poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 48

*Oczami Victorii*
Taksówka podjechała pod dom mojej babci. Otworzyłam drzwi od samochodu i z niego wysiadłam. Kierowca wyciągnął z bagażnika mają walizkę i odjechał, wcześniej pobierając ode mnie opłatę za przewóz. Rozkoszowałam się chwilę pięknymi widokami. Wydawało by się, że tutejsze powietrze jest o wiele świeższe. Bardzo stęskniłam się za moją babcią. Kiedyś bywałam u niej częściej. Stanęłam w ganku i z uśmiechem zapukałam do drzwi. Po chwili oczekiwań drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniła się drobna siwowłosa staruszka.
-Vicki! - krzyknęła uradowana.
-Babcia! - rzuciłam się jej na szyję. Wycałowała mnie i nie mogła się mną nacieszyć. Jej oczy iskrzyły się ze szczęścia. Po czułym przywitaniu weszliśmy do środka, a mianowicie do kuchni. Taki zwyczaj. Usiadłam przy stole. 
-Jesteś głodna, wnusiu? - typowe pytanie każdej babci. Przytaknęłam ochoczo, ponieważ moja babcia gotuje świetnie i nie jadłam nic od wczoraj. Przygotowała rybę, którą jadłyśmy rozmawiając o tym co się u mnie dzieje. Opowiedziałam jej o pracy, codzienności i o Rose. Tak, zna ją i traktuje jak własną wnuczkę. Starannie omijałam temat Harry'ego, bo nie chciałam zostać wypytywana o jego osobę. Spędziłyśmy tak kilka godzin. Postanowiłyśmy, że wejdziemy do pomieszczenia, które jest w całości oszklone, a w nim znajdują się rośliny, które zginęłyby na polu podczas zimy. Usiadłyśmy na ławce podziwiając widok zza okiennic. Widziałam, że babcia jest trochę zmieszana i zauważyłam, że posmutniała. Gdy chciałam już się zapytać co się stało, ona zaczęła mówić.
-Mam coś dla ciebie... - powiedziała i weszła z powrotem do domu. Po paru minutach wróciła, lecz tylko podała mi kopertę i zostawiła mnie samą, zamykając za sobą drzwi. Koperta nie była zaadresowana, tylko zaklejona. Zdziwiłam się. Otwarłam papierowe opakowanie i wyciągnęłam z niego list.


"Droga Victorio..."

*Oczami Rose*
Mój dzień zaczął się niezbyt obiecująco, ale skończył fantastycznie. Kto by pomyślał, że rano stracę pracę, a po południu zyskam nową, lepszą, na dodatek u boku mojego chłopaka? Zadowolona położyłam się do łóżka. Nie mogłam zasnąć, więc napisałam do Vicki. Nie odzywa się do mnie ponad jeden dzień, co jest bardzo dziwne.
 Zmęczona podróżą zapewne. No nic. Zgasiłam ekran mojego IPhone i odłożyłam go na szafkę nocną. Wtuliłam się w poduszkę, która o dziwo już zdążyła przesiąknąć zapachem perfum Niall'a. Cudownym zapachem. Dzięki temu nie musiałam długo czekać na mój upragniony sen.
***
Wtorek. Najgorsze już za nami. Dzisiaj idę z Niallerem na lodowisko. Szybka toaleta, włosy makijaż i ubrania.



Jak zawsze punktualny. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Przywitaliśmy się buziakiem i ubrałam czarny płaszcz.
-Emo? - zaśmiał się blondyn, na co odpowiedziałam mu lekkim uderzeniem w żebra. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lodowisko. Na miejscu Irlandczyk zachował swą klasę, obiegł samochód, otworzył drzwi i podał rękę jak prawdziwy gentelman z przed kilkuset lat. Zaczęłam się śmiać, w sumie nie wiem dlaczego.
-Co cię tak śmieszy? - zapytał zamykając auto.
-Ty. - uspokoiłam się trochę.
-Ja? - zmarszczył śmiesznie brwi, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu. - Nie wiem o co ci chodzi. - puścił mi oczko i pociągnął w stronę kasy biletowej. Kupiliśmy dwie wejściówki i wypożyczyliśmy łyżwy. Ubraliśmy je i czekaliśmy aż skończy się tura i zacznie nasza. Na szczęście to nie trwało długo. Weszliśmy na lodowisko i pierwsze co zrobiliśmy to złączyliśmy nasze dłonie, by nie oddalić się od siebie. Jeździliśmy zgodnie z kierunkiem jazdy, w między czasie rozmawiając i cały czas się śmiejąc. Opowiadaliśmy sobie różne historie, sny. Po 30 minutach jazdy skończyła się tura i zeszliśmy z lodowiska. Podeszliśmy do szafki i wzięliśmy swoje kurtki i buty, po czym usiedliśmy na ławce i ubraliśmy się. Niall'owi zajęło to trochę więcej czasu, więc postanowiłam, że zostawię go tutaj i pójdę po kawę dla nas. Poinformowałam go o tym i zniknęłam w tłumie ludzi krzątających się wokoło.
*Oczami Niall'a*
Rose, poszła po kawę i kazała mi tutaj poczekać. Tak jak chciała, też siedziałem sobie na ławce obserwując to, co się dzieje na lodzie. Przysiadła się do mnie jakaś dziewczyna.
-Hej, jestem Jessica. - przywitała się, ja również. - Czekasz na kolejną turę? - zapytała ciągle mi się przyglądając.
-Nie. - jakoś nie koniecznie czułem potrzebę rozmowy z nią.
-A co powiesz na kawę u mnie w mieszkaniu? - odważna dziewczyna, by lecieć tak prosto z mostu. Nagle pojawiła się Rose.
-Hej kotku. - pocałowała mnie namiętnie. - Cześć Jess... - powiedziała już mniej entuzjastycznie.
-A gdzie kawa? - przyciągnąłem ją do swojego boku. W jej oczach było widać zazdrość, kipiącą zazdrość. Podobało mi się to.
-Kawy nie było, przykro mi. - pocałowała mnie w policzek.
-Rose... Masz chłopaka? - odezwała się ta dziewczyna.
-Owszem, ale już musimy iść, tak więc do zobaczenia. - chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w stronę wyjścia.
-Zazdrosna. - uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę.
-Ja? Nie. - śmieszy mnie swoim zachowaniem. Widzę, że ją to wkurzyło.
-W ogóle. - otwarłem jej drzwi i pomogłem wsiąść. Obiegłem samochód i po chwili znaleźliśmy się na drodze. 
Kierunek - moje mieszkanie.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz