Przebudziłem się i od razu ujrzałem wtuloną we mnie Rose. Najlepszy poranek w moim życiu. Na razie, z nią będzie ich więcej. Spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu, by dowiedzieć się która godzina. 8:30, muszę iść do pracy... Czy zawsze coś musi zepsuć takie piękne chwile? Delikatnie zsunąłem z mojego torsu Rosalie i podniosłem na łokciach. Pocałowałem mojego skarba ostatni raz i wstałem. Podniosłem ubrania i włożyłem je na siebie. Po cichu wyszedłem z sypialni, a potem z mieszkania.
*Oczami Harry'ego*
Z mojej "imprezy urodzinowej" szybko się zwinąłem. Jakoś nie koniecznie chciało mi się kolejny raz pić z chłopakami. Oni się świetnie bawili, a ja wyspałem w swoim łóżku. Teraz jestem w windzie, w biurowcu ojca Niall'a, mojego ojczyma, Bobby'ego. Wyjechałem na odpowiednie piętro i korytarzem skierowałem się do gabinetu, który dzielę z Niall'em. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem tam mego przyjaciela.
-Cześć. - przywitałem się.
-Hej. Jak tam urodzinki? - zapytał.
-Wpadłem do chłopaków, by spędzić z nimi czas, aż przyszli jeszcze Dale, Joe, Trevor i Clyde. Było trochę drętwo, więc wróciłem do domu. A jak twoje randka z Rose? - zapytałem znacząco się uśmiechając.
-Dobrze. - wrócił do swojej poprzedniej pracy.
-Będę wujkiem! - powiedziałem uradowany.
-Nie rozpędzaj się tak, bo do niczego nie doszło. - uśmiechnął się. Ach, no tak. Zapomniałem, że dopiero po ślubie. Trochę na to poczeka.
-Po ślubie? - nie dałbym rady. To trudne, gdy jest tyle dziewczyn, no chyba, że trafi się na tą "jedyną".
-Z Rose? Nie. - zatkało. Ale coś mi się wydaje, że Rose to będzie ostatnia kobieta w jego życiu.
*Oczami Rose*
Obudziłam się sama w łóżku. No tak, Nialler musiał iść do pracy. Wstałam i w piżamie poszłam do kuchni. Zrobiłam lekkie śniadanie i udałam się przed telewizor. Oglądałam jakiś nudny serial. Przerwał mi telefon. Pobiegłam do sypialni, bo tam go zostawiłam, przekopałam całe łóżko w poszukiwaniu mojego telefonu. Gdy znalazłam, odebrałam. Mój szef...
-Dzień dobry, panno Collins. - powitał mnie oschle.
-Dzień dobry, szefie. - odpowiedziałam niepewnie.
-Pani to już chyba wyzdrowiała, jeżeli mnie oczy nie mylą. - na chwilę zamarłam. Wiedziałam, że jeżeli tam zjemy, to się to nie skończy dobrze.
-Znaczy, bo to jest tak...
-Mnie nie obchodzi jak. Powinna pani być w pracy, a nie szlajać się po restauracjach z chłopakiem! - zrobiło mi się głupio. Miał rację, no ale nie moja wina, że wyszłam z tego cało, a Liam wystawił mi aż tak długie zwolnienie... - W każdym bądź razie. Jest pani zwolniona. - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale się rozłączył. Bezradnie opadłam na łóżko, nie wiedząc co zrobić. Zostałam bez pracy... Próbowałam się dodzwonić do Victorii, ale nie odbiera. Postanowiłam, że wyślę jej sms'a.
-Cześć. - przywitałem się.
-Hej. Jak tam urodzinki? - zapytał.
-Wpadłem do chłopaków, by spędzić z nimi czas, aż przyszli jeszcze Dale, Joe, Trevor i Clyde. Było trochę drętwo, więc wróciłem do domu. A jak twoje randka z Rose? - zapytałem znacząco się uśmiechając.
-Dobrze. - wrócił do swojej poprzedniej pracy.
-Będę wujkiem! - powiedziałem uradowany.
-Nie rozpędzaj się tak, bo do niczego nie doszło. - uśmiechnął się. Ach, no tak. Zapomniałem, że dopiero po ślubie. Trochę na to poczeka.
-Po ślubie? - nie dałbym rady. To trudne, gdy jest tyle dziewczyn, no chyba, że trafi się na tą "jedyną".
-Z Rose? Nie. - zatkało. Ale coś mi się wydaje, że Rose to będzie ostatnia kobieta w jego życiu.
*Oczami Rose*
Obudziłam się sama w łóżku. No tak, Nialler musiał iść do pracy. Wstałam i w piżamie poszłam do kuchni. Zrobiłam lekkie śniadanie i udałam się przed telewizor. Oglądałam jakiś nudny serial. Przerwał mi telefon. Pobiegłam do sypialni, bo tam go zostawiłam, przekopałam całe łóżko w poszukiwaniu mojego telefonu. Gdy znalazłam, odebrałam. Mój szef...
-Dzień dobry, panno Collins. - powitał mnie oschle.
-Dzień dobry, szefie. - odpowiedziałam niepewnie.
-Pani to już chyba wyzdrowiała, jeżeli mnie oczy nie mylą. - na chwilę zamarłam. Wiedziałam, że jeżeli tam zjemy, to się to nie skończy dobrze.
-Znaczy, bo to jest tak...
-Mnie nie obchodzi jak. Powinna pani być w pracy, a nie szlajać się po restauracjach z chłopakiem! - zrobiło mi się głupio. Miał rację, no ale nie moja wina, że wyszłam z tego cało, a Liam wystawił mi aż tak długie zwolnienie... - W każdym bądź razie. Jest pani zwolniona. - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale się rozłączył. Bezradnie opadłam na łóżko, nie wiedząc co zrobić. Zostałam bez pracy... Próbowałam się dodzwonić do Victorii, ale nie odbiera. Postanowiłam, że wyślę jej sms'a.
"Zwolnili mnie z Nando's..."
*Oczami Niall'a*
Siedziałem nad różnymi papierami, co chwilę wygłupiając się z Hazzą. Zawsze tak mijają nam dni w pracy. Drzwi do naszego gabinetu uchyliły się, a zza nich nasza sekretarka Veronica.
-Panie Horan, ktoś do pana. - powiedziała i wpuściła... Rose?
-Hej, co ty tu robisz? - przywitałem moją dziewczynę.
-Zwolnili mnie... - powiedziała ledwo słyszalnie.
-Co? Dlaczego?
-Szef do mnie zadzwonił z wyrzutami, że powinnam być chora, a tak naprawdę chodzę sobie z chłopakiem po mieście... - przytuliłem ją mocno.
-Kutas. Po co się wpieprza w twoje życie, skoro masz chorobowe? - wtrącił się Harry. Oboje popatrzyliśmy się na niego jak na idiotę.
-Skoro mam chorobowe, to powinnam być chora, nie sądzisz? - odpowiedziała. - Co ja teraz zrobię? Nie mam jeszcze ukończonych żadnych studiów... - oparła głowę o mój obojczyk.
-Mówiłem ci, że ze mną nie musisz pracować. - pocierałem jej plecy, by ją pocieszyć.
-Ale ja nie mogę żyć na twoim utrzymaniu...
-Możesz. Kobieta nie powinna pracować.
-Twierdzisz, że się już do niczego nie nadaję?
-Nie. Po prostu jest taki stereotyp, który mówi, że facet pracuje i zarabia, a kobieta sobie siedzi w domu. - uśmiechnąłem się.
-No właśnie, stereotyp... Ja tak nie umiem. Muszę coś robić! - teraz nie wiedziałem co zrobić, bo bez studiów w Londynie, trochę ciężko będzie znaleźć coś lepszego.
-Ale może znajdzie się coś u nas? - zaproponował Harry. Jednak czasami się do czegoś przydaje. Mój tata na pewno coś dla niej znajdzie, zwłaszcza, że to jego przyszła synowa, a rodzinny interes się liczy.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz