środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 11

Był od Louisa.

"Jeśli kotek jest taki jak Victoria, to ja współczuję Harry'emu."

Zaczęłam się na głos śmiać, a starsze pokolenie się na mnie popatrzyło, jak na idiotkę. Rose zaczęła odpisywać:

 "Haha, to współczuj, bo czasami jest jeszcze gorsza."

Uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Rodzice wciąż się na nas patrzyli jak na idiotki, ale w sumie nowość to nie była... Po chwili dostała sms'a zwrotnego:

"Mrr... Będzie gorąco. Aż pójdę zaraz do Elenour."

Odpisała mu:

"To pozdrów ją"

Chyba na prawdę poszedł, bo Rose już nic nie pisała. Po paru minutach oglądania jakiegoś serialu, wstałam z kanapy i poszłam w kierunku kuchni. Po pewnym czasie moja przyjaciółka dołączyła do mnie.
-Po co tu przyszłaś? - zapytała się mnie.
-No wiesz jutro Wigilia, a my nie mamy niczego zrobionego.
-Myślałam że będziemy robić to później.
-I myślisz że byśmy się wyrobiły? Nie sądzę.
-Ok, to od czego zaczynamy? - powiedziałam jej co ma robić, a ja zabrałam się za robienie ciasta.
Byłyśmy w kuchni chyba już ponad godzinę, a żadna z naszych mam nie przyszła. Przynajmniej miałyśmy spokój.
Około 21:00 skończyłyśmy wszystkie potrawy. Mam nadzieję, że nikt się tym nie zatruje. Byłyśmy bardzo zmęczone, więc tylko posprzątałyśmy w kuchni poszłyśmy spać. Nasi rodzice nam nie pomagali, bo przez cały czas, kiedy my się męczyłyśmy, oni sobie słodko spali. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i poszłam spać. Rose dołączyła do mnie trochę później.
*Rano, Oczami Rose*
-Dajcie nam jeszcze 5 minut. - powiedziałam bardzo zaspana, gdy moja mama próbowała nas obudzić.
-Rose, masz natychmiast wstać, bo jak nie to już nigdy nie dostaniesz od mnie i ojca, ani grosza. - po słowach mojej mamy, wstałam z łóżka. Niby słaby szantaż, ale wolałam jej nie denerwować.
-Dobra, dobra budzę już Victorię. A tak w ogóle to która godzina?
-Jest 12:00, a wy dalej śpicie.
-Mamo, wczoraj musiałyśmy wszystko przygotować, jesteśmy zmęczone.
-Ok. Ogarnijcie się i przyjdźcie do salonu.
-Dobrze, jak tylko dobudzę Victorie, zaraz tak przyjdziemy.
- moja mama wyszła z pokoju, a ja rzuciłam się na moją przyjaciółkę i zaczęłam bić ją poduszką.
-Co ty debilu robisz? - zapytała zdenerwowana.
-Wstawaj! Jest 12:00. - powiedziałam i zeszłam z niej. Poszłam do garderoby i wzięłam luźne dresy, ponieważ i tak będę musiała się przebrać. Victorii nawet nie chciało się przebierać, więc poszłyśmy od razu do salonu. Tam jak zwykle siedzieli nasi rodzice.
-Jest Wigilia, a wy śpicie do 12:00?! - zapytał tata Victorii.
-Nie, tak jakoś wyszło... - odpowiedziałam.
-Yhym... - mruknął mój ojciec.
-Rose, Victoria! Chodźcie nam pomóc! - usłyszałyśmy krzyk mojej mamy dobiegający z kuchni. Leniwie ruszyłyśmy się z kanapy i po chwili znalazłyśmy się w kuchni. Nasze mamy nawet za bardzo nie potrzebowały pomocy, no ale cóż... Zaczęłyśmy robić drugie ciasto. Tak jakby nas trochę poniosło, bo zaczęłyśmy rzucać w siebie mąką, kakaem i wszystkim co sypkie.
*Oczami Victorii*
Bitwa trwała w najlepsze, gdy do akcji wkroczyły nasze mamy.
-Co wy tu... - Anna nie dokończyła, ponieważ dostała od Rosalie jajkiem. Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
-Przepraszam - Rose podbiegła szybko do swojej matki z jakąś chusteczką w ręce.

1 komentarz: