*Oczami Victorii*
Jak zwykle nasze wstawanie na pierwszą zmianę,
szło nam opornie. W Nando's jak zwykle była masa ludzi. Miałyśmy ciężki dzień w
pracy, mam nadzieję, że ten tydzień minie nam szybko. W sumie to też nie ma się
z czego cieszyć, ponieważ dzień przed świętami przyjeżdżają nasi rodzice, więc
znowu będziemy skazane na wysłuchiwanie jakie my to jesteśmy bałaganiary, i że
mamy pusto w lodówce, a święta idą...
*3 godziny później*
Matko! Obsłużyłam chyba ze sto, jak nie więcej
ludzi. Szczerze mam już dość tej pracy, ale trzeba przyznać, że pensja jest
świetna.
Reszta dnia minęła nam na sprzątaniu mieszkania
przed przyjazdem rodziców. Byłyśmy padnięte, oglądałyśmy wieczorem jeszcze
jakiś horror, ale był taki kiepski, że bardziej się z niego śmiałyśmy. Zasnęłyśmy
na kanapie, rano ledwo co zdążyłyśmy, bo telefon Rose nie zadzwonił.
Praca z dnia na dzień mijała coraz szybciej, a
ludzi było strasznie mało. Nie ma co się dziwić, bo zaraz święta.
*Piątek*
Szybko wstałyśmy i się ogarnęłyśmy. Kolejny
dzień pracy... Na szczęście nie było ludzi w Nando's, ponieważ był piątek, a we
wtorek jest wigilia. Za 15 minut skończy się nasza zmiana.
-Kochani! Dostajecie dzisiaj premię świąteczną!
- oznajmił nam szef, po czym wręczył koperty. Cieszyłyśmy się bardzo. Udałyśmy
się do szatni, by się przebrać i potem poszłyśmy w kierunku samochodu.
-Victoria, nie jedź do domu, tylko do galerii.
Muszę coś kupić. - oznajmiła Rose.
-Chyba wiem w jakiej sprawie. Mam podobną. -
uśmiechnęłam się i zobaczyłam, że moja przyjaciółka również.
*W galerii*
Szukałyśmy prezentów dla chłopaków. Kompletnie
nie wiedziałyśmy czego, ponieważ za dobrze ich nie znałyśmy. Po co najmniej
trzech godzinach chodzenia po różnych sklepach Rose wybrała:
Jak zwykle nie obyło się bez kupowania sobie jakiś rzeczy.
Wróciłyśmy po 21:00 do domu i od razu padłyśmy
na łóżko. Musimy jeszcze posprzątać pokój Rose na przyjazd rodziców, ponieważ
na co dzień śpimy na ogromnym łóżku w moim pokoju.
Pokój Victorii:
Pokój Rose:
*Oczami Rose*
Ogarnięcie mojego pokoju
i doprowadzenie go do stanu używalności zajęło tyle czasu, że skończyłyśmy
około 4:00 nad ranem. Padłyśmy na łóżko i zasnęłyśmy, nawet się nie
przebierając. O 9:00 obudził nas mój telefon.
-Co się stało? -
wymamrotałam zaspana. - MAMA?! KURWA! - krzyknęłam i o mało nie spadłam z
łóżka. - Halo? - odezwałam się niepewnie.
-Gdzie wy jesteście?! -
zapytała moja mama.
-Stoimy w korku,
będziemy za jakieś 15 minut. - odpowiedziałam idąc do garderoby.
Victoria, jak nigdy się jej to nie udawało, wstała i ogarnęła się szybciej, niż
wtedy kiedy szłyśmy na dyskotekę z chłopakami. Właśnie, chłopakami. Dawno ich
nie widziałyśmy, ale teraz to jest mało ważne. Jak najszybciej wsiadłyśmy do
samochodu i pędziłyśmy ulicami Londynu. Po 10 minutach byłyśmy na miejscu, a
nasi rodzice już tam czekali. Nawet nie zdążyłyśmy się przywitać, bo już
zaczęła się kłótnia.
-Gdzie wy się do cholery
podziewałyście?! Miałyście tu być 40 minut temu! - wykrzyczała mama Victorii,
pani Madeline.
-Mamo, stałyśmy w
ogromnym korku. Przecież to Londyn! - powiedziała zakłopotana Victoria.
-To mogłyście wcześniej
wyjechać... - wtrącił mój tata.
-Ale skąd miałyśmy
wiedzieć? Zresztą, nie ważne. Pakujcie się do auta. - powiedziałam. Już nic się
nie odezwali, tylko wzięli swoje torby i wpakowali je do naszego BMW. Przez
całą drogę wypytywali nas o różne rzeczy. Jak to rodzice...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz