czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 92

-Budź się! - krzyknęła Vicki, szturchając mnie od jakiś pięciu minut. Mruknęłam niezadowolona wczesną pobudką i obróciłam się na drugi bok. - Serio, chcesz zaprzepaścić ten dzień? - zapytała zażenowana.
-Nie, ale daj mi jeszcze chwilę... - ziewnęłam.
-Nie. Masz wstać, ale natychmiast! O 9:00 mamy być u krawcowej, będziesz wybierała swoją wymarzoną suknię na ślub ze swoim księciem z bajki. - wstała i odkryła mnie. Poczułam jak, po moim ciele i odkrytych nogach, przelatuje zimne powietrze z uchylonego okna. Nic dziwnego, jest styczeń. Podniosłam się i znalazłam mój szlafrok, w który się owinęłam.
-Zadowolona? - burknęłam rozzłoszczona.
-Bardzo. Ogarnij się i przyjdź na śniadanie. - powiedziała i wyszła. Znalazłam sobie zimowy zestaw, w którym nie powinnam zmarznąć i załatwiłam poranną toaletę. Przyszłam do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki.
-Jadłaś? - zapytałam blondynkę, biorąc pierwszy kęs mojego posiłku.
-Tak, również kanapki. - odpowiedziała i zatraciła się w swoim telefonie. Chwilę potem skończyłam jeść śniadanie.
-Możemy już iść. - oznajmiłam przyjaciółce. Ubrałyśmy ciepłe płaszcze i szaliki, po czym wyszłyśmy z mieszkania. Windą zjechałyśmy na parking podziemny i wsiadłyśmy do naszego samochodu. Ja prowadziłam, więc Victoria jak zawsze musiała się nudzić i robiła wszystko by się trochę rozerwać. Największą frajdę sprawiało jej denerwowanie mnie. Przez ostatnie parę lat zdążyłam się przyzwyczaić do tego, lecz teraz, kiedy za trzy tygodnie mam wziąć ślub i stresuje mnie wszystko i wszyscy, nie mam ochoty na wygłupy mojej przyjaciółki. Robiłam wszystko co możliwe, by się dostać na wyznaczone miejsce jak najszybciej, ale zatłoczony Londyn mi na to nie pozwolił. Gdy w końcu udało nam się tam dotrzeć, weszłyśmy w lepszych humorach do sklepu z sukniami ślubnymi. Podeszłyśmy do kasy i się przywitałyśmy.
-Witam, w czym mogę pomóc? - przyjaźnie zapytała ekspedientka.
-Poszukuję sukni ślubnej dla siebie. - powiedziałam.
-Ma pani wybrany konkretny fason?
-Princessa.
-W takim razie, proszę za mną. - pomaszerowałyśmy z trochę starszą od nas panią, w głąb salonu. Pokazała nam cztery różne suknie, które przymierzałam, każdą po kolei.
-Jest idealna... - westchnęłam zadowolona, przymierzając ostatnią propozycję.
-Obróć się. - poprosiła Vicki. Zrobiłam to, o co prosiła. - To jest twoja wymarzona suknia ślubna? - zapytała, a ja niepewnie skinęłam głową, nie wiedząc co ma na myśli. - Dobry wybór. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i puściła oczko. Odetchnęłam z ulgą i ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze. Ściągnęłam ją z siebie i założyłam wcześniejsze ubrania.
-Wybrała pani którąś? - zapytała ta sama ekspedientka.
-Tak, tą. - wskazałam na Vicki, ponieważ właśnie oglądała ją z bliska. Zabrała ją od blondynki i poszła gdzieś na zaplecze, a po chwili przyniosła papiery, które musiałam podpisać. Odbiorę moją sukienkę za dwa tygodnie. Przy kasie zapłaciłam za nią i wróciłyśmy do samochodu. Kolejnym
celem było centrum handlowe. Muszę znaleźć odpowiednie buty. Galeria była trzy minuty stąd, więc szybko się tam znalazłyśmy. Weszłyśmy do sklepu z obuwiem ślubnym i aż błysło się nam przed oczami. Wszędzie były diamenciki, koraliki, cekiny i ogółem wszystko co rzuca się w oczy. Po dłuższych poszukiwaniach znalazłam zwykłe, białe szpilki. Takie jakie chciałam. Kupiłam je i wyszłyśmy przed sklep.
-Kupujesz coś na wieczór panieński?
-Nie muszę, mam już sukienkę w domu. - odpowiedziałam Vicki i zmierzyłyśmy do auta, a potem do domu.
*Oczami Niall'a*
-Tak się marnujesz, stary. - westchnął Louis. Popatrzyłem na niego zmieszany. - Żartuję. - wystawił mi język. Prychnąłem śmiechem i wróciłem do przeglądania ofert podróży poślubnej. Nie potrafię wybrać. Nie wiem, o czym marzy, a przynajmniej co mogłoby jej przypaść do gustu. Widziałem chyba kilkadziesiąt ofert, bez żadnego skutku, więc postanowiłem zadzwonić do Victorii, ona zapewne będzie wiedziała. Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni i odszukałem w kontaktach dziewczynę mojego brata.
-Halo? - usłyszałem po chwili.
-Cześć Vicki. To ja, Niall.
-Och, hej. Coś się stało?
-Wiesz może, gdzie Rose chciałaby spędzić podróż poślubną? - zapytałem drapiąc się po głowie. Skoro nie wiem tego, to co ja wiem o niej?
-Myślę, że to dla niej nie ma znaczenia. Po prostu chce spędzić ten czas z tobą. - wytłumaczyła.
-Tak, ale na pewno jest miejsce, gdzie zawsze chciała pojechać.
-Rio de Janeiro. - odpowiedziała po chwili zastanowień. - Powinno się jej spodobać, bo zawsze chciała odwiedzić to miasto.
-Ok, dzięki. Do zobaczenia.
-Cześć. - rozłączyliśmy się i od razu wyszukałem w internecie odpowiednią ofertę. Postanowiłem zadzwonić tam jutro, bo jest 23:30, więc wątpię, że ktoś odbierze. Zamknąłem laptopa i poprosiłem Harry'ego o powrót do domu. Pożegnaliśmy się z Louis'em, Eleanor oraz ich malutkim synkiem, Chris'em.
*Oczami Rose, 20 stycznia*
-Gotowa na wieczór panieński swojego życia?! - wykrzyknęła Perrie. Pokiwałam ochoczo głową i wszystkie zaczęłyśmy wiwatować. Jako cel, obrałyśmy najlepszy i najbardziej zatłoczony klub w mieście. Zanim najpierw znalazłyśmy się na parkiecie, poszłyśmy do baru i zamówiłyśmy szampana, a Victoria zamówiła wodę.
-Za przyszłą pannę młodą! - Dani wzniosła toast, a my razem z nią. Po tej czynności pobiegłyśmy na parkiet.
-Korzystaj, bo to twoja ostatnia, wolna noc. - szepnęła mi na ucho Pezz. Spojrzałam na nią z już nie takim szerokim uśmiechem. Wiem, że nic nie sugerowała, bo ona nigdy tego nie robi, ale zabrzmiało to dwuznacznie. Postanowiłam się tym dużej nie martwić, tylko wplątałam się w tłum ludzi i tańczyłam. Victoria poczuła się gorzej i zrezygnowała z naszych tańców, a chwilę potem opuściła klub. Świętowałyśmy z dziewczynami do 2:00 w nocy, ponieważ musiałam się jeszcze wyspać na jutrzejszy, wielki dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz