*Oczami Victorii, 2 września*
Dzisiaj pierwszy dzień na uniwersytecie. Razem z Rose uczymy się w tym samym budynku, lecz na innych kierunkach.
-Co masz najpierw? - zapytała mnie brunetka. Spojrzałam na mój plan lekcji.
-Wiedzę obywatelską. - westchnęłam. Nie wiem, co tam będziemy robić, ale nie zapowiada się ciekawie. - A ty?
-Podstawy zarządzania. - uśmiechnęła się. Akurat zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcję. Odnalazłam salę i usiadłam w trzecim rzędzie, pomiędzy jakimiś dziewczynami. Wyciągnęłam potrzebne książki i siedziałam cicho, aż do przyjścia nauczyciela. Parę minut później do pomieszczenia weszła starsza kobieta.
-Dzień dobry, moi drodzy. Nazywam się Elizabeth Brown i jestem waszym profesorem na kierunku żywienia człowieka. - cała klasa się przedstawiła na jej prośbę i zaczęła się lekcja. Poznaliśmy podstawy naszego kierunku i to co będziemy robić przez następne cztery lata. Wygląda w miarę ciekawie. Pani Brown również wydaje się miła i wyrozumiała. Po jej akcencie wykryłam, że tak jak ja, jest Amerykanką. Lekcja minęła szybko i w luźnej atmosferze. Wyszłam z klasy, wcześniej zabierając wszystkie swoje rzeczy. Na korytarzu spotkałam się z Rosalie. Nie wyglądała na zadowoloną.
-Hej, co jest? - zapytałam.
-Już nie lubię pana Scott'a... - warknęła i włożyła swój notes do torby.
-Dlaczego?
-Cały czas się na mnie gapił i walił podtekstami. - odpowiedziała zdenerwowana. Popatrzyłam zmieszana na nią i odszukałam salę, w której będę mieć kolejną lekcję.
***
Pięć minut do dzwonka. Kiedy mój upragniony dźwięk, na tą chwilę, rozległ się w naszych uszach, szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam przed salę, gdzie czekała na mnie moja przyjaciółka.
-Długo czekałaś? - pokręciła przecząco głową i wstała ze swojego miejsca.
-Idziemy? - zapytała, a ja cicho przytaknęłam uśmiechając się, z powodu zakończenia pierwszego dnia studiów. Wyszłyśmy przed szkołę, a tam czekali na nas chłopcy. Zaskoczył nas ich widok. Podeszłyśmy do nich. Powitałyśmy naszych partnerów.
-I jak pierwszy dzień w szkole? - zapytał Harry.
-Fajnie. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
-Tak sobie. - wzruszyła ramionami Rose. Niall zmierzył ją wzrokiem, próbując odgadnąć o co jej chodzi. Niestety ona jest trudna do odgadnięcia, kiedy nie ma humoru, a on o tym wie.
-Zabieramy was do lasu. - zaśmiał się Hazz. Popatrzyłam na niego rozbawiona. - Robimy ognisko z okazji rozpoczęcia waszych studiów. - uśmiechnęłyśmy się do nich.
-To odwieziemy tylko swoje rzeczy do domu i zostawimy samochód, ok? - zaproponowała Rose. Przytaknęliśmy i wsiedliśmy do swoich samochodów. Ja prowadziłam, a moja przyjaciółka siedziała obok, uważnie obserwując drogę przed nami.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. A jeśli nawet, to twój rycerz cię obroni. - zaśmiałam się. Ona również uśmiechnęła pod nosem. Chwilę potem dojechałyśmy i odłożyłyśmy nasze torby. Przebrałyśmy się w wygodniejsze ubrania i zeszłyśmy na dół. Wsiadłyśmy do auta Harry'ego. Wyjechał poza miasto i tak, jak obiecał, znaleźliśmy się w lesie. Na miejscu czekała na nas reszta przyjaciół. Przywitaliśmy się i dziewczyny usiadły, kiedy chłopcy poszli pozbierać drewno na opał. W naszym gronie znalazła się również Pezz i Zayn, lecz Charlotte, kuzynki Rosalie, nie było. Zdziwił mnie fakt, że Eleanor jest z nami, bo jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Chłopcy przynieśli drewno i rozpalili ogień. Danielle rozdzieliła pomiędzy wszystkich kiełbaski na patykach. Podczas pieczenia, dużo
rozmawialiśmy, śmialiśmy i wygłupialiśmy się. Wszyscy oprócz Niall'a, El i Perrie, pili piwo. W większości, temat zatrzymywał się na naszych studiach. Wypytywali się o wszystko. Nauczyciele, lekcje, szkoła, inni uczniowie. Ja odpowiadałam, Rose tylko czasem, dalej jest zmieszana sytuacją z pierwszej lekcji. Po pewnym czasie, wszyscy się rozkręciliśmy i bawiliśmy się świetnie. Graliśmy raz w butelkę, dopóki gdzieś nie zniknęła. Około dziesiątej zaczęliśmy się zbierać. Ja, Rose, Niall i Harry wsiedliśmy do jednego samochodu, reszta się jakoś podzieliła. Do domu wracaliśmy w ciszy. Irlandczyk został kierowcą, jego dziewczyna siedziała obok, a ja siedziałam z moich chłopakiem na tyłach. Zasnął na moim ramieniu i cicho pochrapywał, co było dla mnie śmieszne. Podjechaliśmy pod nasz blok. Siłowałam się z tym, by zrzucić loczka z mojego ramienia.
-Pojedziesz do mnie? - Niall skierował cicho pytanie do swojej narzeczonej, chwytając jej dłoń.
-Może kiedy indziej. - lekko się uśmiechnęła i wyszła z samochodu, wcześniej cmokając jego usta. Dołączyłam do niej chwilę później i weszłyśmy razem do klatki naszego bloku. Kiedy znalazłyśmy się w windzie, poczułam zmęczenie, a brunetka przytaknęła, również to odczuwając. Każda z nas wzięła szybki prysznic i rozeszłyśmy się do swoich pokoi.
Super dawaj następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDopiero jutro ;)
Usuń