środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 54

Co chwilę sprawdzałam godzinę na moim telefonie. Była już 12:30. Harry się spóźnia, ale postanowiłam, że poczekam na niego do 13:00. Siedziałam wciąż na tej samej ławce, gdzie idealnie padają promienie słońca. Małego, nieznajomego chłopca już nie było. Miałam wracać do domu, kiedy w oddali zobaczyłam zbliżającego się w moją stronę Harry'ego.
-Przepraszam za spóźnienie, ale na mieście są straszne korki, a wcześniej musiałem jeszcze coś załatwić. - powiedział siadając obok mnie na ławce.
-Nie musisz się tłumaczyć. Nic się nie stało. - posłałam w jego stronę ciepły uśmiech. - Chciałeś porozmawiać, prawda?
-Tak... W sumie nie wiem od czego zacząć... - oboje byliśmy spięci. 
-Chciałbym... Chciałbym wiedzieć co jest między nami... 
-Boje się... - patrzyliśmy sobie w oczy.
-Czego?
-Boję się angażować i boję się, że znowu będę miała złamane serce. - odwróciłam wzrok.
-Proszę spójrz na mnie. - mówił błagalnym tonem. Czułam łzy w kącikach oczu, lecz nie pozwoliłam im spłynąć po moich policzkach. Spojrzałam na niego. - Wiem że boisz się mi zaufać, bo dawałem ci wiele powodów, żebyś mi nie ufała, ale proszę daj mi tylko jedną jedyną szansę. - nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zbyt zszokowana jego słowami. - Spokojnie, mogę dać ci jeszcze czas. Jutro muszę wyjechać z Bobby'm, więc nie będzie mnie przez ten tydzień. - intensywnie myślałam co wybrać. Z jednej strony wiem co do niego czuję i wiem, że to jest dość silne uczucie, ale z drugiej strony towarzyszy mi strach. Ku mojemu zdziwieniu Harry wstał z miejsca, pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę swojego samochodu. Nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć. Patrzyłam tylko jak on odchodzi. 
*Oczami Rose*
Skończyliśmy rozmowę z Niall'em o wczorajszej imprezie, kiedy do mieszkania weszła Vicki.
-Gdzie Harry wyjeżdża? - zapytała Irlandczyka.
-Do Brukseli na tydzień, mówił ci? - zaciekawiło mnie czy on też wyjeżdża.
-Tak. - poszła do łazienki. Zdziwiło mnie to, że w ogóle z nim rozmawiała.
-Ty też wyjeżdżasz? - zapytałam odwracając wzrok od drzwi łazienki.
-Nie. - uśmiechnął się uroczo, a ja to odwzajemniłam. - Ale muszę się już zbierać, umówiłem się z Liam'em. - odprowadziłam go do drzwi. Pocałował mnie krótko i wyszedł. Zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu. Usiadłam na sofie opierając łokcie o kolana. Czekałam na Victorię. W końcu wyszła.
-Chodź tutaj. - powiedziałam. Odwróciła się na pięcie i powędrowała do mnie, siadając na fotelu naprzeciwko mnie. - Co się dzieje? - zapytałam dokładnie ilustrując każdy jej ruch.
-Co by się miało dziać? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Zmieniłaś się od wyjazdu do babci. - spuściła głowę nic nie mówiąc.
-Zostawmy ten temat na kiedy indziej... - powiedziała po chwili.
-Nie. Ja chcę wiedzieć teraz. - odpowiedziałam stanowczo. Victoria nigdy taka nie była. Nie dość, że od przyjazdu jest smutna, przygnębiona i blada, to do tego schudła, co mi się nie podoba.
-Powiem ci, ale kiedy indziej, ok? - zaproponowała. W odpowiedzi pokiwałam przecząco głową. Wywróciła oczami i wyszła z pomieszczenia. Wybiegłam za nią i chwyciłam ją za nadgarstek w swoją stronę. Syknęła z bólu i wyrwała dłoń z mojego uścisku. Oddaliła się i chwyciła za rękę. Podeszłam do niej i ponownie chwyciłam jej nadgarstek, tylko lżej. Odsunęłam rękaw i zobaczyłam na jej ręce pełno blizn po żyletce. Oglądnęłam dokładnie każdą bliznę, również te, które zrobiła będąc przed chwilą w łazience. Sprawdziłam drugą rękę, czyli lewą. Na niej było jeszcze więcej blizn. Popatrzyłam jej głęboko w oczy.
-I ty mówisz, że nic się nie stało? - zapytałam, lecz nie oczekiwałam jak na razie odpowiedzi. Chwyciłam ją za przedramię i poprowadziłam do łazienki. Otworzyłam apteczkę i wyciągnęłam gazik, wodę utlenioną i bandaż. Opatrzyłam jej nadgarstki i zawinęłam w kawałek przygotowanego materiału. - Nigdy więcej... - dodałam na sam koniec.
-Nie wiem czy dam radę... - powiedziała, a po jej policzkach zaczęło spływać kilka łez, które szybko otarła. Poszłyśmy do jej sypialni i usiadłyśmy na łóżku.
-Dlaczego byś miała nie dać? - zapytałam.
-To wszystko jest takie trudne... Harry... Kocham go, ale się boję. Rozmawiałam dzisiaj z nim.
-O czym?
-O tym co do siebie czujemy. Poprosił mnie o jeszcze jedną szansę i dał mi czas dopóki nie wróci... - objęłam ją ramieniem i pocierałam lekko dłonią o jej plecy, by ją pocieszyć.
-Ale to nie jest powodem do tego byś się cięła i nic nie jadła. Co się stało, powiedz proszę... - mówiłam wręcz błagalnie. Martwię się o nią. Spuściła głowę i zaczęła cicho płakać. Wstała z łózka i podeszła do biurka. Wyciągnęła z niego swój zeszyt. Taki coś w stylu pamiętnik, lecz nigdy tak o nim nie mówiła. Tam było wszystko. Jej zapiski, odczucia, emocje. Wyciągnęła ze środka kopertę, otworzoną już wcześniej. Wróciła do mnie i podała kopertę wraz z zawartością. Spojrzałam na nią podejrzliwie, ponieważ nie wiedziałam czego mogę się tam spodziewać. Swoją twarz ukryła w dłoniach i na dobre zaczęła płakać. Uchyliłam bardziej papierowe opakowanie i wyciągnęłam kartkę złożoną w pół. Co najdziwniejsze było w tym wszystkim to to, że list, bo na to wygląda, nie był zaadresowany. Wyprostowałam kartkę i zaczęłam czytać.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz