę teraz nazwać moim chłopakiem. Pięknie to brzmi. Myślałam nad swoim życiem, dlaczego tak się to toczy, dlaczego nie może być inaczej. Chcę skończyć z cięciem się, chcę zacząć wszystko od nowa, ale czy mi się to uda? Z pomocą jego i moich przyjaciół na pewno, ale muszę w jakiejś części sama się z tym uporać. Będzie ciężko, ale muszę, muszę w siebie uwierzyć. Otulona ciepłem i boskim zapachem loczka zaczęłam zasypiać.
*Oczami Harry'ego*
Vicki zasnęła, więc delikatnie zsunąłem ją z mojego torsu i wstałem z łóżka. Pochyliłem się nad nią i ostatni raz pocałowałem w czoło. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do salonu, gdzie siedziała Rose.
-Muszę już iść, wrócę 14. - oznajmiłem. Nie byłem z tego zadowolony, bo nie chcę jej zostawiać samej, zwłaszcza teraz. Muszę pogadać z tatą, by nie wysyłał mnie na tak długo w służbowe podróże.
-Jasne, zasnęła?
-Tak. Tak przy okazji, dała mi drugą szansę. Jesteśmy razem. - uśmiechnąłem się, bo w tej chwili tylko to mi poprawia nastrój.
Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Przytuliła i gratulowała. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o tym, po czym wyszedłem z mieszkania dziewczyn. Wsiadłem w auto i pojechałem na lotnisko.
*Oczami Rose*
Wybaczyła mu. W końcu. Cieszyłam się jak małe dziecko, gdy dostanie lizaka. Uradowana wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam piżamę i poszłam do sypialni Vicki. Ułożyłam się obok niej i jak automat przytuliła się do mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i próbowałam zasnąć, lecz mocny zapach perfum Harry'ego mi to uniemożliwiał.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 55

"Droga Victorio...
Pamiętasz jak byłaś małą dziewczynką? Byłaś wtedy taka szczęśliwa. Wszyscy mamy nadzieję, że jesteś i dalej taka będziesz. Urodziłaś się w Nowym Jorku, to tu wychowywaliśmy Cię przez dwa lata twojego życia. Potem przeprowadziliśmy się do Londynu. Poznałaś tam swoją przyjaciółkę Rose, która rok temu zaproponowała ci wspólne mieszkanie. Zgodziliśmy się na to. Zamieszkałaś ze swoją najlepszą przyjaciółką, a my wróciliśmy do Ameryki. Pamiętaj, że to ten kraj jest twoją ojczyzną... Zrobisz tak jak będziesz chciała, będziesz mieszkać gdzie tylko zechcesz.
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że odwiedziłaś babcię w Dufftown. Uwielbiałaś tam bywać w dzieciństwie. To właśnie tam poznałaś Patricka, twoją pierwszą miłość, którą przerwał powrót do domu. To tam przesiadywałaś całe dnie na podwórku, na placu zabaw, u koleżanek, których miałaś naprawdę dużo. Zaczęłaś dorastać, a my nie wiedzieliśmy co zrobić. Jesteś naszym jedynym dzieckiem, które kochamy nad życie. Niestety jesteś już dorosła, więc musisz poznać prawdę, która może Cię zaboleć.
Jesteś adoptowana... Twoja biologiczna mama oddała Cię do adopcji zaraz po urodzeniu. Ja i tata nie możemy mieć swoich dzieci, dlatego zdecydowaliśmy się na krok adopcji. Ten fakt iż nie jesteś z nami spokrewniona, nie przeszkodził nam w pokochaniu Cię i wychowaniu jak własną córkę. Nie musisz się martwić o to, że przestaniemy przelewać na twoje konto pieniądze. Będziemy to robić cały czas, lecz chcielibyśmy uciąć nasz kontakt. Teraz nas znienawidzisz, ale wiedz, że my Cię dalej kochamy.

Twoja mama i tata."

Przytuliłam Victorię. Czułam, że tego potrzebuje. Wciąż mocno płakała, było mi jej bardzo żal. Bez słowa położyłam ją i przykryłam kocem, przytuliłam ją mocno. Głaskałam po głowie i nuciłam piosenkę, którą śpiewałyśmy jak chodziłyśmy do przedszkola. Jej płacz powoli cichnął, a oddech wyrównywał się. Gdy wiedziałam, że zasnęła, zabrałam jej rękę, którą mnie obejmowała, pocałowałam ją w skroń i po cichu wstałam. Zgasiłam lampkę i wyszłam z pokoju zamykając po sobie drzwi. Było późno, ale nie zwracałam na to uwagi. Musiałam do niego zadzwonić, musi o tym wiedzieć. Sięgnęłam po telefon i wybrałam odpowiedni numer. Za pierwszym razem nie udało mi się, ale za drugim odebrał po trzech sygnałach.
-Cześć Rose, coś się stało? - usłyszałam charakterystyczną chrypkę Hazzy.
-Hej. Przepraszam, że teraz, ale tak coś się stało.
-Wal śmiało.
-Może nie jest to dobry moment, ale w każdym bądź razie chodzi o Victorię. 
-A dokładniej?
-Nie wiem czy zauważyłeś, że się zmieniła od powrotu od babci. Dziś zobaczyłam jej blizny na nadgarstkach, a potem pokazała mi ich powód. Chodzi o jej rodziców, ale o tym ona sama musi ci powiedzieć. Bardzo cierpi, więc musisz ją zrozumieć i musimy jej jakoś pomóc. 
-Zauważyłem. Dzięki, że mi o tym mówisz. Chciałbym teraz przy niej być, ale nie mogę.
-Rozumiem cię, masz pracę i obowiązki, ale chcę żebyś wiedział, że ciebie będzie najbardziej potrzebowała. Dziś mi powiedziała, że cię kocha. - było mu na pewno o wiele cieplej na sercu. Pewnie dlatego, że w jego głosie można było usłyszeć mimowolne zadowolenie. - Dobrze. Cieszę się, że udało mi się dodzwonić. Jak będziesz miał tylko czas zadzwoń do Vicki. Przyjedź najszybciej jak to możliwe.
-Dziękuję i do zobaczenia. - rozłączył się. Położyłam telefon na stoliku w salonie i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą. Ten dzień był męczący. O wiele za dużo jak na mnie. Postanowiłam, że wezmę szybki prysznic. Przynajmniej na chwilę mogłam się odprężyć i zapomnieć chwilowo o problemach. Po skończonym relaksie zawinęłam włosy w ręcznik i zaczęłam balsamować ciało. Nie miałam ani ochoty, ani siły na suszenie włosów, więc tylko je rozczesałam. Poszłam do swojego pokoju tylko po piżamę, a spać poszłam z Victorią. Przytuliłam ją i zasnęłam po kolejnym ciężkim dniu.
*Oczami Victorii, rano*
Obudziłam się mocno wtulona w Rose. Ona chociaż mnie wspiera. Nie wiem co bym bez niej zrobiła, jest moją jedyną deską ratunku i wsparcia. Policzki piekły mnie od łez. Myśląc o wczoraj przypomniało mi się wszystko. Znowu zaczęłam płakać, przez co obudziłam Rozę. Pogłaskała mnie po głowie i zaczęła nucić to co wczoraj.
-Daj spokój, to nic nie da... - powiedziałam przez płacz. Podniosłam się i sięgnęłam po chusteczkę higieniczną. Wysmarkałam nos i położyłam się z powrotem na plecach. Myślałam o tym wszystkim. Dlaczego to musi spotykać właśnie mnie? Dlaczego czarny scenariusz jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie? Nie wiem.
-Vicki, wszystko będzie dobrze. Ułożysz sobie życie na nowo... - pocieszałam mnie moja przyjaciółka. Szkoda tylko, że tak nie będzie. Już nic nie będzie dobrze, żyłam w jednym wielkim kłamstwie.
-Nic nie będzie dobrze. Twoją bajkę napisał zakochany anioł, a moją bajkę napisał psychopata, w dodatku najebany. - nie mogłam powstrzymać łez. Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki i się tam zamknęłam. Odszukałam w mojej kosmetyczce żyletkę i zrobiłam szybkimi ruchami dwie kreski. Rose zaczęła dobijać się do drzwi, krzyczała bym otworzyła.
*Oczami Harry'ego*
Gdy tylko dowiedziałem się od Rose, że Vicki mnie potrzebuje, rzuciłem wszystko i wróciłem do Londynu. Teraz jadę do ich mieszkania. Nie mogłem czekać na windę, więc wbiegłem na szóste piętro i zapukałem do drzwi. W odpowiedzi usłyszałem krzyk Rosalie, bym wszedł. Otwarłem i od razu pobiegłem do drzwi, w które waliła Rose. Nie zastanawiając wyważyłem drzwi i zobaczyłem Victorię, która obraca się w naszą stronę, trzyma za lewy nadgarstek i mówi ciche "Przepraszam..."

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 54

Co chwilę sprawdzałam godzinę na moim telefonie. Była już 12:30. Harry się spóźnia, ale postanowiłam, że poczekam na niego do 13:00. Siedziałam wciąż na tej samej ławce, gdzie idealnie padają promienie słońca. Małego, nieznajomego chłopca już nie było. Miałam wracać do domu, kiedy w oddali zobaczyłam zbliżającego się w moją stronę Harry'ego.
-Przepraszam za spóźnienie, ale na mieście są straszne korki, a wcześniej musiałem jeszcze coś załatwić. - powiedział siadając obok mnie na ławce.
-Nie musisz się tłumaczyć. Nic się nie stało. - posłałam w jego stronę ciepły uśmiech. - Chciałeś porozmawiać, prawda?
-Tak... W sumie nie wiem od czego zacząć... - oboje byliśmy spięci. 
-Chciałbym... Chciałbym wiedzieć co jest między nami... 
-Boje się... - patrzyliśmy sobie w oczy.
-Czego?
-Boję się angażować i boję się, że znowu będę miała złamane serce. - odwróciłam wzrok.
-Proszę spójrz na mnie. - mówił błagalnym tonem. Czułam łzy w kącikach oczu, lecz nie pozwoliłam im spłynąć po moich policzkach. Spojrzałam na niego. - Wiem że boisz się mi zaufać, bo dawałem ci wiele powodów, żebyś mi nie ufała, ale proszę daj mi tylko jedną jedyną szansę. - nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zbyt zszokowana jego słowami. - Spokojnie, mogę dać ci jeszcze czas. Jutro muszę wyjechać z Bobby'm, więc nie będzie mnie przez ten tydzień. - intensywnie myślałam co wybrać. Z jednej strony wiem co do niego czuję i wiem, że to jest dość silne uczucie, ale z drugiej strony towarzyszy mi strach. Ku mojemu zdziwieniu Harry wstał z miejsca, pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę swojego samochodu. Nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć. Patrzyłam tylko jak on odchodzi. 
*Oczami Rose*
Skończyliśmy rozmowę z Niall'em o wczorajszej imprezie, kiedy do mieszkania weszła Vicki.
-Gdzie Harry wyjeżdża? - zapytała Irlandczyka.
-Do Brukseli na tydzień, mówił ci? - zaciekawiło mnie czy on też wyjeżdża.
-Tak. - poszła do łazienki. Zdziwiło mnie to, że w ogóle z nim rozmawiała.
-Ty też wyjeżdżasz? - zapytałam odwracając wzrok od drzwi łazienki.
-Nie. - uśmiechnął się uroczo, a ja to odwzajemniłam. - Ale muszę się już zbierać, umówiłem się z Liam'em. - odprowadziłam go do drzwi. Pocałował mnie krótko i wyszedł. Zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu. Usiadłam na sofie opierając łokcie o kolana. Czekałam na Victorię. W końcu wyszła.
-Chodź tutaj. - powiedziałam. Odwróciła się na pięcie i powędrowała do mnie, siadając na fotelu naprzeciwko mnie. - Co się dzieje? - zapytałam dokładnie ilustrując każdy jej ruch.
-Co by się miało dziać? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Zmieniłaś się od wyjazdu do babci. - spuściła głowę nic nie mówiąc.
-Zostawmy ten temat na kiedy indziej... - powiedziała po chwili.
-Nie. Ja chcę wiedzieć teraz. - odpowiedziałam stanowczo. Victoria nigdy taka nie była. Nie dość, że od przyjazdu jest smutna, przygnębiona i blada, to do tego schudła, co mi się nie podoba.
-Powiem ci, ale kiedy indziej, ok? - zaproponowała. W odpowiedzi pokiwałam przecząco głową. Wywróciła oczami i wyszła z pomieszczenia. Wybiegłam za nią i chwyciłam ją za nadgarstek w swoją stronę. Syknęła z bólu i wyrwała dłoń z mojego uścisku. Oddaliła się i chwyciła za rękę. Podeszłam do niej i ponownie chwyciłam jej nadgarstek, tylko lżej. Odsunęłam rękaw i zobaczyłam na jej ręce pełno blizn po żyletce. Oglądnęłam dokładnie każdą bliznę, również te, które zrobiła będąc przed chwilą w łazience. Sprawdziłam drugą rękę, czyli lewą. Na niej było jeszcze więcej blizn. Popatrzyłam jej głęboko w oczy.
-I ty mówisz, że nic się nie stało? - zapytałam, lecz nie oczekiwałam jak na razie odpowiedzi. Chwyciłam ją za przedramię i poprowadziłam do łazienki. Otworzyłam apteczkę i wyciągnęłam gazik, wodę utlenioną i bandaż. Opatrzyłam jej nadgarstki i zawinęłam w kawałek przygotowanego materiału. - Nigdy więcej... - dodałam na sam koniec.
-Nie wiem czy dam radę... - powiedziała, a po jej policzkach zaczęło spływać kilka łez, które szybko otarła. Poszłyśmy do jej sypialni i usiadłyśmy na łóżku.
-Dlaczego byś miała nie dać? - zapytałam.
-To wszystko jest takie trudne... Harry... Kocham go, ale się boję. Rozmawiałam dzisiaj z nim.
-O czym?
-O tym co do siebie czujemy. Poprosił mnie o jeszcze jedną szansę i dał mi czas dopóki nie wróci... - objęłam ją ramieniem i pocierałam lekko dłonią o jej plecy, by ją pocieszyć.
-Ale to nie jest powodem do tego byś się cięła i nic nie jadła. Co się stało, powiedz proszę... - mówiłam wręcz błagalnie. Martwię się o nią. Spuściła głowę i zaczęła cicho płakać. Wstała z łózka i podeszła do biurka. Wyciągnęła z niego swój zeszyt. Taki coś w stylu pamiętnik, lecz nigdy tak o nim nie mówiła. Tam było wszystko. Jej zapiski, odczucia, emocje. Wyciągnęła ze środka kopertę, otworzoną już wcześniej. Wróciła do mnie i podała kopertę wraz z zawartością. Spojrzałam na nią podejrzliwie, ponieważ nie wiedziałam czego mogę się tam spodziewać. Swoją twarz ukryła w dłoniach i na dobre zaczęła płakać. Uchyliłam bardziej papierowe opakowanie i wyciągnęłam kartkę złożoną w pół. Co najdziwniejsze było w tym wszystkim to to, że list, bo na to wygląda, nie był zaadresowany. Wyprostowałam kartkę i zaczęłam czytać.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 53

*Rano*
Obudziłam się wyczerpana wczorajszym dniem. Pierwsze co zrobiłam po przetarciu oczu, było sprawdzenie godziny. Jest 8:30. Zwlekłam się z mojego ciepłego łóżka. Było mi bardzo zimno, więc wzięłam z mojej komody parę ciepłych,
wełnianych skarpetek aż za kolana, a z garderoby workowatą bluzę. Na polu świeciło słońce, a termometr wskazywał 15°C. Jak na końcówkę zimy było bardzo ciepło. W salonie był bałagan. Zabrałam się za sprzątanie. Po skończonym zbieraniu butelek i puszek, trochę się rozgrzałam, więc zdjęłam bluzę. Pomimo tego, że nie czułam głodu, postanowiłam zrobić naleśniki. Przygotowałam ciasto i jako "bonus" dodałam do niego jabłko. Pieczenie placków coraz bardziej przyprawiało mnie o bóle brzucha i mdłości. Od dawna nie jadłam nic pożywniejszego od kromki chleba, więc zmusiłam się do zjedzenia przynajmniej jednego naleśnika. Niestety mój żołądek nie wytrzymał i ponownie musiałam zwrócić cały posiłek. Wszystkie placuszki, które zostały, przełożyłam na dwa talerze. Pomyślałam, że nie będę ich wyrzucać, tylko podzielę się z Niall'em i Rose. Wzięłam talerze na tackę. Uchyliłam delikatnie drzwi od pokoju mojej przyjaciółki, sprawdzając czy aby na pewno mogę wejść. Spali spokojnie, lekko oddaleni od siebie. Odłożyłam tackę ze śniadaniem i po cichu, tak aby ich nie zbudzić, powędrowałam do łóżka. Dzięki temu, że pomiędzy ich ciałami był odstęp, mogłam się koło nich położyć. Wiedziałam, że zaraz mi się zacznie nudzić, bo totalnie nie mam pomysłu na spędzenie tego dnia. Pomyślałam, że Rose starczy tego spania i postanowiłam ją obudzić. Przytuliłam się do niej od tyłu, wzięłam do ręki kosmyk moich włosów i zaczęłam ją gilgotać po policzku. Widziałam, że się uśmiecha. Kontynuowałam swoją czynność, a Rose zaczynało to powoli denerwować.
-Niall przestań. - powiedziała przez sen. Nie mogłam powstrzymać swojego cichego chichotu, gdy ciągle ją łaskotałam. - Niall mówiłam ci żeb... - nie skończyła swojej wypowiedzi, ponieważ odwróciła się i zobaczyła mnie. - Co ty tutaj robisz? - uśmiechnęła się i usiadła w pozycji siedzącej.
-Nudziło mi się, więc posprzątałam potem zrobiłam śniadanie, a jak skończyły mi się już zajęcia, przyszłam tu.
-Leżałaś tu z nami? - zapytała lekko zdziwiona, lecz wciąż uśmiechnięta.
-Tak i dziwię ci się, jak ty z nim wytrzymujesz. Strasznie chrapie. Jestem tutaj od jakiś piętnastu minut i nie słyszę własnych myśli. - Rose zaśmiała się, a ja po chwili dołączyłam do niej. Tym samym obudziłyśmy Niall'a.
-Hej Rose. Cześć Vicki? - przywitał się z nami. - Co ty tutaj robisz? - podniósł się do pozycji siedzącej i popatrzył na mnie. Czułam się jak mała dziewczynka z rodzicami. Na samą myśl o rodzicach chce mi się płakać. A to wszystko po tym jak ci ludzie, których nazywałam rodzicami, się zmieniło.
-Przyniosłam wam śniadanie. - wymusiłam uśmiech i podniosłam się, tak jak oni, do pozycji siedzącej.
-Miło z twojej strony. - wstał z łóżka i wrócił z tacką naleśników.
-To ja was zostawiam, życzę smacznego. - pocałowałam ich w policzki i wstałam z łóżka.
-Ty sobie tak nie pozwalaj. To mój chłopak! - rzuciła we mnie poduszką, a ja się zaśmiałam i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam, że napiszę do Harry'ego. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam pisać.



Była 10:50, więc zaczęłam się zbierać. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, następnie rozpuściłam. Ubrałam biały, rozciągnięty sweter, jasne jeansy i czarne buty, za kostkę, na płaskiej podeszwie. Powiadomiłam o wyjściu Rose. Na miejscu byłam trochę przed czasem. Rozsiadłam się na ławeczce i rozkoszowałam słońcem.
W porównaniu do mojego porannego zimna, teraz owładnęło mną przyjemne ciepło. Obok mnie usiadł mały chłopiec. Miał może sześć lat. Nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Patrzył na moje odsłonięte nadgarstki, aż w końcu coś powiedział.
-Jesteś aniołem. - to co powiedział, było dziwne. Bardzo.
-Co? - chciałam wiedzieć co takiemu dzieciakowi strzeliło do głowy.
-Mama mówiła mi, że ci którzy mają skaleczone nadgarstki, to anioły.
-Nie jestem aniołem. - cały czas zaprzeczałam.
-Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi. Ten świat ich niszczy, więc próbują znowu wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych i ten własny. - byłam pod wrażeniem jego słów. Można by powiedzieć, że zwariował, ale ja tak nawet o nim nie pomyślałam.
-Wiesz, twoja mama jest bardzo mądra.
-Dziękuję. Też jest aniołem, ale wróciła już do domu. - oniemiałam. Maluch tyle wiedział już o życiu. Wiem, że musiało być mu ciężko w tych momentach życia. Przyglądał mi się, dokładnie skanując moją twarz. Po chwili tak po prostu wstał i poszedł z powrotem na plac zabaw. Widziałam, że mi się przygląda, ja jemu zresztą też.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 52

Chodziłyśmy po całym centrum, nie omijając żadnego sklepu. Kupiłyśmy kilka ciuchów, teraz jesteśmy w sklepie z butami. Przymierzałam właśnie czarne, wysokie szpilki.
-Biorę. - powiedziałam uśmiechnięta.
-Yhym, ale zostań w nich. - powiedziała Rose.
-Ok. - poszłam do kasy i zapłaciłam za parę szpilek. Wyszłyśmy ze sklepu i naszym następnym celem okazał się sklep z sukienkami. Weszłyśmy tam i oniemiałyśmy. Mnóstwo pięknych sukienek każdego rodzaju, każdej faktury i koloru. Zaczęłyśmy wertować każdy wieszak dokładnie oglądając. Wzięłyśmy kilka i poszłyśmy do przebieralni, by je przymierzyć. Co chwilę się sobie pokazywałyśmy jak na wybiegu. Śmiałyśmy się z siebie. Spędziłyśmy tak trochę czasu. Znowu źle się poczułam, przez co straciłam humor i zaczęłam trochę marudzić. Ubrałam ostatnią sukienkę i wyszłam na korytarz, gdzie czekała na mnie Rosalie. Ona jednak nic nie wybrała.
-Idealna. - uśmiechnęła się oglądając mnie. Postanowiłam ją kupić. - Zostań w niej. - poprosiła, kiedy chciałam wejść do przymierzalni i ubrać swoje poprzednie ubrania.
Tak wyglądała Vicki.
-Ale po co? - zapytałam odwracając się na pięcie. Wzruszyła ramionami. Pokręciłam śmiesznie głową i spakowałam swoje ubrania. Zapłaciłam za swój kolejny zakup i poprosiłam moją przyjaciółkę o powrót do domu. Zgodziła się i poszłyśmy do samochodu. Wpakowałyśmy nasze zakupy do bagażnika i udałyśmy się w stronę domu. Czuję się coraz gorzej...
*Oczami Niall'a*
Dostałem wiadomość od Rose, że jadą już do domu, czyli mamy pół godziny. Zadzwoniłem do Harry'ego.
-Chciałeś wpaść do Victorii, prawda? - nawet się nie przywitałem.
-No tak, a co?
-To się szykuj i szybko do niej wpadaj.
-Yyy... Ok, ale coś się stało?
-Nie. Szybko! - pogoniłem go i się rozłączyłem. Sprawdziłem czy wszystko jest gotowe, tort, ozdoby i czy wszyscy zaproszeni dodarli na miejsce.
*Oczami Harry'ego*
W ekspresowym tempie ubrałem się i wszedłem z domu. Pojechałem pod blok Vicki i Rose, po czym wszedłem do środka. Windą wyjechałem na odpowiednie piętro i poszedłem w stronę ich mieszkania. Przed drzwiami zastałem Rose i Victorię. Wyglądała cudownie. Sukienka opinająca jej ciało, do tego wysokie szpilki, makijaż i perfekcyjnie ułożone włosy. Nie mogłem nic z siebie wykrztusić, dlatego Rose pomachała mi ręką przed oczami. Otrząsłem się i zamrugałem kilkakrotnie oczami.
-Cześć. - przywitałem się.
-Hej. - odpowiedziały równo, lecz Vicki trochę ciszej. - Chodź. - Rosalie otworzyła drzwi i kazała nam wejść jako pierwsi. W całym mieszkaniu było ciemno.
*Oczami Victorii*
Tak wyglądała Rose.
Szukałam włącznika światła, ale marnie mi to szło. Przeszłam powoli do salonu, za mną był Harry. Rosalie nigdzie nie było. Stanęłam w drzwiach pomieszczenia, kiedy światło nagle się zapaliło. W salonie było mnóstwo ludzi, którzy najpierw krzyknęli "Niespodzianka!", a potem zaczęli śpiewać Happy Birthday. Uśmiech z mojej tworzy nie chciał zejść. Byli tutaj moi przyjaciele, co do jednego. Było również kilku znajomych Harry'ego. Przyszła Rose, przebrana również w sukienkę i czarne wysokie szpilki. Ustawiła się obok Niall'a, a ten objął ją ramieniem. Uśmiechnęła się w moją stronę ja odwzajemniłam jej gest. Odwróciłam wzrok na wszystkich śpiewających. Gdy skończyli śpiewać, do pokoju wjechał stolik z dwoma tortami. Na jednym było napisane "Happy 18th Birthday Vicki!", a na drugim "Happy 20th Birthday Harry!". Super mamy wspólne urodziny... Podeszliśmy do stolika i zdmuchnęliśmy świeczki. Nie miałam żadnego życzenia, nigdy nie mam. Ściągnęliśmy świeczki i pokroiliśmy swoje torty. Wzięłam na palec trochę bitej śmietany i wysmarowałam nią twarz Hazzy. Gdy zobaczyliśmy moje dzieło cały tłum wybuchnął głośnym śmiechem. Loczek spróbował trochę i mruknął zadowolony, ponieważ mu zasmakowało. Pomogłam mu pozbyć się tego z buzi i poszliśmy na środek salonu. Louis włączył muzykę i zaczęła się mała dyskoteka. Wszyscy świetnie się bawili. Usiadłam na sofie by chwilę odpocząć. Przysiadł się do mnie Harry. 
-Jak podoba ci się impreza? - zapytał.
-Jestem zaskoczona, że Rose będzie w stanie takie coś dla mnie zorganizować. A ty jak się bawisz?
-Również byłem zaskoczony tym co udało im się zrobić i muszę przyznać, że bawię się wspaniale. - uśmiechnął się do mnie ciepło. Czułam się przy nim spięta, ale nie wiedziałam z jakiego powodu. Między nami panowała niezręczna cisza, aż on się odezwał.
-Możemy porozmawiać?
-A co przed chwilą robiliśmy? - modliłam się, aby nie chciał rozmawiać o nas.
-Ty dobrze wiesz o czym.
-Nie teraz, to nie jest odpowiednie miejsce ani czas... - nawet na niego nie spojrzałam, tylko zatopiłam usta w kolorowym drinku. Spuścił głowę i westchnął, po czym wstał z kanapy i zaczął zmierzać w stronę wyjścia. Chciałam go złapać, ale był za szybki i wyszedł z mieszkania. Poczułam się okropnie z tego powodu, że to przeze mnie opuścił również jego imprezę. Zrobiło mi się ponownie nie dobrze i zostałam zmuszona do odłożenia drinka i pójścia do toalety. Dużo ludzi cały czas tańczyło i świetnie się bawiło. Rose nie opuszczała parkietu, a Niall nieustannie jej towarzyszył. Ja całą imprezę przesiedziałam z poczuciem winy. Patrzyłam się jak ludzie padają ze zmęczenia. W końcu ja sama zrobiłam się senna i poszłam do swojego pokoju. 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 51

*Piątek, 16:00*
Czekam na dworcu kolejowym na Vicki, pociąg którym jedzie powinien za chwilę nadjechać. Piętnaści minut później pojawił się. Victoria wyszła z wagonu, podeszła do mnie i przytuliła na powitanie. Jest jakaś markotna i osłabiona. Zabrałam jej walizkę i poszłyśmy na parking, gdzie stał nasz samochód. Otworzyłam bagażnik i włożyłam do niego pakunek, a Vicki w między czasie usiadła na miejscu pasażera obok kierowcy. Usiadłam za kierownicą, uruchomiłam silnik X6 i odjechałam w stronę domu. Przez całą drogę nie odezwała się słowem, tylko miała zamknięte oczy. Na mieście były straszne korki, więc sam dojazd zajął nam prawie godzinę. W końcu udało nam się dojechać do domu. Victoria od razu poszła do sypialni i się tam zamknęła. Ja poszłam do kuchni i zrobiłam dla nas kolację. Wzięłam porcję mojej przyjaciółki i zaniosłam talerz do jej pokoju. Położyłam posiłek na biurku i wyszłam. Napisałam wiadomość Harry'emu, że Victoria jest już w domu. Na razie nic nie odpisał. Zjadłam swoją porcję i poszłam się położyć.
*Oczami Harry'ego*
Otrzymałem wiadomość od Rose, po której na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Poinformowałem o tym Niall'a. Uśmiechnął się lekko i życzył powodzenia. Odpisałem Rose. Chora? Szkoda, ale i tak ją odwiedzę wieczorem.
*Oczami Victorii, rano*
Obudziłam się wczas rano, ale nie miałam siły na nic. Od kilku dni nie mam energii. Nie mam ochoty nawet na to by się podrapać. Wstałam z łóżka i w moje oczy rzucił się talerzyk z nadgryzioną kanapką po wczorajszej kolacji. Patrzyłam się na niego chwilę, po czym zignorowałam brudne naczynie i poszłam do łazienki zabierając wcześniej ubrania. Wzięłam długi prysznic i otarłam się ręcznikiem. Rozczesałam mokre włosy i opuściłam je na ramiona, by wyschły. Ubrałam się w przygotowane ciuchy i poszłam do salonu. Normalnie chodzę od razu do kuchni coś zjeść, ale teraz nie czuję głodu. Nic nie czuję, na może po za tym, że źle. Włączyłam telewizję i oglądałam nowy odcinek Friends'ów. Jak zawsze się z niego śmieję, że aż mnie brzuch boli, to teraz patrzyłam się na ekran, bez większego entuzjazmu. Niektóre sceny wywołały lekki uśmiech na mojej bladej twarzy, lecz było ich naprawdę mało. Oglądanie, jeśli można tak to nazwać, przerwała mi Rose.
-Cześć. - powiedziała zaspana.
-Hej. - odpowiedziałam cicho.
-Jadłaś śniadanie?
-Nie, nie jestem głodna. - gdy skończyłam moją wypowiedź uważnie mi się przyjrzała. Mam nadzieję tylko, że nie spojrzy na moje nadgarstki... Odwróciła ode mnie wzrok i poszła zrobić sobie śniadanie. Wróciła chwilę później z dwoma talerzami, na których były omlety. Jeden podała mi. - Mówiłam, że nie jestem głodna. - westchnęłam.
-To już nie mój problem, masz to zjeść. - powiedziała stanowczo, co było do niej nie podobne. Zazwyczaj to olewała. Teraz to ja się jej uważnie przyjrzałam. Zero uczuć na jej twarzy. Chyba mówiła poważnie. Podniosłam wyżej talerz, by nie nakruszyć i wzięłam do ręki widelec. Ukroiłam kawałek, chciałam go zjeść, ale coś w środku mi nie pozwoliło. W ostatnim momencie odsunęłam widelec i talerz od siebie. Rosalie popatrzyła na mnie jak na jakąś niedorozwiniętą. Nie dziwię się, to musiało wyglądać dziwnie, zwłaszcza, że zawsze miałam apetyt. Patrzyłam się znowu chwilę na talerz tak, jak na ten w moim pokoju. - Coś nie tak z tym omletem? - zapytała troskliwie.
-Nie, wszystko ok. - opowiedziałam.
-To zjedz.
-Ale ja nie mogę... - wywróciła oczami.
-Mam cię nakarmić? - zapytała, lecz nigdzie nie wyczułam w tym sarkazmu. W takich sprawach Rose nie żartuje, po za tym chyba powoli zaczyna coś podejrzewać. Pokiwałam przecząco głową i nabrałam jedzenie na widelec, które po paru sekundach znalazło się w mojej buzi. O dziwo zjadłam wszystko, lecz nie czułam się po tym najlepiej. Pobiegłam do toalety i wszystko zwróciłam. Poczułam swego rodzaju ulgę, ale też i ból brzucha spowodowany wymiotami. Ledwo się podniosłam i przemyłam twarz. Wróciłam do salonu i
położyłam na sofie. Rose po chwili przyszła ze szklanką wody i jakimiś tabletkami. Kazała mi je popić. Tak jak chciała, też zrobiłam. Po kilku minutach leki zaczęły działać. Poczułam się o wiele lepiej, ból ustał i nie czułam potrzeby wymiocin.
-Już lepiej? - zapytała.
-Tak, dzięki.
-To ubieraj się, zabieram cię do spa. - spa?
-Po co? - zapytałam zdziwiona.
-Miałaś urodziny, więc taki babski wypad. - uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech i poszłam się ubrać. Po kilkunastu minutach obie byłyśmy gotowe. Wyszłyśmy z mieszkania i wsiadłyśmy do samochodu. Rose prowadziła. Jechałyśmy gdzieś do spa. Nie wiem nawet gdzie ono jest. Po może około 40 minutach jazdy, zatrzymałyśmy się pod dużym i okazałym budynkiem. Weszłyśmy tam i od razu zostałyśmy powitane przez kobiety pracujące tam jako recepcjonistki. Rose kupiła pakiety i dała jeden mi. Chwilę potem podszedł do nas przystojny facet, który okazał się masażystą. Powiedział żebyśmy poszły za nim. Z uśmiechami poszłyśmy za młodym mężczyzną. Zaprowadził nas do sali, w której zrobili nam masaże.
-Schudłaś. - skomentowała Rose.
-No może trochę. - wzruszyłam ramionami. Nic nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy. Postąpiłam tak samo i w pełni oddałam się rozkoszy jaką był tajski masaż. Następnie zrobiono nam chyba z dziesięć maseczek i innych upiększających zabiegów. Dzień spędziłyśmy naprawdę fajnie, ale to jeszcze nie koniec. Idziemy teraz do fryzjera. Zajęło nam tam godzinę. Teraz centrum handlowe.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 50

Obudziłam się i obróciłam na drugi bok, gdzie powinien leżeć Niall, a zamiast niego leżał liścik. Podniosłam go z poduszki i obróciłam się na plecy wcześniej przecierając oczy. Otwarłam złożony na pół skrawek papieru.


"Witaj Księżniczko <3 Mam nadzieję, że się wyspałaś. W lodówce znajdziesz śniadanie, smacznego :) Zadzwoń."

W sumie to nie wiem po co mam do niego dzwonić, przecież wraca wieczorem. Podniosłam się i przeciągnęłam. Sięgnęłam po mój telefon i spojrzałam na godzinę, 11:16. Ups... Trochę długo spałam, co do mnie nie podobne... chyba. Wstałam i wzięłam swoje wczorajsze ubrania, które założyłam po porannej toalecie. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie podobno czeka na mnie śniadanie. Weszłam tam i od razu zobaczyłam tam Harry'ego.
-Hej. - przywitałam się.
-Cześć. Głodna? - obierał pomarańczę.
-Tak, ale podobno w lodówce czeka na mnie śniadanie.
-Widzę, że Horan umie o ciebie zadbać. - obydwoje się zaśmialiśmy. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam kanapki z sałatą, szynką i pomidorem, a to wszystko posypane zieloną cebulką. Styles poszedł do salonu, a ja zaczęłam jeść moje śniadanie. Gdy skończyłam ułożyłam talerz w zmywarce i dołączyłam do Hazzy. - Podwieźć cię do domu? - zapytał.
-Jeśli to nie zrobi problemu. - uśmiechnęłam się lekko.
-Problem to może zrobić Niall jak się dowie. - zaczęłam się śmiać z tego co powiedział. Gdy zrozumiał co tak naprawdę powiedział, zawtórował mi. Ubraliśmy się i wyszliśmy z apartamentowca. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego bloku. W między czasie rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Temat zatrzymał się na Victorii.
-A tak w ogóle, to gdzie ona jest? - zapytał.
-U babci w Szkocji, w Dufftown. - odpowiedziałam.
-Jest z pochodzenia Szkotką?
-Nie. Po prostu jej babcia tam mieszka. Vicki pochodzi z Ameryki.
-Wiem. To da się też wyczuć po jej akcencie. - rzeczywiście, Victoria nie ma brytyjskiego akcentu. Na początku naszej znajomości miałyśmy lekki problem w dogadaniu się, ponieważ niektóre słowa wypowiadałyśmy całkiem inaczej. Nim się obejrzałam Harry zatrzymał się pod moim blokiem. Podziękowałam za podwózkę i wyszłam. Chwilę potem znalazłam się w moim mieszkaniu. Od razu poszłam wziąć prysznic i zmienić ciuchy. Po kilkunastu minutach spędzonych pod gorącą wodą, wytarłam się w miękki ręcznik. Wysuszyłam włosy u nasady i związałam je w niedbałego koka. Ubrałam stary, rozciągnięty sweter, po czym poszłam do swojej sypialni i wzięłam laptopa.
Usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam MacBook'a. Pierwsze co zrobiłam to weszłam na Facebook'a. Posprawdzałam większość powiadomień, kiedy moje oczy dostrzegły zieloną kropkę obok nazwiska Young. Napisałam do mojej przyjaciółki.
-Jak tam? - zaczęłam.
-Spoko, jakoś leci... - coś mi tu nie pasowało. Gdy Vicki była u babci, wręcz tryskała radością. Postanowiłam, że nie będę się jej dopytywać, bo przez komunikator internetowy na pewno mi nie powie. - A co u ciebie?
-Również leci. Byłam wczoraj z Niall'em na łyżwach.
-Fajnie. A co teraz robisz, jesteś w domu?
-Tak. Wykąpałam się i siedzę na necie. A ty co robisz, zazwyczaj nie jesteś dostępna na wyjazdach.
-Siedzę przy kominku i się nudzę. Babcia poszła gdzieś na "miasto". - pisałyśmy tak kilka godzin, kiedy Vicki straciła połączenie z internetem. No czego by się tu spodziewać po Szkocji? Wyłączyłam komputer i sięgnęłam po mój telefon.



Jestem ciekawa co z tego wyjdzie i czy Vicki nie odstawi jakiegoś teatrzyku... Bądźmy dobrej myśli. Strasznie mi się nudziło, więc zadzwoniłam do Eleanor.
-Hejka Rose. - powitała mnie, jak zawsze radośnie.
-Hej. Masz może czas?
-Pewnie, a coś się stało?
-Nie, po prostu nie ma Victorii i mi się nudzi. Wpadniesz do mnie?
-Pewnie, będę za 20 minut.
-Ok, czekam. - rozłączyłyśmy się i poszłam ubrać się tak, jak na człowieka przystało. Włosy rozpuściłam i jedyne co mi zostało to czekać na El. Po 30 minutach była na miejscu.
-Hej, przepraszam za spóźnienie, ale to w końcu Londyn. - przytuliła mnie zdyszana.
-Jasne, nie martw się, wiem jak to jest.
-To co robimy? - usiadłyśmy w salonie. Najpierw zaczęłyśmy od luźnej rozmowy. Dawno się nie widziałyśmy, więc tematów było trochę sporo. Rozmawiałyśmy o rozstaniu Zerrie, randce z Niall'em, o której dowiedziała się od Louis'a. - Chyba będziesz pierwszą osobą, której to powiem... - zaczęła niepewnie. - Jestem w ciąży z Lou. - powiedziała cicho, a ja zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Mocno ją przytuliłam i zaczęłam gratulować.
-Nie cieszysz się? - spytałam, ponieważ była jakaś smutna.
-Cieszę, ale boję się reakcji Louis'a...
-No co ty! Na pewno się ucieszy, bo w końcu będzie tatą. - uśmiechnęłam się ciepło.
-Mam nadzieję. - również się uśmiechnęła. Resztę wieczoru spędziłyśmy na babskich pogaduchach i oglądani romansideł. Po 22:00 Eleanor musiała już wracać, więc pożegnałam się z nią. Po tym gdy wyszła, ubrałam na siebie piżamę i położyłam do łóżka. Myślałam cały czas o Victorii, to nie daje mi spokoju. Coś jest nie tak, musiało się coś stać.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 49

W drodze powrotnej wstąpiliśmy po kawę. Wypiliśmy na miejscu gorący napój spokojnie rozmawiając. Zadzwonił mój telefon. Przeprosiłem Rose i odszedłem od stolika. Dzwonił Louis by zapytać się czy idę do niego z Harry'm. Gdy usłyszał, że mam trochę inne plany, zaśmiał się tylko i powiedział żebyśmy byli grzeczni. Ok...? Wróciłem do Rose i wyszliśmy z lokalu. 20 minut później byliśmy u mnie w mieszkaniu. Harry na całe szczęście skorzystał z zaproszenia Lou. Odwiesiłem nasze płaszcze i podszedłem do mojej dziewczyny. Objąłem ją w tali i przyciągnąłem bliżej siebie. Zacząłem całować jej policzki. Zaśmiała się, a ja zobaczyłem w jej oczach iskierkę pożądania. Całowałem jej kąciki ust, które odnalazłem na samym końcu, by wpić się w jej idealnie usta, których smak był nie do opisania. Staliśmy tak chwilę, gdy poczułem, że to dla mnie za mało. Zsunąłem swoje ręce niżej, na jej uda i uniosłem w górę. Oplotła mnie w tali, gdy ja zacząłem zmierzać do sypialni. Otwarłem drzwi do środka zamykając je nogą. Położyłem ją na łóżku dalej całując.
*Oczami Rose*
Leżałam na łóżku, pod Niall'em, który cały czas mnie

całował. Zszedł na moją szyję, najpierw delikatnie muskając moją skórę, by po chwili zacząć ją lekko gryźć. Z moich ust uciekały ciche jęki, których nie mogłam powstrzymać. Czułam że Niall się uśmiecha. Oddalił swoją twarz i spojrzał na to co zrobił. Dotknęłam palcami szczypiące miejsce i wyczułam sporą malinkę. Wróciliśmy do poprzedniej czynności. Dobrałam się do jego koszulki, która parę sekund później znalazła się na ziemi, obok łóżka. Irlandczyk wsadził swoje ręce pod moją bluzkę z zamiarem pozbycia się jej, lecz przerwały mu głosy dochodzące z salonu. W jego oczach dostrzegłam rozczarowanie, ale też i złość.
-Kurwa... - powiedział cicho podnosząc się i siadając na łóżku przede mną.
-Kto to? - zapytałam schylając się po jego koszulkę.
-Chłopaki... - zaśmiałam się podając mu materiał do rąk. Ubrał go na siebie i wstaliśmy. Podeszliśmy do drzwi, które Nialler jednym, zwinnym ruchem otworzył przepuszczając mnie w nich. Zmierzyliśmy do salonu, gdzie najwyraźniej teraz znajdowali się nasi przyjaciele. Weszliśmy do pomieszczenia, lecz zatrzymaliśmy w progu. Tak właściwie to mój chłopak zatorował mi drogę, stając przed moim nosem.
-Oj, przerwaliśmy coś? - zapytał Louis zadziornie się uśmiechając.
-Tak.
-Nie. - powiedzieliśmy w tym samym momencie. Do mnie należała ta druga odpowiedź. Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się, a reszta wybuchnęła śmiechem.
-Dlaczego tu, a nie gdziekolwiek indziej? - zapytał żenującym tonem, ciągnąc mnie na sofę.
-Bo mi się kablówka pieprzy, więc tak wypadło. - wytłumaczył Lou. Nialler dołączył do nich oglądać mecz Irlandia - Polska. Mnie jakoś nie koniecznie interesowała ta rozgrywka, bo wiadome było to, że Irlandia wygra bez najmniejszego problemu. Siedziałam rozglądając się po całym mieszkaniu. Nagle chłopcy zaczęli krzyczeć i oskarżać sędziego o to, że Shay Given nie powinien dostać czerwonej kartki. Jako jedyny, Zayn siedział spokojnie i się nie odzywał.
-A ty dlaczego nie masz wyrzutów do sędziego? - zapytałam.
-Nie za bardzo lubię oglądać mecze, więc się nie interesuję. - odpowiedział znudzony.
-Co z Perrie? - chcąc jakoś oswoić z sytuacją Malika wybrałam inny temat. Chyba nie odpowiedni, no ale cóż.
-Nie odzywa się, ale teraz przynajmniej wiem, że to nie jest kobieta mojego życia.
-Miałeś z nią jakieś plany związane?
-Tak, chciałem się jej oświadczyć w czerwcu. - powiedział smutnie.
-Przykro mi... - spuściłam głowę współczując mu. Ich związek na początku wydawał się idealny, że są stworzeni dla siebie. Teraz przynajmniej rozumiem dlaczego w Norwegii Perrie podrywała każdego faceta.
-Nie musi, to nie twoja wina. Choć teraz chciałbym znaleźć kobietę, którą pokocham na tyle, by znowu mieć plany założenia z nią rodziny... - jakby nie patrzeć, to Zayn jest bardzo uczuciowym chłopakiem, tylko z zewnątrz zgrywa niedostępnego, złego.
-O czym tak rozmawiacie? - zapytał Niall uspokajając się po dwóch zdobytych golach przez swoich rodaków. 
-Ogólnie, co słychać. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. W tym samym momencie Irlandzka reprezentacja w piłce nożnej zdobyła kolejnego, już czwartego gola. Wszyscy się ucieszyli na tę wieść.
-Jak tak ma to wyglądać, to możesz mnie całować cały czas. - zaśmiał się blondyn, a cała reszta mu zawtórowała. Reszta meczu przebiegła spokojnie, zakończyło się wynikiem 5:1 dla Irlandii. Wszyscy byli z tego wyniku zadowoleni. Louis, Liam i Zayn poszli do domu, Harry poszedł spać do swojego pokoju, a my przenieśliśmy się z powrotem do sypialni. Uprzednio zamknął drzwi na klucz i podszedł do mnie zaczynając namiętnie całować każdy centymetr mojej twarzy. Jego ciepłe dłonie szybko znalazły się pod moją koszulką. 
-Nie powinniśmy... - wyszeptałam między pocałunkami.
-Dlaczego? - mruknął niezadowolony.
-Harry jest za ścianą. - uśmiechnęłam się. Westchnął cicho.
-Czy kobiety zawsze muszą mieć racje? - zapytał patrząc na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Zaśmiałam się na jego wypowiedź. Przybliżyłam twarz do jego i prosto w usta wyszeptałam.
-Może... - po czym po raz kolejny zaczęliśmy się całować. Chwilę później to on oderwał się ode mnie i podszedł do szafki wyciągając z niej koszulkę, którą mi wręczył. Uśmiechnęłam się w podzięce i udałam do łazienki. Po skończonej toalecie wróciłam do czekającego już na mnie w łóżku chłopaka. Uśmiechnęłam się na jego widok, z resztą tak jak zawsze. Odłożyłam swoje ubrania na krzesło i zajęłam swoje miejsce obok niego. Po tym jak się położyłam od razu się przytuliłam mojego ukochanego.
-Jutro muszę wyjechać na cały dzień. - oznajmił.
-Praca?
-Niestety. Wrócę wieczorem. - pocałował mnie w skroń. Cicho westchnęłam i odwróciłam się do niego tyłem. Objął mnie i tak usnęłam otulona jego ciepłem.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ