niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 60

Jeszcze nigdy się tak nie nudziłam. Rose już czwarty dzień z rzędu jest w pracy. Wstałam bardzo wcześnie, po 12:00 i leniwym krokiem poszłam do garderoby, a potem do łazienki. Zrobiłam z siebie człowieka i poszłam do salonu. Moim pierwszym zadaniem było pouchylanie wszystkich okien. Temperatura jest wysoka, patki śpiewają, a wszystko ruszyło się do życia.
***
-Pomóż mi! - krzyknęła od progu Rosalie. Zerwałam się z kanapy i szybkim krokiem poszłam do przedpokoju. Popatrzyłam na moją przyjaciółkę.
-Co się stało? - zapytałam, bo nie wyglądało na to, że potrzebuje pomocy.
-Randka z Nialler'em, ciuchy, włosy, makijaż! - powiedziała na jednym tchu idąc w stronę garderoby. Podążyłam za nią do pomieszczenia. Stanęła na środku pokoju rozglądając się za odpowiednim ubiorem.
-Ile mamy czasu?
-Przyjeżdża po mnie o 19:00, więc jakieś trzy i pół godziny. - podeszła do wieszaków i wszystkie wertowała.
-Kobieto, to mnóstwo czasu! - popatrzyła na mnie pytająco, po czym wróciła do swojej poprzedniej czynności. Podeszłam tam i jej pomogłam. Przymierzyła chyba całą garderobę, nim znalazłyśmy odpowiedni zestaw. Odłożyła ubrania na fotel i poszła wziąć prysznic. Po czterdziestu minutach wyszła już z wysuszonymi włosami. Włożyła na siebie dres, który jej wcześniej przygotowałam. Wzięłam lokówkę i zaczęłam kręcić jej delikatne loki. Po parunastu minutach miała gotowe wszystko, włącznie z makijażem. Musiała się tylko ubrać. Wciągnęła na siebie ubrania i stanęła przed lustrem. Pomogłam poprawić jej zagniecenia.
-I jak? - zapytała obracając się wokół własnej osi.
-Perfekcyjnie. - uśmiechnęłyśmy się do siebie. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. 18:40. Rzeczywiście trzy i pół godziny to mało czasu by się przygotować na taką okazję. Ostatnie poprawki i wszystko gotowe, Rose jest gotowa na randkę ze swoim chłopakiem.
*Oczami Rose*
Victoria pomogła mi się przygotować. Teraz zostało mi czekać na Niall'a. Punktualnie o 19:00 w naszych uszach rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i spojrzałam ostatni raz w lustro, a potem na Vicki. Pokiwała głową na znak, że wszystko jest ok. Uchyliłam drzwi i odsunęłam się. Do przedpokoju wszedł Niall. Ubrany był w czarny garnitur dopasowany do jego sylwetki. Wyglądał nieziemsko, jak również bardzo pociągająco. Podszedł do mnie i delikatnie musnął moje usta.
-Gotowa? - zapytał cicho. Pokiwałam twierdząco głową. Wziął mnie pod rękę i zaczął kierować w stronę wyjścia.
-Chwila, chwila! - zawołała Vicki, kiedy zamierzaliśmy wyjść. Odwróciliśmy się i popatrzyliśmy na blondynkę. - Ma wrócić przed północą. - pogroziła nam palcem. Popatrzyliśmy na siebie nawzajem i uśmiechnęliśmy do siebie.
-Nic nie obiecuję. - odpowiedział Niall.
-Uważaj bym nie zabroniła wam się spotykać... - fuknęła na niego, po czym wróciła do salonu. Wyszliśmy z mieszkania i zjechaliśmy windą na dół. Irlandczyk poprowadził nas do jego samochodu, otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść. Sam obiegł samochód i wsiadł do niego. Odpalił silnik i odjechał z pod mojego miejsca zamieszkania.
-Dokąd jedziemy? - zapytałam, ponieważ wkroczył w dzielnicę Londynu, której nigdy nie widziałam na oczy.
-Niespodzianka. - odpowiedział krótko. Nie było sensu dopytywać się go, bo i tak mi nie powie. Siedziałam cicho, aż do końca drogi. Zatrzymał się przed parkiem. Przynajmniej na to wyglądało. Ponownie obiegł samochód i otworzył drzwi. Chwycił moją dłoń i poprowadził w głąb tego parku. Szliśmy tak parę minut, kiedy naszym oczom ukazała się mała, drewniana altanka. Weszliśmy do środka. Było cudownie. Wszędzie były porozstawiane świeczki, na ziemi były porozrzucane płatki róż. Na środku stał stolik z dwoma kieliszkami, winem oraz talerzami z jedzeniem. Jednym słowem było magicznie.
*Oczami Victorii*
Siedziałam przykryta mięciutkim kocykiem, czytając kolejną książkę. Nie wiem dlaczego ostatnio tak lubię je czytać. Lekturę przerwał mi dzwonek do drzwi. Szybko próbowałam odgadnąć, kto o tej porze nas chce odwiedzić. Nie zwracając uwagi na fakt, iż jestem w samych majtkach i podkoszulce, poszłam otworzyć drzwi. Uchyliłam je i zobaczyłam Harry'ego jak odkłada walizkę na podłogę, uśmiecha się szeroko. Pisnęłam zadowolona jego imię i rzuciłam się mu na szyję. Wszedł dalej do mieszkania i uniósł mnie do góry.
Oplotłam jego biodra nogami i całowałam. Loczek oddawał każdy mój pocałunek, coraz bardziej je pogłębiając. Na śmierć zapomniałam, że dzisiaj wraca z Brukseli. Ciesząc się jego zapachem, dotykiem, jak i obecnością, oderwałam się od niego na chwilę.
-Witaj moja królewno. - uśmiechnął się ciepło.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz