środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 71

Na lotnisku w Londynie, czekał na nas Louis. Przywitaliśmy się i wsiedliśmy do jego samochodu. Najpierw odwiózł mnie oraz Victorię, a potem Niall'a i Harry'ego. Weszłyśmy do mieszkania, które ostatni raz widziałyśmy tydzień temu. Rozpakowałyśmy walizki i opadłyśmy zmęczone na łóżko Vicki.
-I jak minął ci pobyt w Irlandii? - zapytałam.
-Świetnie, naprawdę fajnie spędzało się tam czas wraz z chłopakami. A tobie jak minęło?
-Również dobrze. Ciekawie tam było. Widać, że chłopcy są zadowoleni ze swojego kraju... - uśmiechnęłam się, chodź raczej ona tego nie widziała, bo było ciemno w pokoju. - Jak spędzaliście czas z Harry'm, będąc sam na sam? - zapytałam ledwo powstrzymując się od śmiechu. Pomimo tego, że byli oddaleni od nas kilka pokoi, i tak było ich słychać.
-Równie ciekawie. - odpowiedziała, a ja wiedziałam, że rumieniec oblał całą jej buzię jasnej karnacji.
-Opowiadaj. - poprosiłam. Kłóciła się ze mną i twierdziła, że nic z niej nie wyciągnę. Ostatecznie wyszło na moje i puściła z siebie parę, z każdym szczegółem.
-Cudownie, nieziemsko, idealnie. Po prostu niesamowicie. Z nim zawsze by tak było, ale nie spodziewałam się, że już to zrobimy. - mówiła to na jednym tchu. Widać, że go kocha i chciała właśnie z nim to zrobić. - A jak ty się czułaś po tym? - na samą myśl o moim pierwszym zbliżeniu z Niall'em, od razu szeroki uśmiech maluje mi się na twarzy. Każdy ruch, dotyk, pocałunek jest niezapomniany dla mnie.
-Delikatnie, ale to dobrze. Uroczo i tak jak mówiłaś, cudownie. Chodź myślę, że to jest nie do opisania...
-Jesteśmy już takie dorosłe. - oznajmiła Vicki. Gdy zrozumiałyśmy jej słowa, obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Chyba nie do końca się to zgadza. Rozmawiałyśmy o naszych przeżyciach, nie tylko łóżkowych, kilka następnych godzin. Około czwartej nad ranem, ktoś zapukał do naszych drzwi. Chciałam wstać i zobaczyć kto jest taki mądry, by o tej porze do nas przychodzić, lecz Victoria mnie wyprzedziła.
*Oczami Victorii*
Otworzyłam drzwi, a za nimi stała zasapana Suzie, której z oczu lały się łzy.
-Pomóż... - wyjąkała ciężko oddychając. Odsunęłam się z przejścia, pokazując tym samym by weszła do środka. Pokazałam jej kuchnię i tam się udałyśmy. Usiadła na krześle przy stole, a ja oparłam się o krawędź blatu kuchennego.
-Co się stało? - jej stan był zły. Pomijając sam fakt, że na jej ubraniach była krew, świeża...
-Zabiłam... - jęknęła cicho. - Zabiłam lekarza i dwie pielęgniarki. - to wyjaśnia czerwone plamy, ale nie zmienia faktu, że jest przerażające.
-Dlaczego? - przełknęłam głośno ślinę.
-Powiedzieli, że muszę wrócić do psychiatryka, by dalej leczyć depresję. - no nie dziwię się, że musi tam wrócić, przed chwilą zabiła trójkę ludzi...
-Skąd znasz mój adres? - do kuchni weszła zaspana Rose, lecz gdy zobaczyła niebieskowłosą dziewczynę, trochę się rozbudziła.
-Kim jesteś i co robisz w naszym mieszkaniu? - dostrzegła plamy krwi, a to raczej nie zrobiło na niej dobrego wrażenia.
-Suzie Wildfire, musiałam z kimś porozmawiać. - dalej zbierały się w jej oczach łzy, lecz spływały pojedynczo po bladej twarzy.
-Poznałam ją u psychologa... - szepnęłam brunetce na ucho. Popatrzyła na mnie badawczo oraz zilustrowała Suzie.
-Skąd znasz nasz adres? - Rosalie powtórzyła moje pytanie.
-Znalazłam w kartotekach, w recepcji psychiatryka. - spuściła głowę i tępo wpatrywała się w stół. - Pomóżcie mi... - poprosiła.
-W czym? - zapytałyśmy.
-Ukrywać mi się. Policja mnie szuka. - Nic nie odpowiedziałyśmy. Roza podeszła do niej i chwyciła za rękaw czarnego płaszcza. Pociągnęła ją za sobą wyrzucając z mieszkania. Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Nie spodziewałam się takiej reakcji.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Chcesz mieć problemy? - popatrzyłam na nią już trochę bardziej zrozumiale. - Tak sądziłam. - wyminęła mnie i wróciła do łóżka. Stałam w przedpokoju osłupiała, nie wiedząc co zrobić. Pomóc jej, czy może machnąć na to ręką. Pomoc może okazać się złym krokiem, bo tak jak mówiła,
mogę mieć przez to problemy. Zastanawiając się dalej nad sytuacją sprzed paru sekund, osunęłam się po ścinie. Suzie dalej się dobijała do drzwi, uderzając i kopiąc w nie. Z emocji popłynęły mi łzy. Była bezradna...
***
Od samego rana Rose chodzi nabuzowana, wszystko ją denerwuje. Po mnie wydarła się już nie raz tego dnia.
-Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - zapytała odkładając na stół swój telefon.
-Co ci miałam powiedzieć? Hej Rose, dziś u psychologa poznałam Suzie. Ma problemy z depresją, przez co trafiła już raz do psychiatryka?! - również podniosłam na nią głos. Mam tego dość. Nie moja wina, że takich ludzi mam na swojej pieprzonej drodze życia.
-Chociażby! - wywróciłam na nią oczami. - Dlaczego kontynuujesz z nią znajomość? Chcesz mieć problemy? Dobrze, że ma trafić do psychiatryka, bo z nią nie jest ok. - uspokoiła się trochę.
-Nie kontynuuję. Sama słyszałaś, że adres znalazła w kartotekach. Rozmawiam z nią tylko co na zajęciach, na które z resztą od miesiąc już nie chodzę... - wyszła z kuchni i poszła do salonu. Dołączyłam do niej, zgarnęłam pilota z ławy i włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości.

"Suzie Wildfire - zamordowała w psychiatryku lekarza oraz dwie pielęgniarki. Sprawa miała zdarzenie dzisiejszej nocy około drugiej. Osoby, które wiedzą coś na ten temat, niech dzwonią na infolinię naszej stacji."

-Zaraz zadzwonię. - powiedziała i chciała wstać z sofy, lecz ją przytrzymałam.
-Nie rób tego. - poprosiłam, wręcz błagałam.
-Niby czemu?
-Nie możesz... - jąkałam się z każdym słowem.
-Mogę i to zrobię. - odpowiedziała stanowczo. Poprawiłam nerwowo pozycję na wygodniejszą. Po moim ciele przechodził zimny dreszcz strachu.
-Nie... - zignorowała mnie. - Ja się boję tego, co będzie dalej. - zatrzymała się w miejscu i odwróciła na pięcie w moją stronę. Popatrzyła pytająco na moją osobę. Pokręciłam przecząco głową i szybko wyszłam z mieszkania.

2 komentarze:

  1. Hyhyhyhy Suzie <3 Ale żeby była mordercą? No tak. Charakter ma po mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. także tego, kryminał jest, akcja się rozkręca...lubię to! :D

    OdpowiedzUsuń