-Ok. Czapki, szaliki, rękawiczki, kurtki,
spodnie, kombinezony, bluzy, koszulki, skarpetki, bielizna, coś jeszcze? -
zapytałam wertując wzrokiem pakunek.
-Łazienka. - poszłyśmy tam i zabrałyśmy
szczoteczki, szampony, kremy, ręczniki i takie tam potrzebne rzeczy. Wróciłyśmy
do pokoju i wpakowałyśmy wszystko do walizek. Tylko dwie, więc nie jest źle.
Zaniosłyśmy na korytarz.
-Jadę do chłopaków, jedziesz ze mną? - zapytała.
-Nie. - rozłożyłam się na kanapie i włączyłam
telewizję. Westchnęła i wszyła z mieszkania.
*Oczami Rose*
Stałam i czekałam pod drzwiami bloku chłopaków,
aż mi ktoś otworzy. W domofonie usłyszałam głos Horanka. Wpuścił mnie i już po
paru minutach wpadłam w jego objęcia.
-Stęskniłem się. - zrobił smutną minę.
-Widzieliśmy się kilka godzin temu. - zaśmiałam
się.
-No właśnie! Za długo! - uśmiechnął się jeszcze
szerzej i pocałował. Staliśmy tak chwilę i weszliśmy dalej, do salonu, gdzie
siedział Harry.
-Hej. - przywitał się.
-Cześć.
-Co z Vicki? - zapytał wręcz błagalnym tonem.
-No właśnie... Nie chce się z tobą spotkać... -
w jego oczach zawitała złość. - Ale jak wrócimy i przemyśli sobie parę spraw, na
pewno zechce z tobą porozmawiać.
-Wyjeżdżacie? - zapytał blondyn.
-Na ile? - zapytał nerwowo loczek.
-Cztery dni, do wtorku. - nic nie odpowiedział,
tylko zamknął się w swoim pokoju. Chciałam coś powiedzieć, ale Niall mnie
wyprzedził.
-Zostaw go. Ja z nim potem porozmawiam. -
przytaknęłam i siedziałam już cicho. - Kiedy wylatujecie? - przerwał ciszę.
-Jutro o 10:00 mamy samolot.
-Dlaczego dowiaduję się dopiero teraz i zapewne
ostatni? - założył ręce na klatce piersiowej, uważnie mi się przyglądając.
-Sama dowiedziałam się dwie godziny temu...
-A to przepraszam. - przytulił mnie. - Pomyśl
sobie, co będzie, skoro nie mogę wytrzymać bez ciebie paru godzin.
-Będzie więcej tematów do rozmów. - pocieszałam
go.
-My zawsze mamy dużo tematów do rozmów. -
zaśmiał się. Trudno się z nim nie zgodzić. Parę minut spędziliśmy w swoich
objęciach, kiedy musiałam wracać do domu. Ubrałam buty i płaszcz.
-Będę tęsknić. - wtuliłam się w ramiona mojego
chłopaka.
-Ja również, ale to tylko cztery dni. Damy radę.
- uśmiechnął się i pocałował mnie długo i namiętnie. Gdy już się pożegnaliśmy,
wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
***
-Wróciłam! - wydarłam się od progu. Weszłam do
sypialni i zobaczyłam Victorię, która leży na łóżku wpatrując się w sufit. - Coś
się stało? - podniosła lekko głowę, którą po chwili opuściła z powrotem na
poduszkę. - Odpowiesz mi, czy się obraziłaś?
-Nic się nie stało, nie jestem na ciebie
obrażona. Coś jeszcze?
-To czemu leżysz w bezruchu patrząc się na nasz
uwalony sufit?
-Mam okres i nic mi się nie chce... - słysząc
jej odpowiedź, tylko wywróciłam oczami i poszłam zrobić kolację.
*Oczami Victorii*
Leżałam i myślałam o wyjeździe. Będzie fajnie. W
końcu spędzę ten czas z moimi przyjaciółkami.
Ale ładnie pachnie. Kolacja! Ucieszyłam się jak
głupia i wleciałam do kuchni z prędkością światła.
-Jednak możesz się ruszać. - zaśmiała się.
-Tak. Za ile będzie gotowe?
-Pięć minut. - usiadłam przy stole czekając na
posiłek.
-Ej! Minęło już pięć minut?! - krzyknęłam. Rose
odwróciła się na pięcie.
-Nie minęło nawet pół minuty... - zmrużyła oczy.
Zaśmiałyśmy się. Po długim wyczekiwaniu, bo aż trzy minuty, dostałam spaghetti.
Zabrałyśmy się do tego spokojnie, jak normalni ludzie, a jak zwykle skończyło
się na bitwie na klopsy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz