wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 53

*Rano*
Obudziłam się wyczerpana wczorajszym dniem. Pierwsze co zrobiłam po przetarciu oczu, było sprawdzenie godziny. Jest 8:30. Zwlekłam się z mojego ciepłego łóżka. Było mi bardzo zimno, więc wzięłam z mojej komody parę ciepłych,
wełnianych skarpetek aż za kolana, a z garderoby workowatą bluzę. Na polu świeciło słońce, a termometr wskazywał 15°C. Jak na końcówkę zimy było bardzo ciepło. W salonie był bałagan. Zabrałam się za sprzątanie. Po skończonym zbieraniu butelek i puszek, trochę się rozgrzałam, więc zdjęłam bluzę. Pomimo tego, że nie czułam głodu, postanowiłam zrobić naleśniki. Przygotowałam ciasto i jako "bonus" dodałam do niego jabłko. Pieczenie placków coraz bardziej przyprawiało mnie o bóle brzucha i mdłości. Od dawna nie jadłam nic pożywniejszego od kromki chleba, więc zmusiłam się do zjedzenia przynajmniej jednego naleśnika. Niestety mój żołądek nie wytrzymał i ponownie musiałam zwrócić cały posiłek. Wszystkie placuszki, które zostały, przełożyłam na dwa talerze. Pomyślałam, że nie będę ich wyrzucać, tylko podzielę się z Niall'em i Rose. Wzięłam talerze na tackę. Uchyliłam delikatnie drzwi od pokoju mojej przyjaciółki, sprawdzając czy aby na pewno mogę wejść. Spali spokojnie, lekko oddaleni od siebie. Odłożyłam tackę ze śniadaniem i po cichu, tak aby ich nie zbudzić, powędrowałam do łóżka. Dzięki temu, że pomiędzy ich ciałami był odstęp, mogłam się koło nich położyć. Wiedziałam, że zaraz mi się zacznie nudzić, bo totalnie nie mam pomysłu na spędzenie tego dnia. Pomyślałam, że Rose starczy tego spania i postanowiłam ją obudzić. Przytuliłam się do niej od tyłu, wzięłam do ręki kosmyk moich włosów i zaczęłam ją gilgotać po policzku. Widziałam, że się uśmiecha. Kontynuowałam swoją czynność, a Rose zaczynało to powoli denerwować.
-Niall przestań. - powiedziała przez sen. Nie mogłam powstrzymać swojego cichego chichotu, gdy ciągle ją łaskotałam. - Niall mówiłam ci żeb... - nie skończyła swojej wypowiedzi, ponieważ odwróciła się i zobaczyła mnie. - Co ty tutaj robisz? - uśmiechnęła się i usiadła w pozycji siedzącej.
-Nudziło mi się, więc posprzątałam potem zrobiłam śniadanie, a jak skończyły mi się już zajęcia, przyszłam tu.
-Leżałaś tu z nami? - zapytała lekko zdziwiona, lecz wciąż uśmiechnięta.
-Tak i dziwię ci się, jak ty z nim wytrzymujesz. Strasznie chrapie. Jestem tutaj od jakiś piętnastu minut i nie słyszę własnych myśli. - Rose zaśmiała się, a ja po chwili dołączyłam do niej. Tym samym obudziłyśmy Niall'a.
-Hej Rose. Cześć Vicki? - przywitał się z nami. - Co ty tutaj robisz? - podniósł się do pozycji siedzącej i popatrzył na mnie. Czułam się jak mała dziewczynka z rodzicami. Na samą myśl o rodzicach chce mi się płakać. A to wszystko po tym jak ci ludzie, których nazywałam rodzicami, się zmieniło.
-Przyniosłam wam śniadanie. - wymusiłam uśmiech i podniosłam się, tak jak oni, do pozycji siedzącej.
-Miło z twojej strony. - wstał z łóżka i wrócił z tacką naleśników.
-To ja was zostawiam, życzę smacznego. - pocałowałam ich w policzki i wstałam z łóżka.
-Ty sobie tak nie pozwalaj. To mój chłopak! - rzuciła we mnie poduszką, a ja się zaśmiałam i wyszłam z pomieszczenia. Poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam, że napiszę do Harry'ego. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam pisać.



Była 10:50, więc zaczęłam się zbierać. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, następnie rozpuściłam. Ubrałam biały, rozciągnięty sweter, jasne jeansy i czarne buty, za kostkę, na płaskiej podeszwie. Powiadomiłam o wyjściu Rose. Na miejscu byłam trochę przed czasem. Rozsiadłam się na ławeczce i rozkoszowałam słońcem.
W porównaniu do mojego porannego zimna, teraz owładnęło mną przyjemne ciepło. Obok mnie usiadł mały chłopiec. Miał może sześć lat. Nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Patrzył na moje odsłonięte nadgarstki, aż w końcu coś powiedział.
-Jesteś aniołem. - to co powiedział, było dziwne. Bardzo.
-Co? - chciałam wiedzieć co takiemu dzieciakowi strzeliło do głowy.
-Mama mówiła mi, że ci którzy mają skaleczone nadgarstki, to anioły.
-Nie jestem aniołem. - cały czas zaprzeczałam.
-Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi. Ten świat ich niszczy, więc próbują znowu wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych i ten własny. - byłam pod wrażeniem jego słów. Można by powiedzieć, że zwariował, ale ja tak nawet o nim nie pomyślałam.
-Wiesz, twoja mama jest bardzo mądra.
-Dziękuję. Też jest aniołem, ale wróciła już do domu. - oniemiałam. Maluch tyle wiedział już o życiu. Wiem, że musiało być mu ciężko w tych momentach życia. Przyglądał mi się, dokładnie skanując moją twarz. Po chwili tak po prostu wstał i poszedł z powrotem na plac zabaw. Widziałam, że mi się przygląda, ja jemu zresztą też.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz