czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 51

*Piątek, 16:00*
Czekam na dworcu kolejowym na Vicki, pociąg którym jedzie powinien za chwilę nadjechać. Piętnaści minut później pojawił się. Victoria wyszła z wagonu, podeszła do mnie i przytuliła na powitanie. Jest jakaś markotna i osłabiona. Zabrałam jej walizkę i poszłyśmy na parking, gdzie stał nasz samochód. Otworzyłam bagażnik i włożyłam do niego pakunek, a Vicki w między czasie usiadła na miejscu pasażera obok kierowcy. Usiadłam za kierownicą, uruchomiłam silnik X6 i odjechałam w stronę domu. Przez całą drogę nie odezwała się słowem, tylko miała zamknięte oczy. Na mieście były straszne korki, więc sam dojazd zajął nam prawie godzinę. W końcu udało nam się dojechać do domu. Victoria od razu poszła do sypialni i się tam zamknęła. Ja poszłam do kuchni i zrobiłam dla nas kolację. Wzięłam porcję mojej przyjaciółki i zaniosłam talerz do jej pokoju. Położyłam posiłek na biurku i wyszłam. Napisałam wiadomość Harry'emu, że Victoria jest już w domu. Na razie nic nie odpisał. Zjadłam swoją porcję i poszłam się położyć.
*Oczami Harry'ego*
Otrzymałem wiadomość od Rose, po której na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Poinformowałem o tym Niall'a. Uśmiechnął się lekko i życzył powodzenia. Odpisałem Rose. Chora? Szkoda, ale i tak ją odwiedzę wieczorem.
*Oczami Victorii, rano*
Obudziłam się wczas rano, ale nie miałam siły na nic. Od kilku dni nie mam energii. Nie mam ochoty nawet na to by się podrapać. Wstałam z łóżka i w moje oczy rzucił się talerzyk z nadgryzioną kanapką po wczorajszej kolacji. Patrzyłam się na niego chwilę, po czym zignorowałam brudne naczynie i poszłam do łazienki zabierając wcześniej ubrania. Wzięłam długi prysznic i otarłam się ręcznikiem. Rozczesałam mokre włosy i opuściłam je na ramiona, by wyschły. Ubrałam się w przygotowane ciuchy i poszłam do salonu. Normalnie chodzę od razu do kuchni coś zjeść, ale teraz nie czuję głodu. Nic nie czuję, na może po za tym, że źle. Włączyłam telewizję i oglądałam nowy odcinek Friends'ów. Jak zawsze się z niego śmieję, że aż mnie brzuch boli, to teraz patrzyłam się na ekran, bez większego entuzjazmu. Niektóre sceny wywołały lekki uśmiech na mojej bladej twarzy, lecz było ich naprawdę mało. Oglądanie, jeśli można tak to nazwać, przerwała mi Rose.
-Cześć. - powiedziała zaspana.
-Hej. - odpowiedziałam cicho.
-Jadłaś śniadanie?
-Nie, nie jestem głodna. - gdy skończyłam moją wypowiedź uważnie mi się przyjrzała. Mam nadzieję tylko, że nie spojrzy na moje nadgarstki... Odwróciła ode mnie wzrok i poszła zrobić sobie śniadanie. Wróciła chwilę później z dwoma talerzami, na których były omlety. Jeden podała mi. - Mówiłam, że nie jestem głodna. - westchnęłam.
-To już nie mój problem, masz to zjeść. - powiedziała stanowczo, co było do niej nie podobne. Zazwyczaj to olewała. Teraz to ja się jej uważnie przyjrzałam. Zero uczuć na jej twarzy. Chyba mówiła poważnie. Podniosłam wyżej talerz, by nie nakruszyć i wzięłam do ręki widelec. Ukroiłam kawałek, chciałam go zjeść, ale coś w środku mi nie pozwoliło. W ostatnim momencie odsunęłam widelec i talerz od siebie. Rosalie popatrzyła na mnie jak na jakąś niedorozwiniętą. Nie dziwię się, to musiało wyglądać dziwnie, zwłaszcza, że zawsze miałam apetyt. Patrzyłam się znowu chwilę na talerz tak, jak na ten w moim pokoju. - Coś nie tak z tym omletem? - zapytała troskliwie.
-Nie, wszystko ok. - opowiedziałam.
-To zjedz.
-Ale ja nie mogę... - wywróciła oczami.
-Mam cię nakarmić? - zapytała, lecz nigdzie nie wyczułam w tym sarkazmu. W takich sprawach Rose nie żartuje, po za tym chyba powoli zaczyna coś podejrzewać. Pokiwałam przecząco głową i nabrałam jedzenie na widelec, które po paru sekundach znalazło się w mojej buzi. O dziwo zjadłam wszystko, lecz nie czułam się po tym najlepiej. Pobiegłam do toalety i wszystko zwróciłam. Poczułam swego rodzaju ulgę, ale też i ból brzucha spowodowany wymiotami. Ledwo się podniosłam i przemyłam twarz. Wróciłam do salonu i
położyłam na sofie. Rose po chwili przyszła ze szklanką wody i jakimiś tabletkami. Kazała mi je popić. Tak jak chciała, też zrobiłam. Po kilku minutach leki zaczęły działać. Poczułam się o wiele lepiej, ból ustał i nie czułam potrzeby wymiocin.
-Już lepiej? - zapytała.
-Tak, dzięki.
-To ubieraj się, zabieram cię do spa. - spa?
-Po co? - zapytałam zdziwiona.
-Miałaś urodziny, więc taki babski wypad. - uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech i poszłam się ubrać. Po kilkunastu minutach obie byłyśmy gotowe. Wyszłyśmy z mieszkania i wsiadłyśmy do samochodu. Rose prowadziła. Jechałyśmy gdzieś do spa. Nie wiem nawet gdzie ono jest. Po może około 40 minutach jazdy, zatrzymałyśmy się pod dużym i okazałym budynkiem. Weszłyśmy tam i od razu zostałyśmy powitane przez kobiety pracujące tam jako recepcjonistki. Rose kupiła pakiety i dała jeden mi. Chwilę potem podszedł do nas przystojny facet, który okazał się masażystą. Powiedział żebyśmy poszły za nim. Z uśmiechami poszłyśmy za młodym mężczyzną. Zaprowadził nas do sali, w której zrobili nam masaże.
-Schudłaś. - skomentowała Rose.
-No może trochę. - wzruszyłam ramionami. Nic nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy. Postąpiłam tak samo i w pełni oddałam się rozkoszy jaką był tajski masaż. Następnie zrobiono nam chyba z dziesięć maseczek i innych upiększających zabiegów. Dzień spędziłyśmy naprawdę fajnie, ale to jeszcze nie koniec. Idziemy teraz do fryzjera. Zajęło nam tam godzinę. Teraz centrum handlowe.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz